Woda po kolana. Po przebudowie drogi są notorycznie zalewani

Przebudowa drogi i wykonanie ronda w Słupsku stało się początkiem dramatu kilku mieszkających w pobliżu rodzin. Gdy zaczyna mocno padać, ich posesje są dotkliwie zalewane. Żywioł przychodzi nagle i ciężko się przed nim ochronić. Problem wraca co roku.

Dorobek rodziny państwa Kłaków i ich sąsiadów niszczy woda. Mieszkańcy mówią, że to wszystko przez niewłaściwe decyzje urzędnicze.  

- Mieszkam tu od dziecka i nigdy takich zalań nie było, a w tej chwili co roku dzieje się to systematycznie: lato przychodzi i rzeka płynie po ulicy – opowiada pani Alicja.

- To jest czekanie jak na bombie, zalało nas na 50-60 centymetrów, cała piwnica jest zalana na nowo, a były tam materiały do remontu po wcześniejszej ulewie – relacjonuje pan Tomasz, któremu również zalewa dom.

- Jak zgłosiliśmy zalanie, to pan przyjechał z interwencji kryzysowej i powiedział, że przecież Nowy Jork też zalało. Jakby to było wytłumaczenie. Zgodnie z przepisami sąsiad nie ma prawa mnie zalewać, a moim sąsiadem jest miasto - opowiada Agnieszka Kłak.

ZOBACZ: Ufała tylko jednej pracownicy banku. W końcu rodzina zajrzała na konto

Państwo Kłakowie prowadzą z synami firmę poligraficzną. Jej siedzibą i jednocześnie domem rodzinnym jest od dwudziestu lat ten sam budynek. Przez lata żyło się tu spokojnie.

- Przyjeżdżamy tutaj do szwagierki i szwagra. Pamiętam, że były deszcze, lało niesamowicie i siedzieliśmy, nigdy nie zalewało, dopóki drogi nie były zrobione – zauważa pani Anna.

Pięć lat temu miasto Słupsk zdecydowało o remoncie drogi oraz wybudowaniu ronda. Niestety, to był początek dramatu rodzin. Kiedy zaczyna padać, woda spływa ulicą wprost do ich domów.  

- Co roku są straty, a ani razu od nikogo złotówki nie otrzymaliśmy: ani od ubezpieczyciela, ani od urzędu miasta – mówi Dariusz Kłak. Podkreśla, że „nie zalewa nas woda z posesji, tylko zalewa nas woda z drogi, to jest woda miejska”.

- Droga została podniesiona tak o około siedemdziesiąt centymetrów. Projektantka wymyśliła sobie rondo przy nas. Wjeżdża pani do nas przodem, a musi pani wyjechać tyłem. Nie można zawrócić od nas – opisuje Agnieszka Kłak.

- Wszyscy zapewniali nas, że nie będziemy mieli problemu, a na dziś trzy komputery stoją po pierwszym zalaniu, całą bazę danych utraciliśmy, piętnaście lat pracy poszło jednego dnia. Teraz śpimy na szpilkach, każdy deszcz, każda kropelka, która zleci z nieba, to dla nas sygnał, czy być na zewnątrz, czy można spać. Urzędnicy tego nie przeżywają – dodaje Bartłomiej Kłak.

ZOBACZ: Okupuje cudze warsztaty, auta zamienia w złom. Mechanik z wyrokami

Firma rodziny Kłaków wciąż liczy straty. Tylko te sprzed ostatnich kilku tygodni to ponad 100 tysięcy złotych. Nic nie daje ani zakupiony sprzęt do wypompowania wody, ani wybudowany obok zbiornik retencyjny.  

- Skoro zbiornik jest tak „dobrze” zrobiony przez takich fachowców, to przy dużym deszczu woda powinna się wylewać z tego zbiornika… A w zbiorniku jej nie widać. Za to na naszej posesji woda po kolana – zauważa Dariusz Kłak.

- Nie da się tak żyć. Nie można nigdzie wyjechać, człowiek wyjedzie, a za chwilę się dowiaduje, że topimy się. Ceny naszych nieruchomości spadły, nikt mi nie kupi, skoro zalewa. Za darmo by nikt nie chciał. Co roku ubezpieczamy dom, któregoś roku zgłosiłam się po odszkodowanie i dostałam 50 złotych  – mówi pani Alicja.

ZOBACZ: Przyjechał ratować życie w szpitalu. Dostał plik mandatów

Rodziny są bezradne, a pomoc żadna. Interweniujemy w Urzędzie Miejskim w Słupsku. Spotyka się z nami i poszkodowanymi Paweł Krzemień, pełnomocnik prezydent Słupska ds. rewitalizacji i rozwoju miasta.

Dariusz Kłak: Przez siedemnaście lat ani razu nas nie zalało, nie byłem w urzędzie się skarżyć, a opady były takie same jak teraz. Po przebudowie drogi jestem tu dwa razy w roku!

Reporter: Ci państwo żyją w bardzo trudnych warunkach, co zrobiono?

Paweł Krzemień: To, co można zrobić faktycznie, to przyłapywać wodę, która dociera do kolektora. I w tym kierunku będą szły prace. 

Reporter: A co z tym zbiornikiem? On jest dobry czy to niewypał ?

Paweł Krzemień: To jest dobry zbiornik, on się napełnił, ale jak każde urządzenie techniczne, ma swoją pojemność. 

Dariusz Kłak: Postawienie tego zbiornika retencyjnego jest jak musztarda po obiedzie. Bo najpierw nas zaleje, a potem woda trafi do zbiornika. Niech pan projektant się pochyli nad tym i zapłaci z własnej kieszeni, to skończą się takie rzeczy.

Paweł Krzemień: To jest bardzo złożony problem i nie ma takiej rzeczy, że zdeklarujemy państwu: tak, ten problem rozwiążemy i prawdopodobieństwo zalania będzie wynosiło zero.  

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX