Fachowiec od mebli i kłamstw. Stolarz zniknął z pieniędzmi klientów
Meble na wymiar, kuchnie, a nawet sauny. Nieuczciwy stolarz z Podkarpacia działa z rozmachem. Zakłada” firmy, łowi klientów, a później znika z pokaźnymi zaliczkami. O jego oszustwach opowiadają nie tylko poszkodowani klienci, ale również byłe partnerki.
Do naszej redakcji zgłosiła się Sylwia Bohun z Namysłowa, która poprosiła nas, aby nagłośnić sprawę jej byłego partnera Szymona F. Trzy lata temu urodziła się ich niepełnosprawna córka Liliana. Pani Sylwia jest jedną z wielu osób, które czują się przez niego oszukane.
- On zajmował się robieniem mebli, fach przejął po ojcu i dziadku. Przy domu miał potężną halę, więc jak klienci przyjeżdżali, to widzieli halę, sprzęty, materiały. Jest stolarz, jest hala, więc to logiczne, że meble robi. Firma miała jakieś tam kłopoty, bo on był załamany po śmierci taty i dziadków. Moi rodzice wyłożyli wtedy też dużo pieniędzy, jego mama wiem, że wtedy też wykładała pieniądze, żeby mu pomóc, żeby pospłacał zamówienia, których nie zrobił: nie zrealizował w terminie albo nie dokończył – opowiada.
Będąc w ciąży kobieta na ponad trzy miesiące trafiła do szpitala.
- Chciałam w to wierzyć , bo już wtedy byłam w ciąży. Gdy poszłam do szpitala, nie kontrolowałam tego czy on faktycznie jeździ do pracy czy realizuje klientów. (…) Szymon był na tyle bezczelny, że kiedy się rozstaliśmy, podpisywał umowy na wykonanie mebli oraz zakup materiałów na wykonanie tych mebli moim nazwiskiem. Oczywiście sprawę złożyłam do prokuratury, bo były to kwoty na 10 – 15 tys. zł. U jednego pana to są meble wartości kilkudziesięciu tysięcy. Postępowanie jest w toku – dodaje.
Kuchnie, sauny i kłamstwa. Poszkodowaniu przez stolarza
Pani Sylwia byłego partnera nie widziała już ponad dwa lata. Rok temu odezwała się do niej pani Anna, która też była partnerką Szymona F. Mężczyzna również próbował namówić ją do podpisywanie umów na wykonanie mebli dla klientów.
- Spotkaliśmy się przez aplikację randkową. Mówił, że robi meble na wymiar i ma naprawdę dużo klientów. Później zaczął opowiadać o Sylwii, że jest taka zła, że nie dość że Sylwia dostaje alimenty, 800 plus, świadczenia na osobę niepełnosprawną, to on jeszcze musi jej za wszystko płacić. Nic z tego nie okazało się potem prawdą. Był też czas kiedy zaczęła się współpraca z braćmi Tyburskimi i ich fundacją „Bliźniacy Budują”. Potrzebowali kogoś, kto charytatywnie wykona meble kuchenne i on się do nich odezwał – twierdzi Anna Semeres.
- Fundacja powstała z racji tego, że jesteśmy chłopakami z domu dziecka. Uznaliśmy z bratem, że możemy dobrze wykorzystać nasze zasięgi. A to miał być któryś z kolei przedsiębiorca, właściciel firmy, który chętnie pomoże nam w projekcie charytatywnym. I w tym przypadku akurat Szymon miał wykonać kuchnie dla Zuzi, samotnej matki, której oczywiście skończyliśmy mieszkanie, która żyje i ma się dobrze – opowiada Paweł Tyburski.
ZOBACZ: Strzelnica obok wsi. Cierpią zwierzęta i ludzie
Stolarz wiedział, że bracia budują też własne prywatne domy.
- Zaproponował, że może byśmy się też dogadali: zrobię dla dziewczyny za darmo tę kuchnię, a my może jakoś się tutaj dogadamy półbarterowo, chętnie wam zrobię meble. Przekonał nas do tego, żebyśmy poszli z nim na taką współpracę, że zapłacimy mu za materiały na meble. Wtedy mi wyszło 8 tys. zł, a bratu 12 tys. – dodaje Paweł Tyburski.
- W pewnym momencie zadzwonili do mnie Piotrek i Paweł Tyburscy, że nie ma pieniędzy, nie ma mebli, zdenerwowani. Zaczęłam zastanawiać się, co się dzieje z tym człowiekiem? Zadzwoniłam do niego, ale ode mnie już nie odbierał – wspomina Anna Semeres.
"Przelaliśmy mu około 13 tysięcy zł, sauna nigdy nie dojechała"
- Trafiliśmy na niego na Instagramie. Taka informacja, że zaczyna nowy biznes, chce zacząć robić sauny i szuka osób, które chciałyby taką saunę zamówić po promocyjnej cenie, w ramach rozbudowania jego portfolio. Chciał na początek ze 3-4 sauny zrobić, które będzie mógł później pokazywać, sugerować przy następnych sprzedażach. Zaczęło się od 3 tysięcy zł. na początku i to było za drewno. Potem relacje zdawał, wysyłał nam filmiki. Widzieliśmy, że faktycznie ta sauna powstaje, według wszystkich naszych wytycznych. W sumie przelaliśmy mu około 13 tysięcy zł, a sauna nigdy nie dojechała – opowiada pan Konrad, kolejny poszkodowany z Rzeszowa.
- To wszystko byli klienci z Instagrama. Zebraliśmy taką większą ekipę z Podkarpacia i w trzy samochody pojechaliśmy do niego na miejsce. Tam okazało się, że sauny nie są skończone, tylko lekko co sklepane w całość, że szkielety są z obiciem i tylko tyle. Ale stwierdziliśmy, że jak już tyle kilometrów przejechaliśmy, to zabierzemy to co było i tyle – mówi pani Magdalena, żona pana Konrada.
ZOBACZ: Gmina wylała asfalt, ale… droga dojazdowa nie istnieje
Pięć numerów telefonu do stolarza, którymi dysponowali poszkodowani, okazało się nieaktywnych. Kilka razy byliśmy w miejscu zamieszkania mężczyzny. Niestety nikt nie otworzył nam drzwi.
- On przyjeżdża i wyjeżdża. Ale tak, żeby tu chodzili to nie. Śledzą przez kamery kto tu wchodzi – słyszymy od okolicznej mieszkanki.
- On mi kiedyś wspominał, że chce jakieś firmie zapłacić, która zajmuje się usuwaniem informacji z sieci. I faktycznie pod jego imieniem i nazwiskiem nie ma nic. A firm miał z 5-6 jak nie lepiej. Cały czas na czarno, bo to nie jest tak, że on miał firmy legalne. Tylko on sobie tworzył grafikę, logo, zakładał sobie stronę i to była jego „nowa firma”. To było na tej zasadzie, że nie rejestrował te firmy – mówią Sylwia i Anna, byłe partnerki stolarza.