Przyjęli w piątek - operowali w niedzielę, gdy wrzód już pękł. Pani Grażyna nie żyje
Dramat w Jaśle koło Krosna. W piątek 22 marca 57-letnia panią Grażynę zaczął bardzo boleć brzuch. Siostra i szwagier zawieźli ją do miejscowego szpitala. Widzieli, jak z dnia na dzień traci siły, dlatego kilkukrotnie prosili ordynatora Szymona N. o pilną reakcję. Ta jednak nie nastąpiła. W niedzielę wieczorem pani Grażyna straciła przytomność, której już nie odzyskała. Zmarła po kilku dniach.
Bliscy twierdzą, że pani Grażynie podawano kroplówki i antybiotyki. Niestety, w niedzielę straciła przytomność, której już nie odzyskała.
- Na SOR-ze dostała kroplówkę, zrobili jej USG, które wykazało, że jest wyciek między żołądkiem a jelitami. Została skierowana na chirurgię. Przez kolejne dni dostawała same kroplówki - nic więcej. 23 marca bolał ją nie tylko brzuch, ale całe ciało: mięsnie, ręce, nogi. Z dnia na dzień była słabsza, w sobotę jeszcze stała, w niedzielę już nie – opowiada Irena Stec, siostra pani Grażyny.
Krewni pani Grażyny twierdzą, że od piątkowego wieczoru do niedzielnego popołudnia pacjentka zażywała jedynie antybiotyki i leki przeciwbólowe. Czuła się coraz słabiej, miała wzdęty brzuch, nie mogła się podnieść sama z łózka, dlatego w niedzielę interweniowali kilkukrotnie u ordynatora oddziału chirurgicznego - Szymona N.
- Poszliśmy do ordynatora N. i prosiliśmy, żeby coś zrobił z siostrą, bo słabnie z dnia na dzień. Wyjął papiery i przyznał nam, że ma kamień i cukrzycę, a żołądek jest pod stałą kontrolą. „Niech się państwo nie martwią, my kontrolujemy, a więcej powiem w poniedziałek” – relacjonuje Irena Stec, siostra pani Grażyny.
W niedzielę wieczorem 24 marca pani Grażyna straciła przytomność. Kobieta była reanimowana. Chwilę potem trafiła na stół operacyjny. Okazało się, że pękł wrzód, bakterie rozsiały się po osłabionym organizmie. Pojawiła się sepsa. Po operacji przewieziono kobietę na oddział intensywnej terapii.
- Na OIOM- ie zmarła w czwartek, nie odzyskała przytomności. Maszyna za nią pracowała. Na OIOM - ie był też dr N. Pocieszał szwagra, że ciśnienie idzie do góry, że będzie wszystko dobrze, klepał po ramieniu – mówią Irena i Józef Stecowie.
- Prokuratura w Jaśle zleciła czynności sprawdzające w celu ustalenia okoliczności śmierci 57-letniej kobiety w jasielskim szpitalu. Zabezpieczyliśmy dokumentację – informuje Beata Piotrowicz z Prokuratury Okręgowej w Krośnie.
- Była operowana w stanie bardzo ciężkim. Ze względu na to, że do szpitala wpłynęła skarga od rodziny pani Ryby, sprawę wyjaśniamy – zapewnia Michał Burbelka, dyrektor szpitala w Jaśle.
- Sprawa pani Grażyna Ryby jest wyjaśniana przez prokuraturę, nie komentuję tego – dodał ordynator Szymon N.
To nie pierwsze kontrowersje związane z doktorem Szymonem N. W 2013 roku w Interwencji pokazaliśmy, jak ten w przychodni w Przemyślu przyjmował pacjentów pod wpływem alkoholu. Kiedy usłyszał, że zaniepokojeni pacjenci telefonują na policję, uciekł do pobliskiej kamienicy.
- Policjanci przeszukali kamienicę, mieszkania, zainteresowali się drzwiami od toalety na korytarzu. Tam był lekarz. Był wyraźnie nietrzeźwy – opowiadał nam w 2013 r. Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Mimo zatrzymania przez policję, doktor Szymon N. twierdził wówczas, że pił alkohol jak wyszedł z przychodni. Prokuratura informuje, że śledztwo wykazało jednak coś innego.
- Stężenie alkoholu po zatrzymaniu wynosiło 1,8 promila – mówi Marta Petkowska z Prokuratury Okręgowej w Przemyślu.
Jak się okazuje, przewinień lekarz ma więcej.
- W 1998 roku lekarz potrącił 11-letniego chłopca, który jechał rowerem. Lekarz nie udzielił pomocy, odjechał. Został skazany za to – mówił nam w 2013 r. Marcin Kobiałka, ówczesny dziennikarz Gazety Wyborczej w Rzeszowie.
W kwietniu 2019 roku Prokuratura Regionalna w Rzeszowie postawiła ordynatorowi Szymonowi N. zarzuty popełnienia przestępstwa w jeszcze innej sprawie. Półtora roku temu w szpitalu w Jaśle lekarze przeprowadzili operację usunięcia woreczka żółciowego u 32-letniej pacjentki. Kobieta zmarła.
- Po zabiegu operacyjnym nastąpiły komplikacje, które zdaniem biegłych powinny być leczone w szpitalu. A lekarz podjął decyzję o wypisaniu pacjentki. Mówimy o błędzie lekarskim – informuje Mariusz Chudzik z Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie.
- W tej sprawie też się nie wypowiadam. Złożyłem wyjaśniania – komentuje Szymon N.*
* skrót materiału
aborzecki@polsat.com.pl