Restauratorzy stracili 140 tys. zł. Winią wspólników

- Straciliśmy oszczędności życia. Uważamy, że państwo Ż. są ewidentnymi oszustami – mówią pani Ewa i pan Janusz. Małżeństwo wspólnie ze znajomymi postanowiło rozpocząć działalność gospodarczą otwierając restaurację w Żernikach Wrocławskich. Dziś jest stratne 140 tys. zł. I mimo notarialnie spisanej umowy, nie jest w stanie odzyskać pieniędzy od małżeństwa Ż.

Współpraca małżeństw rozpoczęła się 9 lat temu. Początkowo wszystko układało się dobrze.

- Było od nich zapewnienie na początku, że połowę wkładu zwrócą. My zainwestowaliśmy 100 tys. zł, a oni połowę, czyli 50 tys. zł. Resztę mieli zwrócić – mówi pan Janusz.

- Wnieśliśmy do spółki łącznie 140 tys. zł. Na początku wszystko grało, interes się rozkręcał – dodaje pani Ewa. 

Po kilku miesiącach okazało się jednak, że małżeństwa nie mogły się porozumieć. Pojawiły się kłopoty finansowe.   

- Mówili, że w banku mają pożyczkę i to jest kwestia miesiąca i te pieniądze będą mieli, nam oddadzą. Później się okazało, jak się zaczęliśmy różnić, że oni tych pieniędzy nie będą mieli, bo z jakiegoś powodu bank im odmówił. Podejrzewam, że była to nieprawda, że tych pieniędzy miało nie być - ocenia pan Janusz.

Pani Ewa z panem Januszem postanowili zakończyć współpracę z małżeństwem  Ż. Restauracja miała pozostać w rękach Ż, a pani Ewa i pan Janusz mieli od byłych wspólników,  zgodnie z podpisaną notarialnie  umową, otrzymać  w ciągu trzech lat zwrot zainwestowanych pieniędzy - 140 tys. zł.

Pani Ewa i pan Janusz czekali na zwrot pieniędzy. Wierzyli, że problemów nie będzie, gdyż państwo Ż. wciąż mieli prowadzić restaurację. Nawiązali współpracę z kolejnym inwestorem. Tym razem z panem Krzysztofem.

- Miałem wnieść wkład finansowy, który wynosił około 60 tys. Potem wzięliśmy samochód w leasing – opowiada pan Krzysztof.

- Byli przyjaźnie nastawni, stąd nasze zaufanie do tych ludzi, ale okazało się, że to była dobra gra, żeby osiągnąć to, co chcieli osiągnąć – uważa pani Joanna, była pracownica restauracji.

Pan Krzysztof także zrezygnował ze współpracy z małżeństwem Ż. Mężczyzna podobnie jak pani Ewa i pan Janusz czekał na zwrot zainwestowanych pieniędzy. Lata mijały, a pieniędzy nie było.

- Na dziś jestem stratny 65 tys. zł i 60 tys. zł, które włożyłem. Ten samochód stoi na podwórku, opłaty robię po około 2 tys. zł. I nie mogę go sprzedać, bo jest zajęty przez komornika – mówi pan Krzysztof.

- Zadzwoniłam do nich i powiedziałam: „sprzedaliście restaurację, co z pieniędzmi? Może byśmy się rozliczyli?" A on, że ma jeszcze termin, że pieniądze pracują dla nas. Ale minęły trzy lata, pieniędzy nie było, już kiedy był prawomocny nakaz zapłaty, zaczęło się pomalutku wyzbywanie nieruchomości, majątku, pieniędzy na osoby trzecie. Właścicielem firmy jest teraz mama M., starsza kobieta - opowiada pani Ewa.

Byli wspólnicy postanowili walczyć w sądzie. I wygrali. Sąd wydał państwu Ż. nakaz zapłaty. Niestety okazało się, że i komornik jest bezradny. Jak dowiedzieliśmy się od rzecznika Izby Komorniczej we Wrocławiu, egzekucja jest prawie niemożliwa.

„Egzekucja koncentrowała się na egzekucji z nieruchomości, albowiem egzekucja z innych składników majątkowych pozostaje bezskuteczna. Sprawa egzekucji komplikuje się wobec faktu ogłoszenia przez Sąd Rejonowy dla Wrocławia Fabrycznej we Wrocławiu upadłości konsumenckiej dłużnika.” – wyjaśnił rzecznik Tomasz Kinastowski.

- Sama upadłość nie oznacza, że jesteśmy całkowicie zwolnieni z długu. Ten dług musi być spłacany. Jeżeli dana osoba nie wywiązała się z zobowiązania zawartego w upadłości konsumenckiej, wierzyciel powinien jak najszybciej zawiadomić sąd, że nie jest wykonywane postanowienie o upadłości – informuje radca prawny Przemysław Ligęzowski.

Próbowaliśmy wielokrotnie porozmawiać z dłużnikami. Chcieliśmy się dowiedzieć, kiedy i czy w ogóle zwrócą dług.  Odmówili wypowiedzi przed kamerą. W wydanym oświadczeniu przekazali:   

„Nasza kilkuletnia walka w biznesie świadczy właśnie o chęci spłaty. Niestety, na tą chwilę nie jesteśmy w stanie ich spłacić. Ci ludzie muszą zrozumieć, że jeżeli będą nas szkalować, to nigdy się nie rozwiniemy i nie będziemy mieli możliwości spłaty.  Oczywiście mamy wolę spłaty”.

- Mimo że mamy sprawy wygrane w sądzie, udokumentowane,  to wszystko stoi w martwym punkcie – podsumowuje pani Joanna, która pracowała w restauracji.*

* skrót materiału

interwencja@polsat.com.pl

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX