Dramatyczna walka o syna. Lekarze nie dawali Jasiowi szans

Pani Paulina spod Mińska Mazowieckiego do 29. tygodnia ciąży nie spodziewała się, że z jej synem dzieje się coś niepokojącego. To wówczas lekarz prowadzący skierował ją do szpitala, gdzie rozpoczęła się dramatyczna walka z czasem. Jaś urodził się jako wcześniak, ważący niecały kilogram. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie i po 10. dniach odłączyli od respiratora. Dziś Jaś ma, a rodzice walczą o odszkodowanie.

37-letnia pani Paulina ma troje dzieci: 15-letniego Juliana, 12-letnią  Gabrysię oraz dwuletniego Jasia. Niestety tego, co wydarzyło się podczas narodzin Jasia, rodzina nie zapomni nigdy.

Trzecia ciąża pani Pauliny początkowo przebiegała książkowo. Kobieta była pod stałą opieką lekarską.

- Na początku wszystko było OK, udałam się do lekarza, którego na tamten czas znałam 17 lat. Ufałam mu bezgranicznie, zalecenia wykonywałam, dostawałam kolejne i wykonywałam – wspomina.

ZOBACZ: Wycięli kilkadziesiąt drzew. Będzie przystanek

Pomimo badań i wizyt u lekarza prowadzącego oraz innych lekarzy, nikt nie zauważył nic niepokojącego. Pani Paulina w 29. tygodniu ciąży po raz kolejny trafiła do doktora prowadzącego, a ten skierował ją do szpitala, ale nie w trybie pilnym. Pomimo tego pani Paulina natychmiast pojechała do placówki.

- Tam lekarz powiedział: proszę pani, ma pani pięć minut, bo ja pani nie wyratuje. Jest pani w stanie przedrzucawkowym, dostanie pani rzucawki i ja pani nie uratuję. Powstał chaos, nie wiedziałam, co się dzieje. Pamiętam, co mówił lekarz wyciągając Jasia: proszę zanotować wyniki, bo są skrajne. Powiedział mi, że to jest bezwodzie totalne, ale to totalne – opowiada pani Paulina.

- To są skrajne zaniedbania albo rutyna, nie wiem jak to określi, ale jest to skandal – uważa pan Przemysław, ojciec Jasia.

ZOBACZ: Wyszła po bułki i zaginęła. Podczas poszukiwań wypompowali wodę ze stawu

Panią Paulinę uratowano, ale okazało się, że ważący niecały kilogram Jaś jest w stanie bardzo ciężkim. W szpitalu zastosowano procedurę DNR, a to oznacza, że dziecko nie będzie reanimowane.

- W kolejnych dobach uznano, że Jasiu nie ma prawa życia, nie ma sensu by żył. Usłyszałam od lekarza, że po co takie dziecko, żebym nie zachowywała się egoistycznie, że będę tylko „balsamować” ciało swojego dziecka, żebym przestała mieć opory i dała mu odejść – rozpacza pani Paulina.

- Jak twierdzą rodzice Jasia, lekarze nie dawali mu szans na przeżycie i kazali się z dzieckiem pożegnać. Po 10 dniach w inkubatorze noworodka odłączono od respiratora.

- Lekarka mówi proszę odejść i się pożegnać, jest parawan, krzesło. Poszłam do lekarza i mówię: jak to jest możliwe, że wchodzę na salę i syn mnie słyszy, podchodzę do inkubatora, otwieram, a on otwiera oczy i patrzy na mnie. Ostatecznie Jasio został odłączony od respiratora w 10. dobie. Położono mi go na ręce i pożegnaliśmy się, czekaliśmy aż odejdzie – wspomina pani Paulina

ZOBACZ: Budynek zaczął pękać. Muszą opuścić mieszkania

Jaś walczył o życie i wygrał. Po niecałych trzech miesiącach chłopca wypisano ze szpitala. Rodzice nie mogą wciąż uwierzyć w to, co wydarzyło się podczas ciąży oraz porodu. Od samego początku walczą w sądzie o odszkodowanie, aby leczyć niepełnosprawnego syna. Szpital nie chciał się wypowiadać przed kamerą, w przesłanym piśmie Robert Jarzębski, z-ca dyrektora d.s. medycznych utrzymuje, że „w związku z obowiązkiem zachowania tajemnicy lekarskiej odmawiamy udzielania jakichkolwiek informacji na temat stanu zdrowia pacjenta, przebiegu hospitalizacji, podjętych decyzjach medycznych i innych aspektów związanych z leczeniem”.

- Ta sprawa składa się z wielu wątków i wielu etapów, które trzeba było przeanalizować. Matka była pod opieką wielu lekarzy, zaufała w 100 procentach jednej osobie i tu powstaje dysonans w sprawie, która nie daje pełnego obrazu. Nie wiemy o wszystkich elementach, które się zadziały. Z dokumentacji wynikają pewnego rodzaju nieścisłości, które muszą zostać wyjaśnione – uważa mecenas Maciej Kardyński, pełnomocnik pani Pauliny.

- Po 80. dniach dziecko trafiło do ośrodka, okazało się, że nie miało wykonanych pewnych badań i jak badałam je okulistycznie, to dowiedziałam się, że prawdopodobnie będzie całkowicie niewidome – mówi pani Paulina.

ZOBACZ: Musi zwracać 800+. Choć ZUS dalej wypłaca świadczenie

Rodzice czekają na zakończenie sprawy w sądzie. Nigdy się nie poddali w walce o zdrowie Jasia. Na to potrzebują pieniędzy. Chłopiec korzysta z wielu terapii, między innymi w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Laskach.

- Chciałbym, żeby nie musiał na nikogo liczyć, jak nas kiedyś zabraknie, żeby był samowystarczalny - podsumowuje pan Przemysław, ojciec Jasia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX