Uciążliwa sala bankietowa. Mają dość
W Poradzewie w województwie łódzkim od 10 lat działa sala bankietowa, która mocno uprzykrza życie mieszkającej obok rodziny, zwłaszcza w nocy. Ponad rok temu wyszło na jaw, że sala działa nielegalnie, bo mieści się w wiejskiej świetlicy, na użytkowanie której nigdy nie wydano zgody. W sprawie interweniował nadzór budowlany, ale niewiele to zmieniło. Wójt tłumaczy, że niewiele może, a sołtys, że sala jest potrzebna mieszkańcom.
Państwo Kozielscy z Poradzewa pod Sieradzem od 10 lat mieszkają w sąsiedztwie sali bankietowej. Budynek powstał 35 lat temu w czynie społecznym jako świetlica wiejska. W 2014 roku obecny dzierżawca zmienił ją w lokal gastronomiczny.
- Już przed covidem żeśmy się buntowali. Nie do przeżycia, nie do wytrzymania, a moja odporność słabnie. Wtedy byłem młodszy. Dziś mam 66 lat, na emeryturze jestem. W tym czasie zapadłem na trzy choroby: nerwicę, cukrzycę i nadciśnienie. Były rozmowy, żeby to było ciszej, nigdy nie mogliśmy się dogadać – opowiada Kazimierz Kozielski.
Jesienią 2023 roku wyszło na jaw, że sala bankietowa mieści się w budynku, na który inwestor nigdy nie otrzymał pozwolenia użytkowania. Dzisiaj trudno ustalić, czy Społeczny Komitet Budowy świetlicy wiedział o tych nieprawidłowościach.
- Mamy decyzję Inspektora Powiatowego z Sieradza na wykonanie planu naprawczego polegającego na tym, żebyśmy przygotowali projekt zamienny zagospodarowania działki, zrobili inwentaryzację techniczną tego obiektu, audyt. Jesteśmy na etapie wykonywania tych zaleceń – mówi Krzysztof Andrzejewski, wójt Gminy Goszczanów.
Reporter: A dlaczego pan tego jeszcze nie zamknął, przecież pan ma takie możliwości?
Wójt: Nie mam takiej możliwości, nie ma takiej podstawy prawnej, żeby zamknąć. Na podstawie czego?
Reporter: A czy pan wnioskował do nadzoru budowlanego, żeby była taka decyzja, żeby zamknąć ten obiekt?
Wójt: Nie, nie wnioskowałem.
Reporterka: A dlaczego?
Wójt: Bo budynek ten jest potrzebny nie tylko dla przedsiębiorcy na działalność gospodarczą, ale dla mieszkańców, dla Koła Gospodyń.
ZOBACZ: W kilka miesięcy miał kupić 27 aut. Nie ma pojęcia, o co chodzi
- Ja pisałem do wójta pismo, że ten obiekt nie powinien być użytkowany, dlatego że nie ma pozwolenia na użytkowanie. Napisałem tak do wójta, żeby wójt miał też rozeznanie, żeby był świadomy, że ten obiekt użytkowany jest nielegalnie. I przede wszystkim do wójta teraz należy główna decyzja, żeby zamknąć ten obiekt, a nie do inspektora nadzoru – odpowiada Janusz Antczak, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Sieradzu.
Gmina Goszczanów jest właścicielem działki i świetlicy, a mimo to zaległości w legalizacji inwestycji są ponad 30-letnie. Dopiero w lutym budynek został wpisany do ewidencji, chociaż od 10 lat jest dzierżawiony na salę bankietową.
Reporter: Pan od 10 lat prowadzi pan działalność w budynku, którego z punktu formalnego nie ma, teraz zaczynają go legalizować.
Dzierżawca: Ale płacę za niego podatek, wodę, prąd.
Reporter: A pan jak wynajmował 10 lat temu, 2014 rok, to pan sprawdzał dokumenty, że jest pozwolenie?
Dzierżawca: Nie sprawdzałem, bo tu był wcześniej lokal. Jak się o wszystkim dowiedziałem, to już robię swój, chcę stąd wyjść jak najszybciej.
Reporter: Czy kiedykolwiek robił pan przegląd pożarowy?
Dzierżawca: Nie robiłem, szczerze mówiąc.
Reporter: A nie boi się pan, że coś się wydarzy?
Dzierżawca: Mnie teraz jak ktoś zamknie, to jest po mnie, bo ja buduję lokal, zatrudniam ludzi. Ja zamykam firmę wtedy.
ZOBACZ: Wybrali niestrzeżoną plażę. 13-latek utonął podczas kolonii
- Tu trzeba się odwołać do odpowiedzialności osoby, która to prowadzi, bo to jest jej odpowiedzialność, żeby zapewnić warunki na właściwym poziomie w obiekcie. Później odpowiedzialność spłynie wyłącznie na właściciela i użytkownika, o tym mówią wprost przepisy – ostrzega Krzysztof Ignaczak z Komendy Powiatowej PSP w Sieradzu.
Okazuje się, że to nie gmina podpisała umowę, na mocy której sala bankietowa funkcjonuje.
- Gmina nie wyrażała zgody na taką dzierżawę, na restaurację. Nie podpisywała umowy. Gmina w użyczenie dała ten obiekt Kołu Gospodyń Wiejskich – mówi wójt Krzysztof Andrzejewski.
Reporter: W umowach jest zapis, że musi gmina, czyli pan, panie wójcie, wyrazić zgodę na tę dzierżawę. A czy oni się zgłaszali po taką zgodę?
Wójt: Nie zgłaszali się, dopiero teraz się zgłosili. My dotarliśmy do tej umowy, którą podpisaliśmy i toczy się sprawa z Kołem Gospodyń Wiejskich. Jeżeli znajdzie się podstawa prawna do wypowiedzenia tej umowy, to wypowiemy umowę Kołu Gospodyń Wiejskich.
ZOBACZ: Przebita ściana domu, pianka montażowa w rurach. Wojna o majątek
W trakcie konfliktu o hałas okazało się, że nielegalnie postawiono także altanę przy płocie państwa Kozielskich. Jest samowolą wybudowaną z funduszy publicznych, bo gmina nie ma pozwolenia na budowę. Nadzór budowlany zdecydował, by rozebrać lub legalizować obiekt, a to z kolei może kosztować ponad 100 tys. zł.
- Mieszkańcy mają w użyczeniu teren. Jako gmina zakupiliśmy tylko materiał, a mieszkańcy sami, między innymi sąsiad, pobudował tę altanę i teraz jest problem. Nie czekał na zgłoszenie, które my, jako właściciel, powinniśmy zrobić. Toczy się postępowanie. Zobaczymy, jak się zakończy. Jeżeli trzeba będzie, to rozbierzemy altanę – tłumaczy wójt.
Od kilku miesięcy Koło Gospodyń Wiejskich ma nowy zarząd, chcieliśmy wyjaśnić legalność obecnej dzierżawy. Na spotkanie przyszli mieszkańcy Poradzewa.
Sołtys: Nasz obecny wójt nie jest niczemu winien.
Reporter: Jest sześć lat.
Sołtys: No dobrze, ale przecież pani sama dobrze wie, że to już 35 lat trwa. On nie był wtedy wójtem. My do wójta nie mamy nic. My nie wiemy, co się panu Kozielskiemu stało, że teraz mu się od półtora roku coś nie podoba. Jedna rodzina jest przeciwko całej wsi.
Reporter: Ale to nie ta rodzina jest od tego, żeby zalegalizować ten budynek.
Mężczyzna: To czemu nie legalizuje, tylko telewizję sprowadza?
Reporter: Czy komitet budowy wiedział, że wydzierżawia budynek, który nie ma odbioru, nie ma pozwolenia na użytkowanie?
Mieszkańcy: nie wiedzieli.
ZOBACZ: Chroni siebie i córkę. Ukrywają się przed ojcem dziecka
Cała sytuacja omal nie doprowadziła do tragedii.
Reporter: Panie Kazimierzu, przepraszam, ale ja muszę zadać to pytanie: czy podjął pan próbę samobójczą?
Kazimierz Kozielski: Tak.
Reporter: Przez to, co tam się dzieje za oknem?
Kazimierz Kozielski: Tak.
Reporter: Naprawdę był pan na skraju...
Kazimierz Kozielski: Byłem już okropnie wyczerpany.
Reporter: Ale pan wie, że to nie warto?
Kazimierz Kozielski: Wtedy się nie wie.
ZOBACZ: Chciały poprawić urodę. Zabiegi skończyły się fatalnie
- Chcieli nam zamknąć po prostu buzię, żebyśmy się nie odzywali, żebyśmy cicho byli. Chcą mi zabrać to, co najdroższe i z jakiego powodu? Z tego, że ktoś chce sobie nielegalnie korzystać i czerpać zysk na krzywdzie ludzkiej… Niech żyją tak, żeby inni nie płakali - podsumowuje Dorota Kozielska, żona pana Kazimierza.