Zakład mięsny pod samymi oknami!
Zaledwie 10 metrów od domu małżeństwa z miejscowości Olszyna na Dolnym Śląsku powstał zakład mięsny. Pan Jarosław i pani Krystyna narzekają na ogromną ilość tirów dojeżdżających do firmy oraz na hałasujące przez długie godziny chłodnie naczep. Pan Jarosław ograniczył nocną działalność zakładu, ale twierdzi, że nadal życie w takimi miejscu jest niemożliwe.
Pan Jarosław mieszka z żona Krystyną w domu od ponad trzydziestu lat temu. Trzynaście lat temu wykupili lokal od urzędu miasta i wyremontowali. Wierzyli, że będą mogli normalnie żyć.
- Dopóki nie było tej firmy to żyło się bardzo fajnie, miejsce spokojne – wspomina pani Krystyna.
Kilka lat temu małżeństwo dowiedziało się , że 10 metrów od budynku - powstanie zakład mięsny. Zapewniano ich jednak, że będzie to nowoczesne i nieuciążliwe przedsiębiorstwo.
- Mieliśmy być sąsiadami firmy. Tak jak w dokumentach pisze, wszystkie jej działania miały nie wpływać w żaden sposób na nas – mówi pan Jarosław.
Kiedy zakład mięsny zaczął funkcjonować, jak twierdzi pan Jarosław, życie jego rodziny zamieniło się w horror. Dzień i noc pod zakład podjeżdżały tiry. Hałas był nie do zniesienia.
- To co się dzieje, to przekracza ludzkie pojęcie. Przez pierwsze trzy lata firma pracowała siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Nie mieliśmy niedziel, sobót, świąt. Nie było nic. Jakbyśmy mieszkali w zakładzie – twierdzi pan Jarosław.
Pan Jarosław zaczął walczyć z sąsiadem. Nocny załadunek zakład ograniczył i wybudował metalowy płot. Jednak, jak twierdzi pan Jarosław, wciąż życie dla rodziny w takim sąsiedztwie jest niezmiernie uciążliwe.
- Nie ważne ile osób tu mieszka, czy dwie, czy dwadzieścia, czy dwieście. Chcemy spokoju i mamy do tego prawo – tłumaczy pani Krystyna.
- Policja ma ograniczone możliwości, bo na zakład wejść nie może, bo auto (tiry) stoi zgodnie z przepisami. Napisaliśmy do WOŚP pismo, inwestor musiał być powiadomiony 2 tygodnie wcześniej, więc to odbyło się (kontrola) bez żadnego samochodu, przy pozakładanych osłonach, na agregatach. Nic do szukania. Teren nie jest chroniony akustycznie, bo rada miasta nam odebrała to z urzędu, skoro teren miał być przemysłowy – mówi pan Jarosław.
- Zdajecie państwo sobie sprawę, że nie buduje się takiego zakładu na słowo honoru czyjeś, tylko wszystko zostało poparte dokumentami –mów pan Dariusz, właściciel zakładów mięsnych.
Reporterka: Czy pan dziwi się, że pan Jarosław nie chce mieć takiego sąsiedztwa? Czy pan chciałby mieszkać w takim miejscu?
Właściciel zakładów mięsnych: Nie, nie chciałbym.
Burmistrz Leszek Leśko zapytany o lokalizację zakładu tłumaczy, że „było to jedno jedyne miejsce, które było w bliskiej odległości od drogi krajowej”. - Myśmy się w ciągu pierwszego spotkania domówili, uzgodnili i poszliśmy w tym kierunku, tym bardziej, że na tym terenie brakowało zakładów pracy - dodaje.
Rodzina pana Jarosława musi walczyć dalej.
- Uważam, że każdy ma prawo do spokojnego życia – mówi pani Krystyna.*
* skrót materiału
interwencja@polsat.com.pl