Policja „zgubiła” części od roweru. Właściciel mówi o złodzieju z komendy

Emerytowany policjant Marek Mazur twierdzi, że w szeregach funkcjonariuszy z Wałbrzycha jest złodziej, który zabrał części z jego roweru. Warty kiedyś 8000 zł jednoślad zabezpieczono jako dowód w sprawie kradzieży na… cztery lata. Panu Markowi udało się go odzyskać dopiero, gdy skierował oficjalne pismo. Wówczas okazało się, że rower - już podczas pobytu na komendzie - zubożał o kilka części.

52-letni Marek Mazur z Wałbrzycha jest emerytowanym podinspektorem policji, w której pracował 24 lata. W 2019 roku skradziono mu z piwnicy rower. Odzyskano go pół roku później. Policja nie zwróciła jednak roweru właścicielowi, bo miał być dowodem rzeczowym w sprawie.

- Pojechałem na komisariat i jeszcze miałem takie szczęście, że to był komisariat, na którym wcześniej byłem komendantem, więc rozmawiałam ze swoimi byłymi podwładnymi. Okazano mi ten rower, przesłuchano mnie jako świadka, ale roweru mi nie oddano. Otrzymałem informację, że zostanie uznany za dowód rzeczowy. To był 31 grudnia 2019 roku. Rower kosztował 8000 zł, to kolarzówka, szosowy rower – opowiada Marek Mazur.

ZOBACZ: Bez zaległych pensji i odpraw. Walczą o 1,6 mln zł

Latem 2020 roku Komisariat V został połączony z Komisariatem I. Tam po dwóch latach zgłosił się pan Marek, by odebrać rower. Przychodził wielokrotnie, ale zawsze coś wypadało i roweru nie mógł odebrać.

- Przez cztery lata nie mam żadnej informacji, nie dostaję żadnego wezwania do odbioru. Trzy czy cztery razy tam jestem, odbijam się od drzwi, ale nie mam jakichś tam wielkich pretensji, nie robię awantury. W końcu napisałem pismo. Dos

Wałbrzych. Emerytowany policjant mówi o kradzieży na komendzie

tałem wezwanie i pojechałem na komisariat, był 29 listopada 2023 roku, czyli prawie cztery lata od momentu, kiedy ten rower został odzyskany – opowiada Marek Mazur.

- Według mojej wiedzy policja nie wiedziała, gdzie jest rower, ponieważ od kolegów policjantów dowiedzieliśmy się, że był on poszukiwany w różnych pomieszczeniach, w wydziale dochodzeniowym Komisariatu I, nawet w Komendzie Miejskiej w Wałbrzychu – opowiada anonimowo funkcjonariusz z Wałbrzycha.

Reporterka: Policja zgubiła rower, który miał być dowodem rzeczowym?

Policjant: Tak trzeba to nazwać. Świadczy o tym fakt, że rower nie mógł być bardzo długo wydany. Kierownictwo komisariatu nie radziło sobie z tą sprawą.

ZOBACZ: Tysiące poszkodowanych przez dewelopera. Budowy stanęły

Kiedy po czterech latach Marek Mazur odebrał wreszcie swój rower, nie miał on trzech części: siodełka, korby i pedału. Ponieważ komendant Komisariatu I nie chciał zająć się sprawą, trafiła ona do komendanta miejskiego policji w Wałbrzychu. Ten obiecał wyjaśnienia, ale nie zrobił tego.

- Jeśli coś ginie w komisariacie, to jest takie wydarzenie nadzwyczajne, bo tutaj możemy podejrzewać, że mamy złodzieja, że są jakieś nieprawidłowości i tu reakcja musi być natychmiastowa i zdecydowana. A tutaj tak: komendant ze mną się nie spotyka, bo nie ma czasu. Nie wyznacza terminu spotkania, nie wydaje poleceń swoim pracownikom, żeby przyjąć ode mnie jakiekolwiek zawiadomienie, porozmawiać, bo jeśli ja mówię, że brakuje czegoś, to nie wyparowało to, wiadomo, że ktoś to ukradł i to jest sprawa bardzo poważna. Mimo że tam wartość nie jest znaczna, bo to jest między 1500 a 2000 zł, ale mówimy o tym, że w szeregach policji mamy złodzieja – komentuje Marek Mazur.

- Prokurator z Prokuratury Rejonowej w Kłodzku wszczęła śledztwo własne, z uwagi na to iż dotyczy ona funkcjonariuszy policji. Zgodnie z przepisami takie postępowanie prowadzi się w formie śledztwa własnego – informuje Małgorzata Czajkowska z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

ZOBACZ: Na Zanzibarze zaraził się malarią. Zmarł w polskim szpitalu

Marek Mazur złożył skargę do Wydziału Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Wszczęto postępowanie wyjaśniające o niedopełnienie obowiązków przez obu komendantów. Trwało ponad dwa miesiące. Uznano, że do kradzieży na komisariacie nie doszło.

- Efektem tego postępowania były wnioski, że najprawdopodobniej doszło w wyniku niezamierzonych działań do zagubienia tych elementów wyposażenia roweru. Była konieczna wnikliwa analiza czy poszukiwania, aby zweryfikować, czy po prostu te elementy się tam znajdują, ponieważ z racji tego, że ten pedał był osobno, to mogło być tak, że po prostu gdzieś został odłożony w inne miejsce, tego ustalić się już nie udało. Niemniej jednak ten wniosek z tego postępowania wyjaśniającego jest właśnie taki, że w związku z niezamierzonym uchybieniem, nieustalonych funkcjonariuszy Komisariatu V Policji, doszło do zagubienia, po prostu, tych elementów – wyjaśnia Przemysław Ratajczyk z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

- Trzy niezależne części nie mogły się same odkręcić i zaginąć, bo taką narrację przyjęto w komendzie w Wałbrzychu. Tak się tłumaczą panowie komendanci. Nie było kradzieży, bo tu wszyscy jak ognia boją się słowa „złodziej”, „kradzież”, oni nie chcą tego przyjąć  – komentuje Marek Mazur.

Reporter: Zrobiliście ekspertyzę i wyszło, że ktoś je odkręcił, czy że same odpadły?

Przemysław Ratajczyk, KWP Wrocław: W momencie ujawnienia tego skradzionego roweru, czyli w momencie jego odzyskania i okazania go właścicielowi, mówię, że te uszkodzenie już były, o czym poświadczył sam właściciel.

Reporter: Ale uszkodzenia to nie braki…

Przemysław Ratajczyk, KWP Wrocław: Oczywiście. One nie były zdatne do użytku. Co więcej, specjalista w tym zakresie dokonująca ekspertyzy wykazała, że dalsze użytkowanie tych elementów mogło stworzyć zagrożenie dla życia użytkownika. Tak że ich wartość była znikoma, co jest jakby przesłanką ku temu, że jakakolwiek kradzież bądź przywłaszczenie tych elementów nie wiązało się z jakimkolwiek wzbogaceniem takiej osoby, która miałaby dokonać takiego czynu, więc wykluczono tę ewentualność z racji tego, że nie przedstawiały te elementy żadnej wartości. Nie ulega wątpliwości, że nie powinno dojść do takiej sytuacji, że te elementy zaginęły.

ZOBACZ: Kolosalne rachunki za ciepło. Bez szans na spłatę długów

- I oni też taką narrację przyjęli, że oni by go dawno oddali, a ja go nie chciałem odebrać. Tylko ja mogę podać trzy czy cztery osoby, z którymi ja tam jeździłem – zaznacza Marek Mazur.

- Na pewno był kontakt ze strony funkcjonariuszy komisariatu, tutaj właściciel był proszony o to, aby odebrał ten rower – mówi Przemysław Ratajczyk z KWP Wrocław.

Reporter: A kiedy policja wystawiła pismo, w którym wzywa właściciela do odebrania mienia, kiedy to się wydarzyło, oficjalnie?

Przemysław Ratajczyk, KWP Wrocław: To się wydarzyło w roku 2023. W związku z tym, że doszło do uchybienia, które nie było jednak przewinieniem dyscyplinarnym, w ramach swoich kompetencji oraz przepisów w tym zakresie obowiązujących, komendant wojewódzki we Wrocławiu wyciągnął konsekwencje służbowe zarówno wobec komendanta miejskiego policji w Wałbrzychu, jak i komendanta Komisariatu I w Wałbrzychu.

Reporter: Jakie?

Przemysław Ratajczyk, KWP Wrocław: Stosowne do uchybienia. Przeprowadzona została rozmowa instruktażowa zarówno z komendantem miejskim, jak i komendantem Komisariatu I. Jest to środek przewidziany w przepisach.

ZOBACZ: Przeraźliwy ból po operacji. Lekarze nie pomogli

Rower powinien wrócić do właściciela w 2020 roku. Teraz sprawa trafi do Komendy Głównej Policji, a krąg osób, którym podinspektor zarzuca co najmniej nieprawidłowości w postępowaniach, jest coraz większy. Śledztwo w prokuraturze przedłużono do 10 marca.

- To wygląda tak; poszedłem do pana komendanta z Jedynki, który nie chciał przyjąć zawiadomienia. Poszedłem na skargę do pana komendanta miejskiego, który mnie oszukał, napisałem do Komendy Wojewódzkiej, która sfałszowała wszystkie sprawozdania i wszelkie dokumenty, jakie mogła sfałszować. Mówię z pełną odpowiedzialnością: manipulują słowami tak, że odwracają ich znaczenie o 180 stopni. Ja jestem wyższym oficerem policji i to, że ja przychodzę do Telewizji Polsat, i ja wylewam swoje żale, ja nie jestem z tego powodu dumny, absolutnie. Tylko to już jest moja bezsilność, bo to co się dzieje, co robią ci ludzie, jak oni się czują bezkarni, jak oni się śmieją ludziom w twarz, to przechodzi ludzkie pojęcie. To przechodzi ludzkie pojęcie, „bo my mamy kolegów we Wrocławiu” i tyle. Ja nie wiem, czy ci z Wrocławia mają kolegów w Warszawie. Mam nadzieję że nie – podsumowuje Marek Mazur.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX