Ciężkie choroby rodziców. Boją się o los bliźniąt

Pani Magdalena i pan Jarosław bardzo poważnie zachorowali i nie mogą zarabiać na utrzymanie rodziny. Martwią się o los ich dorosłych, ale niepełnosprawnych bliźniąt. Rodzina żyje w małym domu na terenie rodzinnych ogródków działkowych pod Gnieznem. Bez pilnego wsparcia sobie nie poradzi.
- Znając stan zdrowia mamy i taty, boję się, że ich przedwcześnie zabraknie. To możliwe, zwłaszcza u mamy – mówi Jadwiga Niewiadomska, córka pani Magdaleny i pana Jarosława.
Jej rodzice poznali się dwadzieścia pięć lat temu. Marzyli o stworzeniu rodziny. Oboje nie mieli łatwego życia. Dzieciństwo pani Magdaleny to koszmar, o którym kobieta chciałaby zapomnieć.
- To jedno z najgorszych wspomnień, jakie można sobie wyobrazić. Przeżyłam piekło, większość czasu musieliśmy uciekać z rodziną. Mój ojciec chlał i bił moją matkę, jak tylko się dało i czym się dało, dopóki nie straciła przytomności – opowiada Magdalena Nowacka.
ZOBACZ: Sąd nakazał mu spłacić 240 tys. zł długu. Odda za czterysta lat
Początkowo mieszkali w 18-metrowym lokalu. Ale kiedy 22 lata temu urodziły się bliźniaki: Tomasz i Jadwiga, szukali wszelkich możliwości, by zapewnić im godne warunki do życia. I przeprowadzili się do małego domku na terenie rodzinnych ogródków działkowych pod Gnieznem.
Pan Jarosław jest budowlańcem - remont domu i ogrodu wykonał sam. Ale szczęście nie trwało długo… Okazało się, że dzieci są niepełnosprawne. Rozpoczęła się długa walka o ich zdrowie.
- Pani Magda zdecydowała się być w domu z dziećmi, bo miały dziecięce porażenie mózgowe, zdiagnozowano u nich padaczkę i inne komponenty, które utrudniały im funkcjonowanie – tłumaczy Katarzyna Sadowska, sąsiadka, która pomaga rodzinie.
ZOBACZ: Śmierć Chorwata po awanturze z Polakami. "Brat nie mógł się bronić"
Rodzice starali się, by mimo choroby, dzieci skończyły szkoły i mogły w miarę swoich możliwości samodzielnie funkcjonować. Ale rodzinę znów dotknęła tragedia. Pan Jarosław ciężko zachorował i teraz jest niezdolny do pracy. Syn Tomasz zatrudnił się więc w sklepie, a w pracy pomagała mu mama. Niestety kilka miesięcy temu właściciel oskarżył pana Tomasza o przywłaszczenie pieniędzy.
- Tomek ma orzeczenie o pracy w specjalnych warunkach, pracował tam de facto po 10 godzin, otrzymywał bardzo małe pieniądze, ale się cieszył, bo mógł zarobić jakieś pieniądze. Do tego mieszkał obok miejsca zatrudnienia. Został posądzony o kradzież, wówczas był to 1 000 zł, teraz ta kwota urosła do 10 tys. zł. On był w tym dniu bardzo brzydko wyzwany przez właściciela sklepu, który zalega mu z wypłatą, która Państwowa Inspekcja Pracy oszacowała na mniej więcej 8 tys. zł – opowiada Katarzyna Sadowska.
- Miałem pracować przez 4 godziny, ale często kazano mi przychodzić na 8, 10, 12 godzin – przyznaje Tomasz Niewiadomski.
ZOBACZ: Wyremontował dworek i wynajął. Po kilku miesiącach zastał w nim… kurnik
Posądzeniem o kradzież zajęła się prokuratura i w końcu umorzyła postepowanie, ale właściciel sklepu odwołał się. Wówczas sprawa trafiła do sądu do ponownego rozpatrzenia.
- Syn przeszedł załamanie nerwowe. Bałam się o niego – wspomina pani Magdalena.
Rodzina czeka na zakończenie postepowania, ale znów dotknął ją kolejny dramat. Kilka miesięcy temu pani Magdalena bardzo ciężko zachorowała. Cudem ją uratowano.
- Miałam wodę już w połowie płuc, pani profesor Sadowska w ostatniej chwili wiozła mnie do szpitala, bo bym się udusiła. Żyję tylko dzięki niej – podkreśla.
ZOBACZ: Kupcy alarmują ws. targowiska: opłaty za parking odstraszają klientów
Organizm pani Magdaleny jest wyniszczony, kobieta porusza się o kulach. Rodzina mieszka na działkach i odcięta jest od komunikacji. Wójt i gminny ośrodek pomocy społecznej obiecują pomoc. Niestety możliwości urzędników też są ograniczone.
- Mamy usługę „taksówka mobilna”, ale ta taksówka może poruszać się tylko po terenie gminy. W sytuacji, jaka tu się wydarzyła, ustawa o pomocy społecznej, a na niej się opieramy, nie przewiduje takiej sytuacji. Być może za pośrednictwem państwa telewizji uda się pozyskać wolontariuszy, sponsorów, którzy będą wspierać tę rodzinę – mówi Elżbieta Plucińska, kierownik GOPS w Łubowie.
- Deklarujemy pomoc, a jednocześnie informujemy, że jesteśmy w stanie przygotować mieszkanie socjalne, jak będzie taka konieczność – zapowiada Andrzej Łozowski, wójt Gminy Łubowo.
ZOBACZ: Ojca wymazała z pamięci. Teraz ma za niego płacić 5 tys. zł miesięcznie
Rodzina jest w bardzo trudnej sytuacji, potrzebuje ogromnego wsparcia. Bez pomocy ludzi dobrej woli nie poradzi sobie. Rodzice Tomka i Jadwigi obawiają się o przyszłość dzieci.
- Jeśli ci państwo dalej będą funkcjonować jak w tej chwili, bo to jest bardzo głęboki kryzys, to będziemy świadkami bardzo dużego nieszczęścia – alarmuje Katarzyna Sadowska, która pomaga rodzinie.
- Tylko nadzieja mi została, nic więcej. W moim przypadku na nic więcej nie można liczyć. Markery nowotworowe bardzo szybko mi rosną, od maja do sierpnia tego roku zwiększyły mi się 6-krotnie – rozpacza pani Magdalena.
Jeżeli chcą Państwo pomóc rodzinie, prosimy o kontakt z redakcją:
tel: 22 514 41 26
mail: interwencja@polsat.com.pl
Jesteśmy również na Facebooku