Warszawski horror. Sąsiadka z młotkiem, kwasem i nożem

Sąsiadka z piekła rodem w centrum Warszawy. Atakuje młotkiem, przebija opony, oblewa drzwi kwasem, wybija szyby. Sprawa wraca jak bumerang. Mimo policyjnych interwencji i przymusowego leczenia Beata J. wciąż sieje strach.
W bloku w centrum Warszawy mieszka samotna kobieta, która zamieniła życie sąsiadów w koszmar.
- Zaczęło się od nieprzyjemnych, wulgarnych wypowiedzi, zaczęło się od maili z pogróżkami i wyzwiskami, potem były groźby pozbawienia zdrowia i życia naszych pracowników. Ta pani oblała drzwi jakąś substancją chemiczną, prawdopodobnie był to kwas masłowy, potem trzeba było wymienić drzwi wejściowe, bo nie dało się tego zapachu zlikwidować – opowiada Bartłomiej Kaliński, pracownik spółdzielni.
- Ta osoba wysypała śmieci pod drzwi szkoły rysunku. Miało miejsce też niszczenie samochodów, podlewanie kwasem samochodów, przebijanie opon na parkingu – pokazuje nam zdjęcia zniszczeń Roman Tomasiewicz, administrator budynku.
- Nigdy nie wiem, czy samochód będzie ok, jak wyjdę z firmy. Czy jak będę chciał wyjechać na miasto, czy nie wyskoczy z jakimś narzędziem. Jest obawa cały czas. Jesteśmy nękani przez panią: wpada na przykład do nas do punktu ksero, gdy są klienci, no i są wyzwiska. Staramy się nie reagować, tylko po prostu ignorować to, bo jeżeli zacznie się z nią dyskusję, to się to nasila, ona się nakręca i w taką agresję dużą wchodzi – tłumaczą panowie Michał i Rafał, pracownicy pobliskiego punktu ksero.
- Przyjeżdża towar do restauracji, a ona go wyrzuca, depcze pomidory, rzuca pomarańczami, uszkodziła im samochód, który musieli sprzedać, bo czymś oblała. Pracownicy, którzy dowozili z restauracji jedzenie, to jednego ganiała z młotkiem i nożem. Jest niebezpieczna, nie wiadomo, czy człowiek nie dostanie młotkiem albo nożem w plecy. Trzeba bardzo uważać, sąsiadkę zaatakowała ze szpikulcem – dodaje Teresa Lipińska, mieszkanka bloku.
ZOBACZ: Wyremontowali, a teraz muszą odejść. Dwa tygodnie na wyprowadzkę
O kolejnych szokujących zachowaniach sąsiadki opowiada inny pracownik punktu ksero, pan Maciej.
- Wybiła szybę mi z przodu. Nie był to jedyny akt wandalizmu, bo często na samochód były wyrzucane śmieci, oblewany był jakimś z ryby olejem, niszczona była witryna, przebijane były koła dostawców. Jest tego sporo, jest to udokumentowane wszystko. Zawsze dzwoniliśmy na policję, natomiast system pani jest taki, że zanim przyjedzie policja, to ona w tym czasie wsiada w taksówkę i jedzie. I my jesteśmy wysyłani, żeby złożyć zeznania, ale z tymi zeznaniami się nic nie dzieje – podkreśla.
- Sprawy zostały zgłoszone, policja te sprawy, pomimo ewidentnych dowodów, zeznań świadków, umorzyła z powodu braku znamion czynu zabronionego i nie wykrycia sprawców – dodaje Bartłomiej Kaliński, pracownik spółdzielni.
ZOBACZ: Wymagają całodobowej opieki. Wsparcie jest, brakuje podpisu NFZ
Co na to policja? Pytając o wyjaśnienia pokazaliśmy funkcjonariuszom jeden z filmów dokumentujących zachowanie kobiety. Widać na nim, jak przebija opony.
- W tej sprawie również było prowadzone postępowanie. Policjanci na przestrzeni tych lat zrobili wszystko, co w tej sprawie zrobić mogli, czyli reagujemy na każde zgłoszone materiały, za każdym razem były przekazywane materiały do prokuratury czy też do sądu. Natomiast dalsze czynności leżą już w gestii prokuratury i sądu – odpowiada Marta Sulowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV.
- Prowadzone były dwa postępowania dotyczące między innymi zniszczenia mienia i kierowania gróźb karalnych. Pani została ukarana, w jednym z wyroków nakazowych orzeczono karę ograniczenia wolności, natomiast już później zostało zastosowane wobec niej leczenie obowiązkowe – informuje Piotr Antoni Skiba z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Pani wyszła i z powrotem robi to samo – podsumowuje pan Maciej, pracownik punktu ksero.
ZOBACZ: Zapłacili za dom, dziś grozi im eksmisja. Mówią o wyzysku
Po ostatnim ataku z jajami i groźbach wobec administratora budynku policja prowadzi kolejne postępowania. Próbowaliśmy porozmawiać z Beatą J.:
Dziennikarz: Proszę pani, chciałam porozmawiać o pani stosunkach z sąsiadami. Dokucza pani cały czas sąsiadom, ludzie już nie mogą tego wytrzymać.
Beata J.: Nikomu nie dokuczam.
Dziennikarz: Czy pani w poniedziałek nie pomalowała tam witryny jajami w punkcie ksero?
Beata J.: Od tego jest policja i inne służby.
Dziennikarz: Ale dlaczego pani to robi?
Beata J.: Ten pan tam nie mieszka i wchodzi bez umowy na teren.
Dziennikarz: Jak chcę poznać pani wersję zdarzeń, dlaczego pani ma konflikt z tym panem? Halo!
Beata J.: (Odchodzi).
ZOBACZ: Niepełnosprawny jak więzień. Ile jeszcze ma czekać na zgodę urzędników?
- Prawo polskie nie jest bezradne w takich sytuacjach. Kiedy mamy do czynienia z wyjątkowo uciążliwym sąsiadem i jeżeli mamy na te okoliczności dowody, może wystąpić spółdzielnia do sądu, żeby sąd zezwolił spółdzielni na licytacyjną sprzedaż takiego mieszkania. Taka osoba zostałaby eksmitowana, a jej nieruchomość zostałaby sprzedana. Przysługiwałaby jej oczywiście cena zapłaty za nieruchomość. Gdyby okazało się, że osoba ta jest niepoczytalna, to na próżno wzywać policję, można karetkę. Jeżeli załoga karetki uzna, że ta osoba jest agresywna i zagraża bezpieczeństwu, może nawet wbrew jej zgody umieścić ją na przymusowym leczeniu za zgodą sądu – tłumaczy adwokat Aleksandra Walkiewicz.
- To jest osoba, która może popełnić zbrodnię. Żeby to się nie powtórzyło, co było na Uniwersytecie Warszawskim – przestrzega Teresa Lipińska, mieszkanka bloku.