Walczy z Portugalką o dziecko

Była żona pana Jacka porwała ich synka i wywiozła do swojej ojczyzny – Portugalii. Zrobiła to mimo wyraźnego zakazu polskiego sądu. Mężczyzna walczył o Davida w Portugalii i znów wygrał. Niestety, tuż po wyroku matka z dzieckiem zniknęła. Polska prokuratura mogła wydać Europejski Nakaz Aresztowania, ale sprawę umorzyła ze względu na… niską szkodliwość czynu.

Pan Jacek ostatni raz widział swojego synka 20 stycznia. Bawili się autami. Potem David zniknął bez śladu. Nie wiadomo nawet, czy żyje.

- To bestialstwo, że w dobie internetu i telefonów nie mogę z nim nawet  porozmawiać, usłyszeć jego głos – mówi Jacek Rybczyński.

Poznali się sześć lat temu w Portugalii: on Polak, ona Portugalka, wzięli ślub. W  2007 roku urodził się David. Kiedy chłopiec miał rok,
zdecydowali się zamieszkać w Polsce. Jednak w ich małżeństwie nie układało się najlepiej.

- Kiedy David pojawił się na świecie, moja była żona zaczęła być agresywna. Sytuacja między nami była napięta – opowiada pan Jacek i pokazuje nam nagraną kłótnię z byłą żoną.

- Chłopiec narysował swoją rodzinę. Mamę przedstawił jako wielką postać, zagrażającą. Powiedział, że narysował ją tak, bo się jej boi, bo mama krzyczy na tatę i mówi, że będzie miał nowego tatę – opowiada Bohdan Bielski, psycholog dziecięcy i biegły sądowy.

Pan Jacek i pani Claudia rozstali się. Pan Jacek przejął opiekę nad synem. Mężczyzna bał się, że żona wywiezie Davida z Polski.

- Sąd na podstawie informacji, że dziecko ma być odseparowane ode mnie podjął decyzję o zakazie wywożenia dziecka z Polski. Taka decyzja zapadła 6 kwietnia 2009 roku, a potem ustalił kontakty matki z dzieckiem – mówi pan Jacek.

David regularnie spotykał się z mamą. 6 lipca 2011 roku pod domem pana Jacka rozegrał się dramat. Kiedy mężczyzna podjechał pod bramę swojego domu, zauważył zaparkowany samochód.

- Człowiek manipulował przy kole. Zaproponowałem mu pomoc. Wtedy ruszył na mnie, a jego kolega wyskoczył z drugiej strony. Dopiero po pewnym czasie zorientowałem się, że chodzi o dziecko. Jeden z nich przytrzymał mnie, a drugi razem z matką wytargał Davida z samochodu – opowiada pan Jacek.

Mężczyzna od razu zgłosił sprawę na policji. Przez kilka tygodni nie miał żadnych informacji o swoim synu.

- Zwróciliśmy się o pomoc do portugalskiej organizacji. Ustalono miejsce pobytu chłopca, dzięki temu tata mógł się z synem spotkać – mówi Zuzanna Ziajko z Fundacji Itaka Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych.

- W Portugalii przez trzy miesiące nie otwierano mi drzwi. David był na trzecim piętrze. Miałem dla niego prezent. Wpadłem na pomysł, żeby ten prezent pofrunął na balonach. Syn  bardzo się ucieszył, chciał złapać te balony, ale mama Davida wpadła w szał i odepchnęła je. Dawid zaczął płakać – opowiada pan Jacek.

Mężczyzna widział syna tylko raz przez półtorej godziny. Nie chciał porywać Davida. Złożył w portugalskim sądzie wniosek o powrót dziecka do Polski w trybie konwencji haskiej.

- Sąd portugalski doszedł do wniosku,  że doszło do bezprawnego zatrzymania dziecka – informuje Veronica Afewu, pełnomocnik pana Jacka. 

- Decyzja portugalska mówi, że mój syn ma mi być przekazany i wrócić do domu w Polsce. Policja poszła do domu, w którym dziecko miało przebywać, ale Davida tam nie było ani jego matki – dodaje pan Jacek.

Ojciec Davida myślał, że pomoże mu polska prokuratura, która prowadziła postępowanie w sprawie porwania chłopca, ale tak się nie stało.

- Tak powinno się wydarzyć, że prokuratura stawia zarzuty podejrzanej, a ponieważ spełnione są przesłanki do wydania Europejskiego Nakazu Aresztowania, taki nakaz zostaje wydany – mówi Veronica Afewu, pełnomocnik pana Jacka. 

Jednak po ośmiu miesiącach postępowania prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie porwania Davida. Dlaczego?

- Prokurator umorzył postępowanie przeciwko matce wobec znikomej społecznej szkodliwości czynu – informuje Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

- Prokuratura twierdzi, że to niska szkodliwość społeczna. To znaczy, że jutro wszyscy, którzy mają takie pomysły, mogą zrobić to samo. Złożę skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i prawdopodobnie, tak jak w wielu takich przypadkach, Trybunał przyzna mi rację, a państwo polskie sięgnie do kieszeni podatnika za błędy prokuratora czy sędziego – podsumowuje Jacek Rybczyński. *

* skrót materiału

Reporterka: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl