260 osób z dnia na dzień zostało bez pracy i pensji

260 pracowników polskiej firmy, która produkowała komponenty budowlane dla niemieckiej spółki, z dnia na dzień straciło zatrudnienie. Nie zapłacono im pensji, nie otrzymali też odpraw. Niemiecki zarządca bez wyjaśnień wyjechał z siedziby firmy, a pracowników pozostawił własnemu losowi. W Niemczech spółka ogłosiła upadłość i rozliczyła się z pracownikami. W Polsce już nie.

- Firma działała w Nowej Soli od 2017 roku. Potężna inwestycja, maszyny, ludzie zatrudnieni, wszystko. Ze strony pracowników można powiedzieć, że pełną parą szła produkcja i z dnia na dzień nagle koniec, sprzątamy, zamykamy zabawki. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że tu pracowały małżeństwa, były dwie wypłaty. Niektórzy brali kredyty, bo dobrze było i nagle wszyscy zostali bez niczego – opowiadają nam pracownicy.  

Rodzina państwa Żołubaków była jedną z wielu, która pracowała w firmie produkującej komponenty budowlane. Oprócz pani Zdzisławy i pana Stanisława zatrudniony był także ich syn i przyszła synowa. Cała czwórka jednego dnia straciła pracę.

- Oni zostali bez środków do życia i my. Oni byli w jeszcze gorszej sytuacji, bo musieli wziąć kredyt, żeby wyremontować sobie mieszkanie i oni ten kredyt muszą spłacać – mówi Zdzisława Żołubak.

Firma ma liczne długi, ale nie ogłosiła upadłości, co bardzo by ułatwiło sprawy zobowiązań wobec wierzycieli. Poza pracownikami o swoje należności upominają się chociażby urząd skarbowy czy ZUS.

- Coś robią i nawet nie chcą nam powiedzieć. Nasz materiał w tym momencie zostaje pakowany i będzie wywożony, nie wiadomo dla kogo. To jest granulat, z którego robiliśmy komponenty plastikowe. To wywozi urząd skarbowy - chce odzyskać swoje pieniądze, a gdzie my jesteśmy, pracownicy? Na samym końcu – mówią pracownicy.

W sierpniu pracownicy złożyli wniosek o upadłość fabryki. Trafił on do Sądu Rejonowego w Zielonej Górze. Dopiero wszczęcie procesu upadłościowego pozwala pracownikom starać się o odzyskanie części swojego wynagrodzenia.

- Jesteśmy w stanie rozpoznać około30 spraw jednego dnia. Postępowanie sądowe w tego typu sprawach polega na weryfikacji wyliczeń pracodawcy z żądaniami pracowników. Na bieżąco dokonywane są korekty, bo rzeczywiście błędy się zdarzają, czy to po stronie pracownika, czy po stronie pracodawcy. Najpóźniej do połowy listopada wszystkie sprawy będą zamknięte – informuje Andrzej Bogucki z Wydziału Pracy Sądu Rejonowego w Nowej Soli.

- W Niemczech z wszystkimi pracownikami firma się rozliczyła, wszyscy pracownicy otrzymali wszystkie należne im świadczenia, w Polsce - nie. W skład zarządu wchodzi obywatel niemiecki, w związku z czym, jeżeli egzekucja z majątku spółki okaże się bezskuteczna, kolejnym krokiem jest wystąpienie przeciwko członkowi zarządu – tłumaczy Renata Baczańska, radca prawny reprezentująca pracowników.

- Paradoksalnie, jeżeli otrzymamy jakieś pieniążki, to będzie to pochodziło od polskich podatników, z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, a nie od Niemców i o to im chodziło właśnie – uważają pracownicy.

- Strona niemiecka bardzo utrudnia procedurę likwidacji zakładu. Nie opłaciła biegłego rzeczoznawcy, który miał ocenić majątek firmy, nie dostarczyła kompletu dokumentów. Niemcy liczą na to, że jeżeli nie będzie ogłoszona upadłość, to wszystko się rozejdzie po kościach, że ludzie nie będą chcieli odzyskać pieniędzy, a oni sobie zaoszczędzą na tej upadłości jakieś 10 milionów złotych. Nie ma wynagrodzenia, ZUS-ów, nie płacili za materiał. Nawet lekarze za badania okresowe pieniążków nie dostali – mówią pracownicy.*

* skrót materiału

malgorzatapietkiewicz@polsat.com.pl

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX