Masakra na strzelnicy
Kilka tygodni temu mieszkańcy lubuskiej wsi Nietoperek zamarli. Na pobliskiej strzelnicy doszło do tragedii – została zastrzelona właścicielka, która była również instruktorką. Sprawcą tej zbrodni był klient. Jak mówią mieszkańcy wsi, ofiar miało być więcej.
Katarzyna i Andrzej Chylińscy pobrali się 18 lat temu. On był policjantem, ona wykładowcą akademickim. Oboje pasjonowali się bronią. Dwa lata temu, kiedy pan Andrzej przeszedł na emeryturę, postanowili założyć własną strzelnicę. Otworzyli ją w Nietoperku – małej wsi w województwie lubuskim.
Jest 14 czerwca tego roku. Około południa na strzelnicy pojawia się młody mężczyzna. Chce pouczyć się strzelać. Pani Katarzyna zabiera go na jedno ze stanowisk i udziela mu lekcji. Chwilę później zaczyna się dramat.
- Na początku strzelał do tarczy z karabinka. Zaproponował, że już nie chce z karabinka, tylko chce z pistoletu. Przyszli w inne miejsce i z tego miejsca, to jest odległość mniej więcej 10 metrów do tarczy, rozpoczęli strzelanie - mówi Andrzej Chyliński, mąż zamordowanej pani Katarzyny.
- Podejrzany wcześniej prosił ofiarę o nagrywanie próby strzeleckiej, którą on wykonywał. I ona rzeczywiście nagrywała. Odwrócił się w kierunku instruktorki i do niej oddał co najmniej cztery strzały z posiadanej broni. Wybiegł z tych torów strzelniczych i trafił w tym momencie na męża pokrzywdzonej – mówi Roman Witkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
- Nacisnął dwa razy na spust i broń była zacięta – opowiada pan Andrzej.
- Ta broń się zacięła, strzały nie padły, a mąż postrzelonej kobiety zareagował w taki sposób, że udało mu się go obezwładnić – mówi Roman Witkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
Pani Katarzyna ginie na miejscu. Napastnikiem okazuje się 23-letni Maksymilian S., mieszkaniec jednej z pobliskich wsi. W przeszłości leczył się psychiatrycznie. Był samotnikiem. Mieszkał z matką i jej partnerem. Plotka głosi, że planował więcej morderstw.
- Tam więcej było tej broni na strzelnicy. Jeżeli on zabiłby tego męża, to on uciekłby z tą bronią i przyjechałby tutaj – mówi mieszkanka wsi.
- On coś miał z przełykiem czy z jelitami. Była akcja nawet w kościele, ludzie zbierali pieniądze – mówi mieszkanka wsi, w której mieszka sprawca.
- Ksiądz ogłosił w kościele i wioska się składała na to, żeby go leczyć - mówi mieszkaniec wsi, w której mieszkał Maksymilian S.
Kilka godzin po zabójstwie Maksymilian S. został przesłuchany. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa. Zaraz po tym policjanci dokonali przeszukania… w domu ofiary. Panu Andrzejowi skonfiskowano ponad 200 sztuk broni i kilka tysięcy sztuk amunicji - narzędzia, które były mu niezbędne do prowadzenia strzelnicy.
- Nie można tak stawiać kwestii, że został potraktowany jak przestępca, ale rzeczywiście, takie odczucia z jego strony mogą być są uprawnione - mówi Roman Witkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim.
Trzy tygodnie po zabójstwie prokurator uwzględnił zażalenie pana Andrzeja. Mimo to broń nie wróciła do właściciela. Policjanci analizują bowiem, czy pan Andrzej na pewno posiada ją w pełni legalnie. Tymczasem morderca jego żony niebawem zostanie zbadany przez biegłych psychiatrów.
- Posiedzi 5 lat w psychiatryku i go wypuszczą. Tak będzie – mówi mieszkaniec wsi.
- Nie złamiesz nas. Na pewno nas nie złamiesz. Będzie ciężko, ale na pewno damy radę. Dla Kasi – mówi pan Andrzej.*
*skrót materiału