Koszmarni sąsiedzi

Koszmarni sąsiedzi

Nagrywają, podsłuchują i piszą donosy. Państwo B. od prawie siedmiu lat regularnie wysyłają na swoich sąsiadów skargi do policji, prokuratury i sądów. Państwu B. przeszkadza m.in. częste chodzenie po klatce schodowej i za głośne zamykanie drzwi. Jak dotąd żaden z donosów nie okazał się prawdziwy. Mimo to, każda z setek skarg skutkuje wizytą sąsiadów na policji lub w sądzie.

- Oni piszą donos, policja mnie wzywa i muszę chodzić na policję, składać wyjaśnienia, a oni sobie piszą maile, siedzą w domu i czekają na odpowiedź. Na samej policji byłem 200 razy, nie licząc już rozpraw sądowych, których było około 30 - opowiada jeden z sąsiadów państwa B.

- Na straż pożarną nawet był donos, że gdy przyjeżdżają do nas, to starzy strażacy piją z nami, a młodzi strażacy z naszymi dziećmi wąchają klej w piwnicy - dodaje jedna z sąsiadek państwa B.  

- Musimy działać w granicach prawa. Każda skarga musi być przez nas wyjaśniona i musi być jej nadany bieg - informuje Andrzej Walczyna z Komendy Powiatowej Policji w Stalowej Woli.

Jest 30 czerwca 2001 roku. Centrum Stalowej Woli. Do bloku przy ulicy Okulickiego 22 wprowadza się właśnie małżeństwo z dzieckiem. Pozostali mieszkańcy bloku nie wiedzą jeszcze, że tę datę zapamiętają do końca życia. Nie wiedzą, chociaż nad ich głowami pojawiają się pierwsze czarne chmury.

- Tego dnia, kiedy wprowadzili się do naszej klatki, przyszła delegacja z poprzedniego miejsca ich zamieszkania. Powiedzieli, że złożyli się na mszę dziękczynną, aby oni już u nich nie mieszkali - opowiada jedna z sąsiadek państwa B.

Rzeczywiście. Już po 14 dniach państwo B. napisali na swoich nowych sąsiadów pierwszą skargę. Do dziś na policję, do sądu, prokuratury czy spółdzielni mieszkaniowej wpłynęły setki oskarżeń. W jaki sposób czterdziestokilkuletnie małżeństwo i ich osiemnastoletnia córka utrudniają życie sąsiadom? Jak się okazuje, ich pomysłowość nie zna granic?

- W ubiegłym roku podała mój numer telefonu do sieci "Erotyka". Przez ponad miesiąc, bez przerwy dzwonili do mnie mężczyźni z różnymi propozycjami - wspomina jedna z sąsiadek państwa B.

- Jedno z oskarżeń na policji było takie, że ja za często chodzę po klatce schodowej. No przecież muszę przechodzić, innego wyjścia nie mam, chyba, żebym skakał z czwartego piętra. Oskarżają mnie o groźby karalne, że zaczepiam córkę, że ją molestuję seksualnie nawet - mówi jeden z sąsiadów państwa B.

We własnych mieszkaniach sąsiedzi państwa B. czują się jak intruzi. Dlaczego? Bo nie znają dnia, ani godziny, kiedy zostaną przez sąsiadów... nagrani. Każdy filmik, każda ich rozmowa wysyłana jest jako dowód rzeczowy.

- Po prostu spuszczają dyktafon na sznurku do okna i nagrywają nas. Później jako dowód zakłócania ciszy, czy spokoju wysyłają to na policję - mówi jedna z sąsiadek państwa B.

- Jak wiemy, że nas nagrywają, to staramy się mówić półgłosem. Nawet moje imieniny zostały przeniesione na działkę, żeby posiedzieć swobodnie - opowiada jeden z sąsiadów państwa B.

Scenariusz jest niezmienny od siedmiu lat. Państwo B. piszą skargę na któregoś sąsiada i wysyłają ją mailem. Policja, zgodnie z prawem, wzywa wskazanego mieszkańca i rodzinę B. Na komendzie stawia się tylko posądzany sąsiad. W związku z tym sprawa jest umarzana. Niezmienne jest także to, że spośród setek wysłanych skarg, wszystkie okazały się nieprawdziwe.

- Kiedyś był u mnie dzielnicowy i ja zaczęłam się śmiać, że znowu w sprawie państwa B. A on na to: "Bardzo bym prosił, żeby pani się nie śmiała, bo jak oni by to usłyszeli, toby pomyśleli, że jesteśmy znajomymi". Oni już nawet policję sterroryzowali - opowiada jedna z sąsiadek państwa B.

W Sądzie Rejonowym w Stalowej Woli państwo B. są doskonale znani. Przeciwko tej rodzinie toczyło się bowiem kilkanaście spraw. Zostali skazani tylko trzy razy: za złożenie fałszywego zawiadomienia o przestępstwie, za znieważenie funkcjonariusza policji i groźby karalne. Niestety, za fałszywe zeznania można posądzić tylko tego, kto w momencie kłamania ma świadomość, że jest to karalne. A ponieważ państwo B. piszą skargi w domowym zaciszu, policja i prokuratura są bezradne.

- Jeśli wcześniej nie można ich uprzedzić, a nie można, bo funkcjonariusz musiałby mieszkać razem z nimi, to oni te maile mogą sobie wysyłać w nieskończoność i tak też robią - przyznaje Bogdan Gunia z Prokuratury Rejonowej w Stalowej Woli.

Próbowaliśmy skontaktować się z państwem B. Mimo, iż dziennie wysyłają przynajmniej kilka maili z donosami, na nasze wiadomości nie odpowiadają. Nie otwierają nam także drzwi.

- Ci ludzie nadają się do mieszkania gdzieś na wsi, pod lasem, z dala od najbliższych zabudowań, żeby w ogóle nie mieli sąsiadów - twierdzi jeden z sąsiadów państwa B. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)