Ufała tylko jednej pracownicy banku. W końcu rodzina zajrzała na konto

Od kliku lat „zaciągała” kredyty, o których nie miała pojęcia. 76-letnia pani Maria z Płocka nie ma komputera, nie wie, jak zalogować się na swoje konto, dlatego wszystkie sprawy załatwiała w oddziale banku, obsługiwana przez jedną pracownicę. Prawda wyszła na jaw, gdy wnuczka seniorki zajrzała na jej konto. Pani Maria jest też właścicielką kilku kart kredytowych, a nawet polis na nie swoje mieszkanie.
- Mam tu wyciąg z konta, że jednego dnia jest wzięty kredyt na 12 tysięcy zł i tego dnia jest spłacony. To było robione drogą elektroniczną, babcia nigdy nie miała bankowości elektronicznej – mówi pani Izabela, wnuczka pani Marii.
76-letnia pani Maria pracowała w laboratorium medycznym oraz w PCK. Całe życie pomagała innym, dziś sama wymaga wsparcia. Jej emerytura wpływa na konto banku, z którego usług korzysta od kilku lat. Kobieta w placówce banku zawsze obsługiwana była przez te samą pracownicę - Monikę L.
- Babcia bardzo ufała tej pani, bardzo dużo wiedziała o tej pracownicy prywatnych rzeczy, bardzo dużo też mówiła o swojej chorobie – mówi pani Izabela, wnuczka seniorki.
W zeszłym roku pani Maria chciała, aby rodzina pomogła jej w płaceniu rachunków oraz w obsłudze bankowej. W październiku jej wnuczka stała się współwłaścicielką konta.
ZOBACZ: Ksiądz zaatakował siekierą i podpalił mężczyznę
Kiedy pani Izabela zobaczyła, co dzieje się na koncie babci, przeżyła szok. Okazało się bowiem, że pani Maria, według rejestrów z bankowości elektronicznej, brała wiele kredytów i to od kilku lat.
- W 2024 roku babcia miała trzy kredyty na łączną sumę około 85 tysięcy zł – tłumaczy pani Izabela.
Seniorka ufała jednej pracownicy banku. Dziś ma problemy
Maria Stanuszkiewicz zapewnia, że nie miała świadomości, iż podpisuje jakiekolwiek pożyczki, a pieniędzy żadnych nie dostała.
- Zaciągane były kredyty, a moje wątpliwości budził fakt, że te kredyty nie były wypłacane. Środki uzyskane od banku były cały czas dostępne na koncie poszkodowanej, ale nigdy nie zostały wypłacone. Kiedy dochodziło do spłaty kredytu, niemalże po miesiącu zaciągany był kolejny kredyt - już na wyższą kwotę. Tak budowana była zdolność kredytowa kobiety – zaznacza adwokat Magdalena Podleśna, pełnomocnik pani Marii.
- Uważam, że spłacać te pożyczki mogła tylko pracownica banku – dodaje Marzena Stanuszkiewicz, synowa seniorki.
Okazało się także, że starsza pani ma kilka kart kredytowych i wiele polis ubezpieczeniowych na mieszkanie, którego kobieta nie jest właścicielką od ponad dwudziestu lat.
- Karty nigdy nie zostały aktywowane i za to były pobierane pieniądze, co miesiąc za każdą kartę babcia była stratna. Na polisy ubezpieczeniowe też pobierano składki z babci konta, też była przez to stratna – uściśla pani Izabela.
- Oczekujemy na opinię biegłego grafologa, który analizuje złożone podpisy na umowach kredytowych. Jedynie mogę domniemywać, że kiedy poszkodowana przychodziła do banku po swoje środki związane z wypłatą emerytury, podpisywała jakieś dokumenty, może myślała, że podpisuje potwierdzenie wypłaty środków – mówi adwokat Magdalena Podleśna.
ZOBACZ: Przyjechał ratować życie w szpitalu. Dostał plik mandatów
Rodzina próbowała wyjaśnić w banku, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Ale bank wyjaśnień rodzinie nie udzielił.
- Nie umiem powiedzieć, skąd te kwoty pożyczek, takie dyspozycje zostały składane, nie byłam przy rozmowie sprzedażowej. Nie jestem od tego, by oceniać tę sytuację –przekazała rodzinie i pani Marii kierownicza oddziału.
- Moje doświadczenie wskazuje na to, że pracownicy w banku mają do wykonania plany sprzedażowe. Bank nie jest tylko dla klientów, ale również klienci dla banku. Myślę, że miało to na celu wykonanie planu narzuconego przez bank – ocenia adwokat Magdalena Podleśna.
Rodzina przeniosła konto pani Marii do innego banku. Ale wciąż pozostaje dług do spłacenia, a to prawie 30 tys. złotych. Wyjaśnień nie ma ze strony banku, więc rodzina sprawę oddała do prokuratury.
- Jak mama rozstawała się z bankiem, to miała wkładu 19 tys. zł, spłaty na dziś jest 30 tysięcy. Mama musi to spłacić, a tych pieniędzy nie widziała. I nikt nie może odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego jest ten dług – mówi Krzysztof Stanuszkiewicz, syn pani Marii.
ZOBACZ: Okupuje cudze warsztaty, auta zamienia w złom. Mechanik z wyrokami
Nam bank przed kamerą też nie udzielił informacji. Otrzymaliśmy jedynie krótką odpowiedź mailową:
„Z uwagi na obowiązujące nas zasady tajemnicy bankowej, nie możemy odnosić się do spraw konkretnej osoby. W każdej sprawie, w której istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa, bank ściśle współpracuje z właściwymi organami ścigania”.
- Ktoś widział, że to jest starsza osoba, schorowana i ktoś chciał na tym zarobić - uważa pani Izabela.