Tragiczny finał operacji z użyciem robota. Pacjentka zmarła
Matka dziewięciorga dzieci zmarła po biopsji wykonanej w szpitalu w Czerwonej Górze. Wykonywano ją za pomocą nowoczesnego robota, który na oddziale obsługiwany był dopiero drugi dzień. Podczas zabiegu doszło do przecięcia aorty 66-letniej Ewy Kręcisz.
- Mama była kochana. Przeszła trochę w życiu, ale dała sobie radę, wychowała nas dziewięcioro z pomocą babci i dziadka. Wszystkim nam zapewniła byt – mówi Klaudia Kręcisz.
- Męża miała pijaka. Tyle dzieci i wszędzie sama musiała, na wywiadówki sama, zakupy czy coś to wszystko sama. Bardzo mi jej brakuje, tęsknię za nią bardzo – dodaje Justyna Stąpór.
ZOBACZ: Zmarła po przyjęciu do szpitala. Poważne zarzuty dla lekarki
Córki Ewy Kręcisz do dziś nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Wszystko rozegrało się w ciągu kilku dni w lipcu tego roku.
- Mama ogólnie była zdrowa. Umówiłam ją do pulmonologa, który powiedział, że musi zrobić z tego biopsję, pobrać wycinek, czy to jest rakotwórcze. Jeszcze ją osobiście zawoziłam do tego szpitala, no i dobrze się czuła. Ona się szykowała na zwykły zabieg pobrania biopsji, nawet się nie spakowała, bo myślała, że jej pobiorą i że wyjdzie na drugi dzień, to chyba się nie ma czego bać – opowiada Klaudia Kręcisz.
- Nic ją nie bolało, czy żeby kaszel miała, to nie, bo to była mała zmianka, milimetrowa. Mama jeszcze mówiła, że fajny lekarz, wszystko będzie dobrze. W środę jak miała mieć ten zabieg, dzwoniliśmy rano jeszcze się zapytać, jak się ma, no to już nie odbierała. Niby o godz. 9 ją wzięli na ten zabieg, te panie mówiły z sali – tłumaczy Justyna Stąpór.
ZOBACZ: Po operacji przestał chodzić! Walczy o ogromne zadośćuczynienie
Niestety sprawy przybrały dramatyczny bieg. Wszystko potoczyło się błyskawicznie.
- I ja do niej dzwoniłam, i siostra, i druga siostra, ale nic… Myślałyśmy, że po zabiegu może odpoczywa, może nie ma telefonu ze sobą. Ale w pewnym momencie dostaję telefon z intensywnej terapii w Kielcach, że mama nie żyje. No jak to moja mama nie żyje? Usłyszałam, że doszło do krwotoku i po prostu zmarła. Jak do krwotoku, przecież mama miała mieć normalne pobranie biopsji, więc mówię: jaka operacja? Dowiedziałam się, że operacja mamy była wykonywana przez robota, który był dwa dni w szpitalu – wspomina Klaudia Kręcisz.
- Pani Ewa miała mieć wykonaną biopsję i lekarze zapewniali, że to jest taki prosty, rutynowy zabieg. W połowie lipca otrzymaliśmy od szpitala w Czerwonej Górze komunikat o tym, że zastosowali po raz pierwszy robota w operacjach klatki piersiowej. Tutaj zacytuję fragment: „W dniach 16-18 lipca w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przeprowadzono serię przełomowych operacji, w lecznicy odbyły się w pierwsze w Polsce robotyczne zabiegi terakochirurgiczne” – informuje Paula Goszczyńska, dziennikarka Echa Dnia.
Dyrektor szpitala w Czerwonej Górze i lekarze wysłali do lokalnych mediów w Kielcach film, w którym chwalili się nowym robotem.
- I dosłownie kilka dni później do naszej redakcji zadzwoniła kobieta, która powiedziała, że jej mama była operowana przy pomocy robota i niestety tego nie przeżyła – dodaje Paula Goszczyńska.
ZOBACZ: Tajemnicze zaginięcie 47-latki. Niemal wszyscy wskazują jeden trop
Operacja Ewy Kręcisz odbyła się 17 lipca. Nie udało nam się osobiście porozmawiać z dyrektorem szpitala w Czerwonej Górze. W oświadczeniu czytamy: „Bardzo ubolewam w sprawie śmierci pani Ewy Kręcisz. Z uwagi na wszczęte przez prokuraturę śledztwo nie jestem uprawniony do udzielania informacji”.
- W tym postępowaniu badamy przypadek leczenia pacjentki, która zmarła w toku operacji przeprowadzonej przy użyciu specjalistycznego robota. Jesteśmy na etapie kompletowania dokumentacji medycznej, będziemy też pozyskiwać komplet dokumentacji związanej z robotem, który użyty był do operacji, ale także dokumentację związaną z przeszkoleniem personelu medycznego do obsługi tego robota. Na tym konkretnym oddziale ten robot był używany dopiero drugi dzień. Sama maszyna nie została zabezpieczona na potrzeby postępowania karnego – wyjaśnia Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.
- Siostra pytała: a jakby ręcznie pan doktor operował mamę, to by żyła? A on mówi: pewnie tak. Jakbyśmy wiedzieli, że to pierwszy raz, to byśmy nie wyrazili zgody. Ten wycinek już był pobrany do laboratorium, w ampułce już był, ale oni się zdecydowali usunąć tę zmianę. Ta aorta była pod nią, tak się tłumaczyli. Potem, jak przyszły wyniki z tej biopsji, no to był zapalny guzek, to nie była jakaś zmiana nowotworowa – mówi Justyna Stąpór.
- Ta sprawa będzie w jakiś sposób precedensowa, dotyczy bowiem zbadania, czy ten robot był prawidłowo skalibrowany, prawidłowo reagował na polecenia, które były mu wydawane, badamy oczywiście w tym postępowaniu odpowiedzialność konkretnych osób za ewentualne przestępstwo. Natomiast musimy mieć też wiedzę i pewność co do tego błędu. Mówimy ogólnie błędu, jeżeli chodzi o przebieg operacji medycznej, czy nie doszło na przykład w wyniku błędów technicznych do jakiejś usterki tego robota – dodaje Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.