Oferuje montaż bram i ogrodzeń. Wielu poszkodowanych
Ostrzegamy przed nierzetelnym wykonawcą z Mazowsza. Tomasz K. oferował klientom bramy i ogrodzenia. Pobierał zaliczki na poczet prac i materiałów, a potem znikał. Poszkodowanych jest nawet 50 osób. Tomasz K. nie chciał z nami rozmawiać - powiedział, że tłumaczyć będzie się w sądzie.
Robert Lepianko ma 73 lata, mieszka w Sulejówku w województwie mazowieckim. Tomaszowi K. wpłacił 7,5 tysiąca złotych zaliczki na wykonanie bramy. Od ponad roku emeryt nie ma ani bramy, ani pieniędzy. Za to musi spłacać kredyt, który zaciągnął.
- Dobry fachowiec to się nie upomina o pieniądze, tylko uzgadania, a zły oszust najpierw chce pieniądze, a potem „pocałuj mnie gdzieś”. Kto nam pomoże? Tu potrzebny jest dobry prokurator – ocenia Robert Lepianko.
- Zaczął się termin rozpoczęcia prac i zaczęły się małe schody, przekładał terminy, potem mówił, że przyjdzie za tydzień, to się przeradzało w miesiąc... – mówi Kacper Lepianko, syn pana Roberta.
ZOBACZ: Czy 12-latka zabiła 11-latkę? Wstrząs z Jeleniej Górze
Państwo Ołdakowie wpłacili zaliczę temu samemu wykonawcy już ponad rok temu. Do dziś pseudofachowiec nie wykonał prac ani nie zwrócił pieniędzy.
- Jego oferta była jedną z lepszych. Powiedział, że nic nas nie interesuje, że on wszystko zorganizuje we własnym zakresie i dał nam czas realizacji około miesiąca. Wpłaciliśmy 20 października 2024 roku 10 tys. zł zaliczki i po tygodniu do nas zadzwonił, że chce jeszcze 5 tys. zł na automat. Wysłał numer konta totalnie niepowiązany z jego firmą i wtedy powiedzieliśmy, że nie, że jak będzie cokolwiek zrobione, to wtedy możemy przemyśleć sprawę, czy dostanie te 5 tysięcy. Przyjechał, zalał dwa słupki, jeszcze źle i potem już przez trzy miesiące nie mogliśmy się jego doprosić – opowiada Mateusz Ołdak.
W podobnej sytuacji jest pan Edward. Wpłacił 6 tysięcy złotych zaliczki. Od wielu miesięcy prosi Tomasza K. o pieniądze - bezskutecznie. To fragment rozmowy telefonicznej pana Edwarda z Tomaszem K.:
- Dzień dobry, pan mnie poznaje? Bo tu przyjechała telewizja do mnie i chcą robić wywiad, kiedy pan zwróci pieniądze. I co ja mam im powiedzieć?
- Proszę pana, będę oddawał sukcesywnie każdemu po trochu.
- Ale pan już mi to mówił rok temu...
- Bedę oddawał.
- A kiedy pan zacznie oddawać?
- W przyszłym tygodniu pojawię u pana. Podjąłem inną pracę...
ZOBACZ: Płaci gigantyczne rachunki za prąd. Urzędnicy odmówili pomocy
- Tłumaczył: „przyjadę jutro”, „przyjadę za dwa dni”, że chory, że dziecko, że szpital, że mama, że tata… Milion wymówek i to tak przeciągał, że to taka kula śnieżna powstała, w końcu to się wylało i nie mógł nad tym zapanować – mówi Kamil Zagórski.
Razem z panem Kamilem jedziemy pod adres jednej z firm, którą prowadził Tomasz K. Na miejscu zastajemy warsztat samochodowy.
- Warsztat jest na mnie. No i co, wsadzicie mnie do więzienia? Nie powiem, gdzie on jest – mówi matka Tomasza K.
Pod adresem, gdzie zarejestrowana jest kolejna firma, zastajemy żonę Tomasza K.
- Ja wiem tylko tyle, że wziął tę działalność drugą, żeby kończyć te stare tematy. Ja nie wiem o żadnej sprawie w sądzie. Ja sobie naprawdę z nim porozmawiam, bo miało to inaczej wyglądać. To już ostateczność, ja jestem naprawdę przerażona – tłumaczy.
Udaje nam się telefonicznie porozmawiać z Tomaszem K.
- Ja w sądzie powiem, co się stało. Ja nie będę do kamery nic odpowiadał. W sądzie powiem, kiedy wszystko zwrócę – stwierdza.
ZOBACZ: Okna z widokiem na długi. Wielu poszkodowanych
Poszkodowani zgłosili sprawę policji i prokuraturze. Tomaszowi K. postawiono zarzut oszustwa. Jego klienci wciąż czekają na zwrot pieniędzy.
- Ja na Facebooku udostępniłam opinię na temat pana Tomasza, żeby nikt inny nie został oszukany, ale pan Tomasz chciał zrobić nam na złość, żeby nie wyszło, że to nie on jest zły, tylko my, więc poszedł na policję, żeby złożyć zawiadomienie, że oczerniamy go w internecie. Było przesłuchanie, ale nawet policja powiedziała, że to nie jest nic złego, jeżeli piszemy swoje historie i jeżeli mamy potwierdzenie, że jest akt oskarżenia pana Tomasza – opowiada Sylwia Ołdak.
- Spokojnie jest z pięćdziesiąt osób poszkodowanych, a myślę, że o wiele więcej, o których nie wiemy. Sumy zaczynają się od 5 tysięcy złotych, a największa to 25 tysięcy, co jest wzięta jako zaliczka – zaznacza Mateusz Ołdak.
- Poszukałem innej firmy. W przeciągu tygodnia przyjechali, bez żadnej zaliczki, przywieźli materiały, założyli, posprzątali i ogrodzenie mam, ale dwa razy drożej mnie to wyniosło – podsumowuje Dariusz Niemirski.