Kamienica grozi zawaleniem. Miasto nie ma lokali zastępczych

Małżeństwo z pięciorgiem dzieci żyje w kamienicy, która w każdej chwili może się zawalić. Gdy za oknem przejeżdża ciężarówka, szklanki wypadają z szafek, a bojler potrafi odpaść od ściany w łazience. Do tego przecieka dach i z powodu wilgoci wychodzi grzyb. W kamienicy w Bydgoszczy mieszka więcej osób. Nadzór budowlany nakazał ich przesiedlenie, ale miastu brakuje lokali.
- Dzieci kaszlą, kichają, wiecznie są choroby, wiecznie coś się dzieje, trzeba chodzić po lekarzach. W tych warunkach nie da się żyć. Czuć też drgania w budynku, jak przyjeżdża samochód – opowiada Barbara Monarcha-Tauer.
Matka siedmiorga dzieci każdego dnia drży o ich i swoje bezpieczeństwo. Jest tak ze względu na stan kamienicy przy Toruńskiej 141 w Bydgoszczy, w której mieszkają.
- Pojawiają się pęknięcia, zapadają się stropy, sypie się z sufitu, jest dziurawy dach, wszystko przecieka, po prostu czujemy strach o swoje zdrowie i życie. W domu wyszło dużo grzyba. Staraliśmy się go usuwać na własny koszt odpowiednimi środkami, ale to było na chwilę, przychodziły chłodne dni i wilgoć wchodziła z powrotem do domu, wysypywało coraz więcej na ścianach. Jesteśmy na ostatnim piętrze, mamy dach nad głową, który jest dziurawy jak sito. Przychodził deszcz, przychodziły śniegi, roztopy, lało się wszystko do mieszkania – mówi Barbara Monarcha-Tauer.
- To wszystko pęka. Jak jechał ciężarowy samochód, spadł w łazience 50-litrowy bojler. Dobrze, że nie była woda gorąca, bo akurat syn był w łazience i łapał to. Został pokaleczony. Ja mam grzyb i ja mam wilgoć. Jestem chora na serce – opowiada Jolanta Gorgoń, kolejna mieszkanka kamienicy.
- Odpadał tynk, kruszył się, zwijał się. Spadał razem z tapetami no i zaczęły się pęknięcia, najpierw drobne. Obok jest trakcja tramwajowa, przejeżdżają duże samochody ciężarowe, bo tutaj jest mnóstwo firm – dodaje Barbara Monarcha-Tauer.
ZOBACZ: W pułapce programu Czyste Powietrze. Muszą oddać krocie
Wszystkie mieszkania w kamienicy to lokale komunalne i socjalne. Mieszkańcy twierdzą, że o decyzjach związanych z budynkiem nikt ich nie informuje. Jednej z mieszkanek przypadkiem udało się dowiedzieć, że już nawet samo przebywanie w budynku może być niebezpieczne.
- Jakiś urzędnik przyjedzie, coś robi, zdjęcia, to my się wypytujemy: co jest grane, o co tu chodzi? Niektórzy nam powiedzieli, że to jest niebezpieczne, że nie powinniśmy już tu mieszkać – tłumaczy Jolanta Gorgoń.
- Rozmawiałam z naszą panią techniczną, która mi powiedziała, że oni dostali z nadzoru budowlanego pismo, że budynek nadaje się do gruntowego remontu. Ale lokatorów nie może tu być, lokatorzy mają zostać wysiedleni. Tylko że oni nie mają pieniędzy, bo między sobą prowadzą korespondencję i nie wie, czy wysiedlą nas za pół roku, czy za rok – mówi Marzena Stańczyk, mieszkanka kamienicy.
- Szacunkowe koszty wszystkich prac, które my byśmy musieli zrobić, to jest przeszło trzy miliony złotych. Budynek posadowiony jest na nieciekawym gruncie. Narażony jest na drgania. On pracuje, czyli z naszej perspektywy, takiej finansowo-ekonomicznej, to wykonanie tego szeregu prac jest w ogóle nieopłacalne – tłumaczy Magdalena Marszałek z Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy.
ZOBACZ: Tragedia, która wstrząsnęła Polską. Matka Oskara zabrała głos
Podczas naszej obecności w mieszkaniu pani Barbary poczuliśmy znaczne drgania.
- Tak to właśnie wygląda, jak przejeżdża samochód ciężarowy. Niezaładowany, bo jak jest załadowany i przeleci przez torowisko, to jest tragedia. Na początku, jak się tu wprowadziliśmy i szklanki nam wypadały z szafek, to nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Teraz jest remont trakcji i nie jeżdżą tramwaje. Normalnie to jest tragedia, bo co 20 minut przyjeżdża - podkreśla.
- Mamy decyzję nakazową Nadzoru Budowlanego z końca kwietnia bieżącego roku, która nakłada na nas obowiązek wykonania tych wszystkich prac do końca października tego roku. Z naszej perspektywy jest to po prostu niemożliwe. Nie zdążymy wyprowadzić wszystkich mieszkańców stamtąd. Musielibyśmy mieć w ogóle takie pieniądze. Myśmy napisali w maju bieżącego roku odwołanie od tej decyzji, liczymy na to, że będziemy mogli odstąpić od wykonywania tych prac remontowych, ale będziemy mogli opróżnić budynek, wyłączyć go z użytkowania i to nam otworzy drogę do tego, aby wszystkim najemcom, którzy zajmują te lokale mieszkalne, wskazać lokale zamienne – informuje Magdalena Marszałek z Administracji Domów Miejskich w Bydgoszczy.
ZOBACZ: Szokujący atak na rodzinę. Sprawcą sołtys-strażak i były żołnierz
W kamienicy nie wolno mieszkać, ale miasto nie ma gdzie przesiedlić mieszkańców. Zanim jeszcze nadzór wydał to postanowienie, pani Barbarze i jej 8-osobowej rodzinie miasto zaproponowało nowy lokal. Jego standard był jednak taki, że kobieta wolała zostać w walącej się kamienicy przy Toruńskiej.
- Jak wyszliśmy, to nie wiedziałam, czy jestem w szopie, było strasznie. Blok wyglądał jak po bombardowaniu. Były szczury, trutki na nie rozłożone w mieszkaniu, a lokal był na czwartym piętrze. Mąż jest po operacji kręgosłupa i jest nam ciężko z taką liczbą dzieci wchodzić na czwarte piętro. W obecnym przynajmniej nie zjedzą nas szczury – podsumowuje pani Barbara.