Oddali kukurydzę do gorzelni. Stracili gigantyczne pieniądze

Rolnicza rodzina w Wielkopolski oddała do gorzelni kukurydzę wartą ponad milion złotych. Pieniędzy nie zobaczyła! Osób poszkodowanych jest więcej. Firma najpierw zwodziła rolników, a później weszła w proces restrukturyzacji, który zapewnia im prawną ochronę. Tyle, że na miejscu nie dzieje się zupełnie nic – podkreślają farmerzy.
Pan Tadeusz jest rolnikiem. Razem z żoną, córką i synem prowadzą rodzinne gospodarstwo w województwie wielkopolskim. Mają 280 hektarów ziemi.
- Weszliśmy mocno w kukurydzę. Kupiliśmy suszarnię za fundusze unijne i zaczęliśmy robić kukurydzę na konsumpcję i na gorzelnictwo. Dosyć fajnie nam szło, do momentu, gdy się nie zadaliśmy z nieodpowiednią firmą – opowiada Tadeusz Kozłowski.
ZOBACZ: Gigantyczne stawki polis. Po powodzi nie stać ich na ubezpieczenie
Plony z całego gospodarstwa trafiły do gorzelni oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów. Firma miała za to zapłacić, ale nie zrobiła tego od 6 lat. Dług to ponad milion złotych. Jak twierdzi pan Tadeusz, przez długie miesiące rodzina była zbywana przez przedstawicieli firmy.
- Problemy wynikły w 2019 roku. Oddaliśmy ileś tam towaru, a pieniążków nie było, zaczęliśmy rozmawiać z tą firmą, z tą panią, przyjeżdżała do nas, prosiła nas, nawet płakała, żebyśmy poczekali – wspomina Tadeusz Kozłowski.
- Jak suszyliśmy tę kukurydzę, to całe noce nieprzespane, bo suszarnia musi pracować 24 godziny na dobę, potem mamy bardzo duże opłaty za paliwo. Za gaz było z 80 tysięcy zł za miesiąc, za prąd – tłumaczy Marcin Kozłowski.
ZOBACZ: Z porodówki do hospicjum. Dramat w szpitalu w Mrągowie
Z tą samą gorzelnią współpracował pan Dawid, również rolnik. Za odstawioną kukurydzę firma jest mu winna 45 tysięcy złotych.
- Odstawiliśmy dwa samochody po 28 ton kukurydzy, to było monitorowane, dwa kursy przed większą umową. Chcieliśmy ich sprawdzić. Przez to, że nie zapłacili, dalsza dostawa nie nastąpiła. Stwierdzili, że za pół roku zapłacą, przystaliśmy na to, bo w firmach różnie bywa. Ale potem, jak przyjeżdżaliśmy, to były różne sytuacje, że np. nic nie widzą. Pokazywaliśmy faktury, a oni, że myśleli że zapłacili i tak było to odwlekane. 45 tys. zł to nie jest czysty dochód, bo są też koszty produkcji. Jakby ktoś miał kredyt, to nie wiem, jak by się wytłumaczył przed bankiem. Urząd skarbowy upomniał się o 5 procent VAT-u, mimo że nie dostaliśmy pieniędzy. I też trzeba było zapłacić – relacjonuje pan Dawid.
- Zaczęły się jakieś finansowe problemy, przedziwne opowiastki, że wchodzi inwestor. Były nękające telefony z mojej strony, umawialiśmy się z panią prezes na miejscu, a potem pani prezes nie było. Wersje były wszelakie, że pieniądze tuż- tuż, a ich nie było. W końcu kwotę, która została, ja sobie odpuściłem i zleciłem to firmie windykacyjnej – dodaje kolejny poszkodowany Jan Smalarz, który czeka na 9 tysięcy złotych za kukurydzę.
ZOBACZ: Zła instalacja zamienia dom w ruinę
Rolnicy zostali bez pieniędzy za kukurydzę, z rachunkami do zapłacenia i kredytami. Firma oficjalnie przechodzi restrukturyzację. Problem w tym, że jak twierdzą rolnicy, w gorzelni nic się nie dzieje. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, jej plac był pusty, a wejście zamknięte.
- Podpisywaliśmy porozumienia, weksle in blanco, które potem jak weszli w restrukturyzację można do kosza wyrzucić. Do niczego się nie nadają – podkreśla Marcin Kozłowski.
- Postępowanie sądowe zostało wstrzymane przez restrukturyzację, jakby restrukturyzacji nie było, to by można zgłosić do komornika i ten ściągałby, a tak jesteśmy w martwym punkcie. Wszystko zostało wstrzymane – komentuje pan Dawid.
Próbowaliśmy skontaktować się z przedstawicielami firmy. Ani kierownik gorzelni, ani prezes firmy nie zgodzili się na wypowiedź przed kamerą.
- Mi się wydaje, że oni się śmieją z tego, że zaufaliśmy, a oni olali to centralnie - ocenia Marcin Kozłowski