Brak drogi dojazdowej – lokatorzy nie mogą wykupić mieszkań
Mieszkańcy kilku bloków w okolicach ulic Św. Jerzego i Pułaskiego w Białymstoku od 2017 roku bezskutecznie starają się o wykup mieszkań. Powodem są wysokie czynsze, które od 2013 roku miały wzrosnąć o ponad 160 procent. Problem dotyczy mieszkań komunalnych. Wykupić ich nie można z powodu braku drogi dojazdowej.
- Płacę 970 zł za 64 metry kwadratowe – mówi Krystyna Mikołajewska, mieszkanka osiedla.
- Za 63 metry kwadratowe - 928 zł – przyznaje Danuta Rogozińska.
- Ponad 700 zł za 47 metrów – dodaje Mateusz Chłus.
Mieszkania są komunalne. Aby je dostać, rodzina nie może przekroczyć kryterium dochodowego na osobę.
- Ten próg to 800 złotych (dochodu na osobę), natomiast czynsze to są najwyższe. Płacimy więcej niż w spółdzielni, niż mieszkańcy mieszkań własnościowych. Płać i płacz, na takiej zasadzie – komentuje Krystyna Wołyniec.
Mateusz Chłus z rodziną stara się o wykup mieszkania już ponad 3 lata.
- Złożyliśmy pierwszy raz do pana prezydenta pismo, to dostaliśmy odmowę. Udaliśmy się na Radę Miasta, gdzie było kilka takich spotkań. I dostaliśmy informację, że ok, jeśli jest wspólnota w bloku, to prezydent wyrazi zgodę na wykup mieszkań. Problem polega na tym, że nie mamy drogi dojazdowej do bloku. Droga wjazdowa nie należy do naszej spółdzielni, do naszej administracji, lecz należy do sąsiedniego bloku, gdzie jest inna spółdzielnia. I jest problem – tłumaczy.
Jak się okazuje bez dostępu do drogi dojazdowej, nie można sporządzić aktu notarialnego, a co za tym idzie, wykupić mieszkania. Ale drogi nie ma tylko na papierze, bo w praktyce mieszkańcy poruszają się nią od 27 lat, czyli od powstania osiedla.
- W sąsiednim bloku 18 osób ma mieszkania na własność, plus spółdzielnia, która odpowiada za resztę. Dlatego te 19 aktów notarialnych trzeba poprawić, żebyśmy mieli dostęp do drogi – mówi Mateusz Chłus.
Jednak każda zmiana aktu notarialnego niesie za sobą koszty, których nie chcą ponosić współwłaściciele drogi. Jak twierdzi przedstawiciel spółdzielni, która takim współwłaścicielem jest, tę kwestię można było uregulować kilkanaście lat temu, ale wtedy urzędnicy miejscy nie byli tym zainteresowani.
- Od 2001 w spółdzielniach następuję proces uwłaszczania. I my przygotowaliśmy dokumentację: te służebności i inne, podziały nieruchomości po to, żeby każdy budynek miał dostęp do drogi publicznej. I ta droga powstała z wydzielania tej naszej nieruchomości. Obok jest budynek w identycznej sytuacji, ale on ma wpisaną służebność przez nas. A tamci nie wystąpili, miasto nie myślało wtedy – słyszymy od przedstawiciela spółdzielni, która dysponuje drogą.
- Niestety, jesteśmy zwykłymi lokatorami, nikt nas o nic nie pyta. Mieszkania tyle lat remontujemy za własne pieniądze, wszystko robimy za własne pieniądze. A klatki przez 27 lat były wyremontowane raz – zauważa Elżbieta Sak, mieszkanka bloku bez drogi dojazdowej.
- W tym wypadku wybudowano blok bez formalnego ustanowienia połączenia z drogą publiczną.
Ten problem pojawia się tylko i wyłącznie na etapie podpisania aktu notarialnego, gdyby tutaj nie było woli sprzedaży tych mieszkań, ten dojazd mógłby dalej tak funkcjonować, jak funkcjonuje.
To są kwestie historyczne. Mamy wiele takich przypadków i my to cały czas regulujemy – mówi Zbigniew Nikitorowicz, wiceprezydent Białegostoku.
Teraz jedynym rozwiązaniem jest ustanowienie drogi koniecznej. Niedawno pozew do sądu w tej sprawie złożyła Gmina Białystok, która jest właścicielem budynku.*
* skrót materiału
jhnat@polsat.com.pl