Walczy o syna
Pan Andrzej z Łęcznej walczy o opiekę nad niespełna dwuletnim synem. Twierdzi, że matka, Monika M. nie opiekowała się należycie, a nawet znęca się nad dzieckiem. Ojciec boi się o bezpieczeństwo Andrzejka, bo bratem Moniki M. jest skazany za pedofilię. Kobieta odpowiada, że to żyjąc z panem Andrzejem przeżyła piekło. Jak na razie sąd uznał, że dziecku będzie lepiej przy matce.
Nic i nigdy nie wskazywało, że relacje między policjantem Andrzejem Czerniakiem a jego partnerką się popsują. Jednak tuż po narodzinach ich syna Andrzejka zmieniło się wszystko. Kłótnie z partnerką nasilały się, a obawa mężczyzny o zdrowie syna rosła.
- Wszyscy kochaliśmy tą dziewczynę. Dzieci ją bardzo lubiły. Zaczęło się komplikować, jak była w ciąży. Później Monika nie chciała niczego robić w domu. Nie chciała przygotowywać dziecku jedzenia – opowiada Ewa Czerniak, siostra pana Andrzeja.
"Jak dziecko będzie głodne, to będzie miało mniej siły do rozrabiania"
- Na początku układało nam się bardzo dobrze. Wydawała mi się cudowną osobą. Wręcz idealną. Z czasem zacząłem obserwować u niej dziwne zachowania. Potrząsała tym dzieckiem. Jak płakało, to go przyduszała do siebie. Myślałem na początku, że to jest taki szok poporodowy. I że to przejdzie. Doszło do takiej sytuacji, że gdy dziecko było starsze, to ciągle chodziło głodne. Kiedy wracałem z pracy, to zawsze chciał jeść. Zapytałem jej dlaczego. Powiedziała, że jak dziecko będzie głodne, to będzie miało mniej siły do rozrabiania. Będzie grzeczniejsze – opowiada Andrzej Czerniak.
42-letni mężczyzna wrócił wspomnieniami do dramatycznych zdarzeń, jakie miały miejsce podczas choroby syna
- Siostra przybiegła do mnie, krzycząc, że mój syn umiera. Wbiegłem na górę i zobaczyłem dziecko na jej rękach, wypręgowane. Wziąłem je na ręce, traciło oddech. Miało silny szczękościsk. Położyłem je na podłodze, odchyliłem główkę do tyłu i dopiero wtedy złapał powietrze. Ratownicy pytali czy zostały podane dziecku leki przeciw gorączce. Potwierdziła, że tak. Po czym okazało się, że mojej siostrze powiedziała, że nie podała tych leków, że zapomniała. Dziecko trafiło do szpitala – relacjonuje pan Andrzej.
W końcu pan Andrzej skierował do prokuratury zawiadomienie o tym, że Monika M. znęca się nad ich dzieckiem. W tym samym czasie kobieta wyprowadziła się od partnera do swojego rodzinnego domu. Mężczyzna skierował też do sądu wniosek o ustanowienie miejsca pobytu dziecka przy nim. Ostatecznie decyzja sądu zszokowała pana Andrzeja. Mężczyzna uważa, że nie tylko Monika M. jest zagrożeniem dla Andrzejka, ale także jej brat.
"Dziecko trafia w miejsce, gdzie może przebywać pedofil"
- Według mnie sąd nie brał pod uwagę bezpieczeństwa dziecka. Nie wiem na jakiej podstawie wydał takie postanowienie w cywilizowanym państwie. Dziecko trafia do potencjalnego sprawcy przemocy. Trafia w miejsce, gdzie może przebywać pedofil. Jej brat. W pierwszej wersji miał dostać dożywocie. Został skazany na 14 lat. Po 7 latach został deportowany do Polski. To nie jest jakiś zwykły przestępca. To jest bardzo niebezpieczny pedofil, o którym mówiły media na całym świecie – twierdzi Andrzej Czerniak.
-Tam jest taka informacja, że dla tego człowieka dotykanie seksualne dziecka jest rzeczą normalną. Ponieważ on się wychowywał w środowisku, gdzie to było na porządku dziennym – dodaje Ewa Czerniak, siostra pana Andrzeja.
Wraz z panem Andrzejem udało nam się porozmawiać z Moniką M.
Reporter: Chcielibyśmy się dowiedzieć, biorąc pod uwagę sytuację jaka zaistniała, czy dziecko jest tutaj bezpieczne?
Monika M.: Oczywiście, że jest bezpieczne.
Reporter: No, ale przeciwko pani jest prowadzone postępowanie prokuratorskie.
Monika M.: Przeciwko panu (Andrzejowi) również.
Reporter: W państwa najbliższym otoczeniu przebywa też osoba, która…
Monika M.: Mój syn przebywa w Zamościu. Na swoje życie. Ma poukładane życie.
Pan Andrzej: I (brat – red.) nie ma kontaktu z Andrzejkiem?
Monika M.: Nie ma.
Pan Andrzej: Przecież w każdej chwili może przyjechać, tak jak przyjeżdżał do nas. Ja nie wiedziałem, że jest pedofilem…
Prokuratora prowadzi postępowanie w sprawie znęcania się matki nad Andrzejkiem. Próbowaliśmy porozmawiać na ten temat w sądzie. Mimo kilku prób nie udało nam się namówić jego przedstawicieli na wypowiedź przed kamerą. Nie dostaliśmy też informacji, czy sąd brał pod uwagę postępowanie prokuratury i przeszłość brata pani Moniki.
„Stawiane przez Pana zagadnienia sprowadzają się do pytań dlatego tak, a nie inaczej Sąd ocenia i proceduje w trwającej sprawie, w której jeszcze nie nastąpiło rozstrzygnięcie” – brzmi oświadczenie sądu.
"Nigdy dziecku nie robiłam krzywdy"
- To są pomówienia. Nigdy dziecku nie robiłam krzywdy. Opiekowałam się, byłam tam przez półtora roku w piekle. To ja byłam razem z dzieckiem z piekle – uważa Monika M.
Pan Andrzej liczy, że prokuratura szybko zakończy postępowanie, a sąd weźmie pod uwagę wszystkie okoliczności. Mężczyzna nadal zamierza walczyć o powrót syna do niego, choć powoli brakuje mu sił.
- Jestem ojcem dziecka, które ma rok i 9 miesięcy. Jest to bezbronny maluch. Trafił do matki, przeciwko której tyczy się postępowanie o znęcanie się nad dzieckiem – mówi pan Andrzej.
- Ten sąd słynie z tego, że wydaje takie niedorzeczne wyroki. Pcha dziecko w ręce matki, która ma założoną niebieską kartę. I do domu, gdzie na stałe jest zameldowany pedofil – dodaje Ewa Czerniak.*
* skrót materiału
pgregorowicz@polat.com.pl