Strach w wiosce na Mazowszu. Ludzie boją się chodzić ulicą

Mieszkańcy niewielkiej wioski pod Nowym Dworem Mazowieckim są przerażeni i bezradni. Obawiają się pogryzienia przez dwa amstaffy, które uciekają z posesji na ulice. Psy mają atakować inne zwierzęta oraz ludzi. Właściciel zdaje się nie dostrzegać problemu.

Mieszkańcy są zrozpaczeni i przestraszeniu. Zebrali się, by opowiedzieć nam o swoim koszmarze.  

- Zaczęło się od tego, że pan Marcin zakupił sobie pieski w typie rasy amstaff i rozpoczął ich rozmnażanie w piwnicy. Pieski zaczęły dorastać, wychodzić na ulice i atakować ludzi – mówi mieszkanka.

- Nikt nie reaguje, doszło już do pogryzień, zagryzień innych zwierząt – alarmuje inna.

- Szybciej by można dziecko odebrać niż psa. Nastolatka pogryzły, w dodatku on jest niepełnosprawny, lekko utyka na nogi i tym ludziom nic nie daje to do myślenia – wskazuje kolejna.

- Są dzieci, które chodzą do sklepu całkowicie naokoło. Idziemy i tylko patrzymy na to podwórko, czy te psy nie będą latać – słyszymy od zgromadzonych.

ZOBACZ: Policja „zgubiła” części od roweru. Właściciel mówi o złodzieju z komendy

Marcin G. - właściciel psów - mieszka z matką i ojczymem. Na ich posesji nie ma ogrodzenia, a psy biegają po całej wsi bez żadnej kontroli.

- Mężczyzna jest agresywny, jest dość młodą osobą, bardzo nieodpowiedzialną. Prosiliśmy go, by zrobił ogrodzenie na posesji, gdzie psy mogłyby biegać, ale niestety nie słucha się i nie widzi żadnego problemu w tym, że te psy atakują ludzi – twierdzi jedna z mieszkanek.  

- Oni ich tam szkolą nie wiem na co, z jednej miski jadły, gryzły się razem, jakby do walki  były szkolone – zastanawia się mieszkaniec.

Sytuacja przez lata stawała się coraz groźniejsza. Aż w końcu psy zaczęły atakować mieszkańców.

- Była sprawa, gdy nastolatek został pogryziony. Te psy powinny iść na kwarantannę, ale nie zabrali, bo okazało się, że zostały zaszczepione – mówi jedna z mieszkanek.  

- Z takimi psami to trzeba chodzić na smyczy na spacer, socjalizować z otoczeniem i pójść w pola, by pies się wybiegał – ocenia pani Katarzyna ze Stowarzyszenia Pomiechowskie Bezdomniaki.

ZOBACZ: Tysiące poszkodowanych przez dewelopera. Budowy stanęły

Mieszkańcy boją się o zdrowie i życie, szczególnie dzieci. Niezabezpieczona posesja jest tuż obok przystanku autobusowego. Ludzie czują się bezradni, bo o problemie informowali wiele instytucji, ale nikt nie jest w stanie pomóc.

- Pies w ciągłym zamknięciu, bez kontaktu z człowiekiem po prostu dziczeje. One powinny być u osób, które znają specyfikę rasy, które nie będą trzymać tych psów na dworze. Wiemy, że stwarzają zagrożenie dla mieszkańców, ale szkoda nam po ludzku tych psów, to nie jest ich wina, że one takie są – mówi pani Katarzyna ze Stowarzyszenia Pomiechowskie Bezdomniaki.

Problem próbowały rozwiązać organizacje zajmujące się zwierzętami. Bezskutecznie. Właściciel psów zagrożenia nie widzi, a urzędy mają zawiązane ręce. 

- Zdaję sobie sprawę, że one są agresywne, co będzie dalej trudno powiedzieć. Na chwilę obecną, jako urząd mamy związane ręce. Myślę, że na razie odebrać te psy może tylko policja – ocenia Agnieszka Dębska z Urzędu Gminy w Pomiechówku.

- W kilku przypadkach policjanci nałożyli mandaty karne, w kilku przypadkach skierowaliśmy wnioski do Sądu Rejonowego w Nowym Dworze Mazowieckim – informuje Joanna Wielocha z policji w Nowym Dworze Mazowieckim.

- Udało nam się je wykastrować i zaczipować, nawet znaleźliśmy dla nich dom, ale niestety - kiedy doszło rozmowy telefonicznej z właścicielem, padły niemiłe słowa i nie udało się dalej  pomóc. Jak pogryzą człowieka, to są uznawane za agresywne i poddawane eutanazji, to nie jest rozwiązanie. Prawda jest taka, że to ta osoba jest nieodpowiedzialna, bo zdarzały się sytuacje, że on nakłaniał te psy do agresji. Jeżeli one będą dalej uciekać, to może skończyć się tragedią - ostrzega  pani Patrycja ze Stowarzyszenia Pomiechowskie Bezdomniaki.

ZOBACZ: Bez zaległych pensji i odpraw. Walczą o 1,6 mln zł

Chcieliśmy porozmawiać z właścicielem psów. Ten o jakimkolwiek rozwiązaniu problemu nawet nie chce słyszeć. Najpierw rozmawiamy z ojczymem właściciela.

- Psy to nie moja wina, on narobił sobie bidy, ja już mówiłem kobiecie siedem lat temu, że będą kłopoty. Powiedział, że psów nie odda, a pójdzie siedzieć. To nie jest normalne, że wszyscy się boją – komentuje ojczym właściciela psów.

Rozmowa z właścicielem:

- To są członkowie rodziny

- Odda pan te psy?

- A z jakiej racji?

- A dlaczego pan nie ma ogrodzenia, nie byłoby łatwiej?

- Muszę uregulować sprawy majątkowe, spadkowe. W Internecie obsmarowanie, wszyscy tacy, k***… Był jeszcze Kajtek, nie ma go, bo gdzieś przepadł, to on był główny prowodyr, ja nie ukrywam tego.

- Ale psy nie mogą tak chodzić.

- Nie chodzą, teraz mają już odpowiednia opiekę.

- Woli pan płacić mandaty?

- Pani mnie w ogóle nie rozumie . Pani robi ze mnie, k***, nieodpowiedzialnego człowieka, który ma bestie. Jedzie pani, skąd pani przyjechała!

ZOBACZ: Regularnie odprowadzał składki. Po wypadku został bez niczego

- Wszyscy się za to wezmą, jak dojdzie do tragedii, zagryzą dzieciaka, to będzie wtedy kłopot  - podsumowuje jeden z mieszkańców.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX