Choroba, odleżyny i samotność. Dramat 40-latki 

Pani Sława z Kalisza żyje samotnie, będąc przykuta do wózka inwalidzkiego. Ciężko chora kobieta z ropiejącymi odleżynami walczy o zdrowie i życie.  Po śmierci męża i rodziców pozostała bez opieki i niewielkimi pieniędzmi na przeżycie.

- Tutaj nie było niczego, tutaj była osoba, która czekała na śmierć. Napisała, czy ktoś mógłby przyjść, przenieść ją rano z łóżka na wózek i w niedzielę to samo. Ja to przeczytałam i mówię: „Boże, że ktoś musi prosić o coś takiego, że nie ma żadnej osoby do pomocy” – mówi pani Anna, koleżanka pani Sławy.

40-letnia pani Sława jeszcze kilkanaście lat temu była zdrową, pełną marzeń i planów życiowych kobietą. Dziś jest ciężko chora.

- Skóra mi się zaczęła samoistnie, nawet od lekkiego ucisku, otwierać i te rany zaczęły się pojawiać – opowiada Sława Bogdaszewska.

- Była młodą, bardzo inteligentną kobietą, miała dziesiątki przyjaciół i nagle została sama. Tak to w życiu bywa, choroba zabija wszystko – mówi znajomy, pan Przemysław.

Dwadzieścia lat temu pani Sława podczas studiów pojechała ze znajomymi na wycieczkę w góry. Nie spodziewała się, że będzie to początek jej koszmaru życiowego. Po powrocie z wycieczki zaczęła słabnąć. W 2005 roku lekarze zdiagnozowali u pani Sławy stwardnienie rozsiane.

- Totalnie mnie to znokautowało. Mimo wszystko rękoma i nogami się broniłam od jakiegokolwiek postępu tej choroby, chciałam być najdłużej aktywna zawodowo i intelektualnie – wspomina pani Sława.  

Kobieta nie poddawała się chorobie. Skończyła dwa fakultety. Podjęła pracę. Dziewięć lat temu wyszła za mąż. Marzyła o urodzeniu dziecka. Niestety, jej stan zdrowia pogarszał się. Sześć lat temu pani Sława przeszła kolejne badania - tym razem na Śląsku. Wtedy okazało się, że kobieta choruje od wielu lat na boreliozę.  

- Możliwości diagnostyczne przez ostanie 20 lat bardzo się zmieniły. Dzisiaj wykrywa się około 20 tys. świeżych przypadków boreliozy rocznie w Polsce, a w latach 90. to było kilkaset, czasem tysiąc przypadków – tłumaczy dr Paweł Grzesiowski z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji w Warszawie.

- Jakby może to było zdiagnozowane na samym początku, po ugryzieniu kleszcza, może nie byłoby tego efektu – mówi pan Mariusz, znajomy pani Sławy.

- Problem przewlekłej boreliozy jest bardzo poważny i trudny w rozpoznaniu, bo to już nie jest zakażenie bakteryjne. Procesy zapalne doprowadzają do zniszczenia różnych narządów: stawów, jelit, mózgu, serca, skóry. Z tym zespołem jest niezmiernie trudno walczyć - odpowiada dr Paweł Grzesiowski z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji w Warszawie.

Pięć lat temu panią Sławę dotknęła kolejna tragedia. Zmarła jej mama i mąż. Pani Sława została sama, przykuta do łóżka.

- Śmierć męża to był dla mnie ogromny cios i trauma. Taka, że długo nie mogłam dojść do siebie. Oprócz szoku pojawiła się refleksja: co dalej. To było za wiele dla mnie – wspomina pani Sława.

Pani Sława szukała sposobu leczenia boreliozy. Pojawiła się szansa rocznego leczenia  antybiotykami dożylnymi. Niestety, koszt terapii wynosił prawie 60 tys. zł. Nie miała na to pieniędzy. Z renty - niewiele ponad tysiąc złotych - nie stać ją było na walkę o życie. Kobieta dramatycznie o pomoc prosiła znajomych.

- Kiedy przyszedłem tutaj, okazało się, że ona w ogóle się nie leczy. Z dnia na dzień jej stan był gorszy i powiedziałem sobie, że zrobię wszystko, by pomóc. Ona potrzebowała wszystkiego, ledwo wystarczało jej na bandaże i doszło do odleżyn – mówi znajomy, pan Przemysław.

 - Gdyby nie my, pewnie czekałaby na śmierć. Jeśli chodzi o leczenie, to cały czas trzeba prosić – mówi koleżanka, pani Anna.

- Zaczęłam robić ulotki, obeszłam 6 pięter firmy, w której wtedy pracowałam, do każdego pokoju weszłam i opowiadałam. Trochę pieniędzy się zebrało, ale to były kwoty drobne. Byłam tak zdesperowana, że poszłam do mojego prezesa i on przez kilka miesięcy pomagał – wspomina pani Danuta, która również pomaga pani Sławie.

Ciężko chorą kobietę wspiera MOPS. Niestety to wciąż zbyt mało. Pani Sława potrzebuje pieniędzy na sprzęt rehabilitacyjny i leczenie.           

- Muszę zbierać na leczenie. To bardzo przykre. Materac na odleżyny 4. stopnia kosztuje 7600 zł, do tego łóżko obrotowe, bo nie może ktoś co dwie godziny mnie podnosić. Łazienka też jest niedostosowana. Wykonawca powiedział, że to kosztuje 10 tys. zł, a PFRON, że  4,5 tys. zł. Żeby tak człowiek mógł pracować, żeby miał cel istnienia, jak nie ma życia rodzinnego. Cały czas mam lęki, boję się, że ta pomoc może się nagle skończyć – podsumowuje pani Sława.*

 * skrót materiału

PS Jeżeli chcą państwo pomóc pani Sławie prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26, interwencja@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX