Właściciele firmy zniknęli. Niepełnosprawni bez pensji
Do naszej redakcji napisała grupa niepełnosprawnych pracowników firmy Quavo z Częstochowy, alarmując, że od sierpnia czekają na pensje. Firma na zlecenie urzędów zajmowała się utrzymaniem porządku w obiektach należących m.in. do częstochowskiego magistratu i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
- Firma Quavo zatrudniała 260 osób. 60 z Częstochowy, a pozostałe 200 osób to jest województwo śląskie i opolskie. Wszyscy nie dostali wynagrodzenia – opowiada jeden z pracowników.
- Zostawił nas z dnia na dzień, bez pieniędzy, bez słowa. Do tej pory nie mam wynagrodzenia z dwóch miesięcy, nie mam z czego żyć – mówi inny.
- Dla mnie to jest koszmar. Był telefon do właściciela, który stwierdził, że przelewy są. Mydlił oczy, potem przestał odbierać telefony - dodaje kolejny.
Pracownicy twierdzą, iż firma każdemu z nich winna jest po prawie 5 tysięcy złotych. Na dodatek pracodawca pobierał dofinansowanie za zatrudnianie osób niepełnosprawnych. Razem z Anetą Orłowską, jedną z pracownic, jedziemy pod adres widniejący w dokumentach. Drzwi otwiera ojciec założyciela spółki.
Reporter: Jesteśmy z Telewizji Polsat, chcemy się zapytać, kiedy oddacie pracownikom pieniądze.
Ojciec: Niech pani pyta syna, a nie mnie.
Aneta Orłowska: Firma znajdowała się tu w podwórku.
Ojciec: Syn sprzedał firmę.
Aneta Orłowska: Ale ja mam cały czas umowę, że jestem zatrudniona tutaj.
Reporter: Firma była pod tym dachem.
Ojciec: Gówno pan wie.
Wspólnie pojechaliśmy pod inny częstochowski adres, gdzie rzekomo firma się przeniosła. Jak się okazuje, w tamtym miejscu od dawna nikogo nie było.
- Skrzynka na listy pełna, tutaj nikogo nie ma. Byliśmy tu parokrotnie grupą i nikogo nie było – mówi pan Aneta.
Gdy została bez środków do życia, jej stan psychiczny znacznie się pogorszył. Codziennie musi odbywać kilkugodzinną terapię w specjalnym ośrodku.
- Chodzę na terapię, dostaję pomoc, żebym sobie czegoś nie zrobiła. Poza tym dostaję tam obiad. Jest mi ciężko. Nie mam z czego żyć i nie mam rodziny, która by mnie nakarmiła. Jestem osobą samotną – przyznaje pani Aneta.
- Prokuratura w Częstochowie prowadzi śledztwo w tej sprawie, jest ono na bardzo wstępnym etapie. Sprawą zajmuje się także Państwowa Inspekcja Pracy. Wiemy, że inspektorzy mają problem, aby skontaktować się z firmą. Odbijają się od drzwi. PIP ma problem, żeby się skontaktować zarówno z poprzednim zarządem firmy, jak i obecnym – informuje Radosław Dimitrow, dziennikarz Nowej Trybuny Opolskiej.
Dotarliśmy do poszkodowanej przez tę samą firmę pani Haliny spod Strzelec Opolskich. Kobieta sprzątała w miejscowym ZUS-ie i także nie otrzymała należnego jej wynagrodzenia.
- Jestem oszukana. Czyste świństwo, chamstwo, bo nam nie wypłacili. Normalnie pracowałam, na chorobowe nie chodziłam. Musiałam prawnika osobno opłacić, żeby napisał mi list do sądu o te pieniądze – tłumaczy Halina Paczuła.
- Przykre w tej sprawie jest to, że poszkodowane są osoby niepełnosprawne, to osoby najmniej zaradne, które pracowały za płacę minimalną - zauważa Radosław Dimitrow, dziennikarz Nowej Trybuny Opolskiej.
W budynkach częstochowskiego magistratu pozostał sprzęt należący do firmy sprzątającej. Są tam odśnieżarki i specjalistyczne pojazdy czyszczące. Państwowe i samorządowe instytucje, które zleciły sprzątanie, zapłaciły wynajętej firmie należne pieniądze. Nie mogą więc teraz ponownie zapłacić oszukanym pracownikom spółki.*
* skrót materiału
aborzecki@polsat.com.pl