Bez wypłat, odpraw i dokumentów. Nagle zamknęli zakład

Pracownicy firmy Plati w Kwidzynie zostali bez zaległych pensji, odpraw i świadectw pracy. Firma produkowała kable. Swoją działalność przeniosła do Niemiec i Rumunii. A polscy pracownicy zostali z niczym. Na rynku pracy w Kwidzynie zostało blisko 200 osób, w tym pracownicy w wieku przedemerytalnym.
- 25 lat przepracowałam w tym zakładzie, naprawdę straszne, co oni z nami robią – mówi pracownica zakładu.
- Gdzie ja pójdę po świadectwo pracy? Nie mam żadnych informacji – podkreśla inna.
- Zostawiłam tam 17 lat pracując na siłownikach ręcznych, ręce mam zniszczone. Wyrzucili mnie jak śmiecia… Jak śmiecia – powtarza kolejna.
ZOBACZ: Nie może wejść do swojego mieszkania. Lokator nie pozwala
Tak zrozpaczeni są pracownicy firmy Plati w Kwidzynie w województwie pomorskim. Ludzie zostali bez zaległych pensji, odpraw, a część z nich nawet bez świadectw pracy.
- Pracowałam 20 lat w tym zakładzie, prosili do końca, żeby dać z siebie wszystko. Robiliśmy po 12 godzin, a zrobili, jak zrobili – słyszymy od jednej z zatrudnionych.
- W tej sytuacji bez odsetek są mi winni 24 tys. zł. To odprawa i dwumiesięczna wypłata za styczeń i luty – dodaje inna.
ZOBACZ: Tysiące poszkodowanych przez dewelopera. Budowy stanęły
Firma Plati ma obecnie niemieckiego właściciela. Produkowała kable, swoją działalność przeniosła do Niemiec i Rumunii. A polscy pracownicy zostali z niczym. Na rynku pracy w Kwidzynie zostało blisko 200 osób, w tym pracownicy w wieku przedemerytalnym, tak jak pani Jadwiga.
- 20 lat pracowałam, na dziale lutowania i cynowania. Teraz nie mogę się zarejestrować w urzędzie, bez świadectwa nie mogę praktycznie nic zrobić. Mam 58 lat, jestem osobą chronioną, dlatego nie byłam zwolniona w tym zakładzie. Nasz wiek, to że jesteśmy w wieku przedemerytalnym, oznacza, że ciężko jest znaleźć coś nowego, pracodawca nie chce takich ludzi jak my – mówi pani Jadwiga.
Pani Mariola ma 58 lat, w zakładzie pracowała od 2013 roku. Dziś utrzymuje się z mężem z jego renty - dwóch tysięcy złotych.
- Cały czas myślałam, że ta pensja będzie, bo zapowiadali, że będzie, ale z opóźnieniem. A teraz już nie ma szans – mówi.
ZOBACZ: Strach w wiosce na Mazowszu. Ludzie boją się chodzić ulicą
Biura firmy zostały zamknięte, magazyny opustoszały, a pracownicy nie wiedzą, gdzie i od kogo mogą dostać świadectwa pracy. Telefony firmy milczą.
Udało nam się skontaktować z polskim dyrektorem fabryki.
- Chciałabym dowiedzieć się, co z pieniędzmi dla ludzi, co ze świadectwami.
- Ja nie wiem, nie mam żadnych danych od właścicieli.
- A ma pan do niego numer telefonu, żeby się skontaktować?
- Nie, nie mam. Jakbym miał więcej wiadomości, tobym się wypowiedział przed kamerami, ale jestem w takiej sytuacji, że ja nie wiem… Ja się sam zwolniłem.
ZOBACZ: Sprzeczne opinie tych samych lekarek. Chory bez renty
- W styczniu dowiedzieliśmy się, jak bardzo tragiczna jest sytuacja tych pracowników. Ta pierwsza grupa osób, które zostały zwolnione, nie uzyskały odpraw, nie uzyskały odszkodowań. W przypadku drugiej grupy pracowników, tych którym stosunki pracy ustały w styczniu tego roku, pracownicy ci również nie dostali wynagrodzenia za styczeń. I zostaje nam trzecia grupa pracowników, którzy ze względu na swoją szczególną sytuację prawną zostają pod ochroną, pracodawca nie może rozwiązać z nimi stosunku pracy. To są panie w wieku przedemerytalnym, panie na zasiłkach macierzyńskich, na zasiłkach wychowawczych, panie przebywające na zasiłkach chorobowych. Nie ma siedziby pracodawcy, nie ma nikogo, kto go reprezentuje na terenie miasta. Oni nie mają gdzie złożyć wypowiedzeń – wyjaśnia Anna Urbanowicz, prawnik Forum Związków Zawodowych i dodaje, że obecnie nie ma żadnego kontaktu z przedstawicielami firmy.
Pracownicy zaalarmowali Inspekcję Pracy, złożyli też doniesienie do prokuratury. Pomoc zaoferował burmistrz Kwidzyna, ale jak sam przyznaje - sytuacja jest trudna.
- To jest bardzo duży problem dla naszej społeczności lokalnej, dla miasta Kwidzyna, dla powiatu kwidzyńskiego. Z ostatnich informacji, jakie posiadam z Powiatowego Urzędu Pracy wynika, że na chwilę obecną zarejestrowało się 70 byłych pracowników, a 17 znalazło nowe zatrudnienie. Zorganizowaliśmy tymczasowy punkt doradczo-konsultacyjny, ten punkt cieszył się dużym zainteresowaniem – informuje Sebastian Kasztelan, burmistrz Kwidzyna.
- Czuje się potraktowana jak śmieć. Dawałyśmy z siebie nie 100 procent, a 1000 procent, każda z nas – podsumowuje jedna z pracownic zakładu.