Samotnie wychowywała dzieci. Zabrał je ojciec
Pani Monika samotnie wychowała dwóch synów:- 13-letniego dziś Gracjana i 10-letniego Marcela. Były mąż, z którym kobieta rozwiodła się sześć lat temu, ma zasądzone alimenty. Dwa lata temu pani Monika ponownie wyszła za mąż, co miało znacznie pogorszyć stosunki z byłym mężem. 18 czerwca Gracjan i Marcel wyszli z domu pobawić się. Do dziś nie wrócili - zabrał ich ojciec.
Pani Monika ma trzydzieści cztery lata. Mieszka w Polkowicach na Dolnym Śląsku. Czternaście lat temu pani Monika wyszła za mąż za Marcina Ś. Urodziło im się dwoje dzieci: 13-letni dziś Gracjan i 10-letni Marcel. Jak twierdzi pani Monika, w małżeństwie nie układało się.
- Były mąż bardzo dużo czasu poświęcał na gry komputerowe. Był tym pochłonięty, nie chodził do pracy. Kombinował zwolnienia lekarskie tylko po to, by pograć. Często się też wyprowadzał - mówi pani Monika.
Sześć lat temu pani Monika rozwiodła się. Dzieci wychowywała sama. Były mąż miał zasądzone alimenty i widzenia - dwa weekendy w miesiącu.
- Miarka przebrała się, kiedy w święta Bożego Narodzenia wyrzucił choinkę z ozdobami przez okno. Od tamtego momentu nie jesteśmy razem. Sąd rozwiązał nasze małżeństwo przyznając mi władze rodzicielską, pozostawiając współdecydowanie w ważnych dla dzieci sprawach i ustanowił miejsce pobytu dzieci przy matce - dodaje pani Monika.
- Byłam bardzo dumna z mojej córki. Sama wychowywała chłopców i pięknie utrzymywała dom - zapewnia pani Halina, babcia chłopców.
Synowie pani Moniki uczyli się bardzo dobrze. Jak czytamy w opinii Ośrodka Pomocy Społecznej w Polkowicach, Gracjan i Marcel byli zadbani i nie sprawiali żadnych kłopotów. Beata Puławska z Ośrodka Pomocy Społecznej w Polkowicach zapewnia, że pracownik socjalny jest w stałym kontakcie z rodziną, ale co do zachowania dzieci nigdy nie było zastrzeżeń.
Pani Monika dwa lata temu ponownie wyszła za mąż. Według niej od tamtej chwili stosunki z byłym mężem pogorszyły się. Kobieta nie spodziewała się jednak nadchodzącej tragedii. 18 czerwca tego roku synowie pani Moniki wyszli pobawić się. Do dziś do domu nie wrócili. Zabrał ich ojciec.
- Godzinę później zadzwonił do mnie pracownik socjalny z MOPS w Polkowicach. Poinformował, że był u nich ojciec z dziećmi i powiedział, że synowie zostali wyrzuceni z domu. Dzieci to potwierdziły. Następnie zabrał gdzieś chłopców - wspomina pani Monika.
- Podstępem ukradł dzieci. Były określone widzenia, kiedy przyjeżdżał i zabierał chłopców. Wydawało się jednak, że taka sytuacja potrwa chwilę i wszystko wróci do normy. Ale to już tak długo trwa, tych dzieci nadal nie ma. Jestem przerażona - dodaje babcia chłopców.
- Bywało tak, że po dwa razy dziennie jeździłam pod jego dom. Stukałam, pukałam, nikt nie otwierał. Po wszystkim jednak otrzymywałam sms-a, że jeżeli nie przestanę go nachodzić w domu, to zgłosi to na policję.
- W polskim prawodawstwie nie ma takiej możliwości, żeby skazać osobę za uprowadzenie dziecka, jeżeli ta osoba przynajmniej częściowo sprawuje nad nim opiekę - wyjaśnia radca prawny Przemysław Ligęzowski.
Pani Monika wielokrotnie próbowała odebrać synów. Kobieta od czerwca nie widziała dzieci. Nie wie, co się z nimi dzieje. Złożyła sprawę do sądu. Ten wyznaczył rozprawę o wydanie dzieci na koniec sierpnia.
- To jest problem odgórny. To nie wina sądów, że tak długo prowadzą postępowanie. To bardziej kwestia tego, że należy przeprowadzić całą procedurę i nie ma możliwości, by w tym czasie zaingerowała policja i zabezpieczyła dobro dziecka. W tym przypadku mamy tylko drogę cywilno-prawną - dodaje Przemysław Ligęzowski.
- Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca, skoro jest postanowienie sądu, że miejsce dzieci jest przy matce - mówi pani Halina.
- Bardzo się boję. Zwłaszcza, że obserwuję, co się dzieje w Polsce, co potrafią zrobić rodzice z dziećmi. Bardzo się obawiam, ale na tę chwilę mam związane ręce - mówi pani Monika.
Zrozpaczona matka o pomoc poprosiła naszą redakcję. Poszliśmy do mieszkania Marcina Ś. Jednak nikt nie otworzył nam drzwi.
- Czasami widzę Marcina, ale nie widzę żadnych dzieci. Może się ukrywają - mówią sąsiedzi.
Pani Monika wezwała na miejsce policję. Dzięki interwencji funkcjonariuszy doszło do spotkania kobiety z byłym mężem. Zgodnie z prośbą policji odbyło się ono bez naszego udziału.
- Marcin nie odda dzieci i trzyma się tego, że trzeba czekać na postanowienie sądu - przekazała nam po spotkaniu pani Monika.
Próbowaliśmy kolejny raz zaprosić Marcina Ś. na spotkanie. Bez rezultatu.
- Nie daj Boże, żeby coś się stało złego i wszyscy rozłożą ręce i powiedzą: „stało się”. Wtedy dopiero zaczynają się poszukiwania, ale nikt wcześniej nie przewiduje, co może się zdarzyć - mówi babcia chłopców.
- Bardzo bym chciała, by dzieci wróciły do domu - mówi pani Monika.*
*skrót materiału
zkolodziejczyk@polsat.com.pl