Tuż przed terminem odwołano operację. Chora na raka pozwie szpital

Chora na nowotwór pani Manuela zapowiada walkę ze szpitalem w Nowym Sączu, gdzie tuż przed terminem odwołano operację dużego guza piersi. Kobieta musiała szukać ratunku gdzie indziej. Przed nią walka o zdrowie. Później 36-latka zamierza pozwać szpital za narażenie jej na utratę życia.
36-letnia pani Manuela mieszka w małej miejscowości Siary w Małopolsce. Samotnie wychowuje córkę Nelę. Z powodu wielomiesięcznych zaniedbań w szpitalach dziś musi walczyć o swoje życie.
- Mogłoby się to wszystko skończyć inaczej, bo 23 kwietnia minie rok, odkąd sobie znalazłam sama guzka i sama poszłam, żeby ktoś mi to przebadał. Jeszcze rok, dwa i już by mnie nie było – mówi Manuela Litwa.
ZOBACZ: Patrole obywatelskie nad morzem. Ludzie musieli zareagować
Pani Manuela przez lata walczyła o zdrowie córki. Kiedy skończyły się kłopoty zdrowotne 8-letniej Neli, wszystko zaczęło się układać. Do czasu. W kwietniu zeszłego roku pani Manuela wyczuła guza w piersi. Natychmiast poszła do lekarza. Leczenie rozpoczęła w szpitalu w Gorlicach i choć zrobiono jej biopsję, to na operację lekarz kazał czekać. Pani Manuela czuła się coraz gorzej.
- Dostałam kwit, że w listopadzie muszę przyjść do kontroli, ale coraz gorzej się czułam, pierś mnie bolała, zaczęło z niej coś wyciekać – wspomina.
Pani Manuela nie mogła dłużej czekać. Szpital w Gorlicach nie zrobił nic, aby jej pomóc. Z guzem piersi sama zaczęła szukać lekarza. We wrześniu trafiła do szpitala w Nowym Sączu. Ale i tu decyzji o natychmiastowej operacji wielkiego guza nie było. Termin wyznaczono na 6 grudnia, ale tuż przed - operację odwołano.
- Dwa czy trzy dni przed operacją zadzwoniła pani sekretarka z oddziału, że operacji nie będzie. Do dzisiaj nie wiem dlaczego. Lekarze wiedzieli, że to rośnie i jest niebezpieczne, wszystko wiedzieli – podkreśla pani Manuela.
- To jest niepojęte. Operacja była umówiona, wszystkie badania przed nią uzgodnione. To lekarz powinien szukać albo odesłać do innego ośrodka, gdzie taką operację się przeprowadza – mówi pani Małgorzata, kuzynka pani Manueli.
- Zostałam na lodzie, przez telefon mnie poinformowano, że operacji nie będzie. Jak zapytałam, co mam zrobić, usłyszałam: to proszę przyjechać, porozmawiać z profesorem. Zostałam ochrzaniona. Powiedzieli, że jak mi nie pasuje, to mogę napisać skargę – relacjonuje pani Manuela.
ZOBACZ: Tajemnica zaginięcia Karoliny Wróbel
Zrozpaczona, chora kobieta sama szukała ratunku. Znalazła prawie 100 kilometrów od swojego domu, w szpitalu w Brzozowie na Podkarpaciu. Tu w końcu lekarze zajęli się chorą panią Manuelą.
- W zależności od tego jak bardzo zmiana jest podejrzana, tak też powinno się z uporem dążyć do wprowadzenia takich metod diagnostyki, które sprawę wyjaśnią – podkreśla dr Józef Gancarz, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej, kierownik Centrum Diagnostyki i Leczenia chorób piersi w Podkarpackim Ośrodku Onkologicznym w Brzozowie.
- Im szybciej rozpoznamy, im szybciej przeprowadzimy diagnostykę i zoperujemy, tym lepsze będą wyniki. Najlepiej byłoby to zrobić w ciągu miesiąca, półtora miesiąca - tłumaczy dr Józef Oberc ze Szpitala Specjalistycznego w Brzozowie.
- Wydaje się, że w przypadku pani Manueli zabrakło tej rozmowy, tego konsyliarnego rozstrzygnięcia jej przypadku, który nie był taki prosty. Ona sama o to zadbała, ale chodzi o to, by pacjent nie musiał o to dbać, ale by się to odbywało na jego oczach – dodaje Tomasz Kondraciuk, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Brzozowie.
ZOBACZ: Oszust w koloratce. Uciekł z milionami
Pani Manuela jest już po operacji. Ma usuniętą pierś. Od momentu wykrycia guza w pierwszym szpitalu minęło wiele miesięcy. Panią Manuelę czeka teraz walka o życie. Zostanie poddana chemio- i radioterapii.
- Nie wiem, dlaczego odwołano operację, czekam na odpowiedź lekarza, który w tym brał udział, a już nie pracuje u nas. Skończył mu się kontrakt z końcem roku i myśmy tego kontraktu go nie przedłużyli – słyszymy od Bogusława Latacza, zastępcy dyrektora ds. Lecznictwa Szpitala Specjalistycznego im. Jędrzeja Śniadeckiego w Nowym Sączu.
Jak podkreśla „nie jest standardem informowanie dyrekcji, że się odwołuje zabieg”.
- Nadal nie wiem, jak do tego doszło. Znam relację pacjentki. Nie wiem, jaka jest relacja lekarza, który podjął takie, a nie inne decyzje. Muszę dostać dokumenty, porozmawiać z lekarzem, bo prawda jest taka, że chodzimy po kruchym lodzie. To jest odpowiedzialność, także zawodowa, więc muszę mieć pełne pojęcie o tym, co się stało i dlaczego tak się zdarzyło. Na podstawie tego będziemy wyciągać wnioski – zapowiada dyrektor.
ZOBACZ: Dramat ratowników. Ich karetka spłonęła
Walka samotnej matki nie będzie łatwa. Teraz liczy się dla niej tylko życie i zdrowie, a jeśli wygra z rakiem, to z lekarzami z nowosądeckiego szpitala chce spotkać się w sądzie.
- Walczcie, kobiety, walczcie – apeluje.