Z dnia na dzień przestali produkować meble. Pensji nie ma od maja
Pracownicy zakładu meblarskiego w Bartoszycach od maja nie dostają pensji. Produkcja stanęła, a wraz z nią płynność finansowa firmy. Problem dotyczy 150 osób. Ludzie pytają, gdzie podziały się pieniądze z zamówień, które realizowali do samego końca.
Bartoszyce to miejscowość w województwie warmińsko-mazurskim. Od kilkudziesięciu lat działa tu zakład produkcji mebli. Pan Mirosław Krasowski pracuje w nim od 46 lat. Z pensji utrzymywał swoją rodzinę, w tym niepełnosprawnego syna.
- Od maja nie otrzymałem żadnej wypłaty, dostałem tylko raz, w lipcu, z funduszu 1500 zł. Jest bardzo ciężko, tylko co od chłopaka mamy parę groszy, to się utrzymujemy z tego. Żona nie pracuje, cały czas przy synu – opowiada. Jego syn cierpi na postępujący zanik mięśni, oddycha przez respirator.
W 2016 roku zakład przejęła spółka zarejestrowana w Warszawie. W tym roku zaczęły się problemy. Ponad 150 pracowników od maja nie otrzymuje wypłat. Wszystko, jak twierdzi prezes zarządu, przez utratę płynności finansowej.
- Nie mam na życie, żebym nie miał dzieci, tobym chyba z głodu umarł – mówi jeden z pracowników Stanisław Lauter.
- Teraz ani mebli, ani pieniędzy, a na bieżąco wszystko schodziło. Na bieżąco produkowaliśmy i gdzie to jest? Tłumaczenie się, że płyta podrożała? Tylko dla naszej firmy płyta podrożała? – pyta inny pracownik Andrzej Konowrocki.
Michał Schubert, który jest członkiem zarządu firmy, tłumaczy, że jej główny klient postanowił wycofać produkcję. - Trochę niestety jestem traktowany jak wróg. Pracownicy uważają, że nie chcę ich zwolnić. Mnie ich zwolnić nie wolno. Sąd, wydając decyzję, odebrał nam zarząd. Wyznaczył zarządcę. A zarządca przy restrukturyzacji też nie może ich zwolnić, ponieważ nie ma tego w planie restrukturyzacyjnym - tłumaczy.
Pracownicy twierdzą, że nie widzieli właściciela spółki, która ich zatrudnia. - Wiemy tylko, że to jest jakaś kobieta, która ma biuro w Warszawie. Ktoś tam sprawdzał, że to jest kamienica zamieszkana przez kogoś – mówi Tomasz Łajkowski.
W lipcu pracownicy otrzymali 1500 złotych z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, od tego czasu nie zostały do nich przelane żadne pieniądze, mimo obietnic prezesa spółki.
- ZUS nie jest płacony za czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, to już 5. miesiąc. Z tego, co wiem, to za maj został opłacony, bo Fundusz to pokrył – mówi pan Jarosław, pracownik.
- Odprawa, jubileuszówka, 6 wypłat, to będzie ponad około 20 tys. zł. Żebym nie miał dzieci w Holandii, to już pod mostem bym był – komentuje Andrzej Kosek.
- Dokumenty zostały podpisane, wysłane do funduszu. Dzisiaj te pieniądze są już na koncie, dziś akurat państwo do nas przyjechali, dziś też będą robione te wypłaty za trzy miesiące. Więcej pieniędzy nie będzie, bo firma nie funkcjonuje. Pracownicy będą musieli zgłosić się do syndyka – informuje Michał Schubert, członek zarządu firmy.
Pracownicy nie chcą zwolnić się z pracy, ponieważ boją się, że nie odzyskają swoich pieniędzy. Prezes spółki twierdzi, że to najlepsze rozwiązanie, bo on ich zwolnić nie może. Właśnie został złożony wniosek o upadłość spółki, ale jeszcze nie został wyznaczony syndyk.
- Z uwagi na to, że nie otrzymują wynagrodzenia, mają prawo rozwiązać umowę o pracę z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. W mojej ocenie nie wpływa to na ich możliwość domagania się potem w toku postępowania upadłościowego zarówno wynagrodzenia, jak i ekwiwalentu za urlop, odszkodowania, czy też innych świadczeń związanych z zatrudnieniem – mówi adwokat Eliza Kuna.*
* skrót materiału
atrela@polsat.com.pl
**Dziś otrzymaliśmy informację, że pracownicy dostali kolejne wypłaty z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.