Rolnik kontra myśliwi. Sądowy spór o dziki

Marcin Szarejko pozwał myśliwych z Podlasia za to, że nie panują nad dzikami w jego okolicy, przez co zwierzęta niszczą mu uprawy. Rolnik wygrał w pierwszej instancji prawie 200 tys. zł., ale już półtora roku czeka na apelację. Z orzekania wyłączali się kolejni sędziowie, bo prezes koła łowieckiego jest byłym sędzią. Pan Marcin szykuje kolejne pozwy.

Do naszej redakcji zgłosił się pan Marcin – rolnik spod Białegostoku. Mężczyzna twierdzi, że przez bezczynność myśliwych z Kola Łowieckiego Żbik w w Zabłudowie poniósł poważne szkody. Od lat dziki niszczą mu gospodarstwo. A on sam jest bezradny.

- Dziki zniszczyły mi na całym moim gospodarstwie kukurydzę, łąki, pastwiska - mówi Marcin Szarejko.

Rolnik twierdzi, że jego straty przez ostatnie 6 lat mogą sięgać miliona złotych. Złożył pozew do sądu za zniszczone uprawy na jednym z pól. Pierwszą sprawę wygrał w sierpniu 2018 roku. Zapowiada kolejne pozwy.

- W tej sprawie Sąd Okręgowy w Białymstoku uwzględniał powództwo rolnika przeciwko Kołu Żbik, zasądzając na jego kwotę ponad 192 tys. zł, oddalił powództwo o 12 tys. zł – informuje Dariusz Gąsowski z sądu w Białymstoku.

Wyrok wciąż nie jest prawomocny. Okazuje się, że prezesem Koła Łowieckiego, z którym procesuje się rolnik, jest wieloletni białostocki sędzia. Najpierw ze sprawy wyłączali się sędziowie z sądu rejonowego. Sprawę przejął sąd okręgowy i to on wydał wyrok. Aktualnie jest problem z rozpatrzeniem apelacji. 

- A to wszystko z tego powodu, że sędziowie składali wnioski o wyłączenie się ze spawy z uwagi, że on był sędzią sądu okręgowego. Znali się, a żona pana prezesa była sędzią sądu apelacyjnego przez długi czas. Obecnie akta tej sprawy zostały przekazane do Sądu Najwyższego. To on zdecyduje, który z sądów rozstrzygnie zażalenie - tłumaczy Janusz Sulima z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.

- Jak zaczął się proces sądowy, to wyłączyło się z 30 sędziów z jednego sądu – wskazuje pan Marcin.

- Wyrok z sierpnia 2018 roku do tej pory nie jest prawomocny. My kwestionujemy całą kwotę, bo uważamy, że rolnik uniemożliwił nam oszacowanie tej szkody. Biegły sądowy był na etapie zabezpieczenia powództwa przed sprawą sądową – informuje Anatol Surowiec, prezes Kola Łowieckiego Żbik w Zabłudowie.

- Myśliwi powinni prowadzić tak gospodarkę, żeby była odpowiednia populacja dzika, adekwatna do obwodu i szkód łowieckich. Zwierzęta mieszkają w lesie, a nie na polu rolników. Jeżeli jest ich za dużo, to poszukują pożywienia i przychodzą do rolników – mówi rolnik Marcin Szarejko.

- Na tym terenie, gdzie on zamieszkuje, myśliwi rzadko wykonują polowania, bo się boją jego. On zastrasza myśliwych.  W samym roku 2019 Marcinowi Szarejko wypłaciliśmy około 60 tysięcy zł z tytułu szkód – dodaje Anatol Surowiec, prezes Koła Łowieckiego w Zabłudowie.

Rolnik podkreśla, że pieniądze wpłacone przez Koło Łowieckie to tylko promil strat.

A on cały czas czeka na odszkodowanie , które wygrał w sądzie. Na dodatek w styczniu w tajemniczych okolicznościach spaliła się jedna ze stajni pana Marcina.

- Wybiegłem i zobaczyłem stajnię w ogniu. W tym budynku elektryki nie było, burzy i pioruna też nie – zauważa rolnik.

- Do pożaru doszło po 23.00  My też dostaliśmy od pokrzywdzonego zawiadomienie o zniszczeniu mienia poprzez podpalenie, przekazał nam informację, że podejrzewa 2 osoby o dokonanie tego czynu – informuje Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

- On twierdzi, że to podpalił prezes Anatol Surowiec, bądź osoba przez prezesa nasłana. To zwykłe pomówienie – mówi Anatol Surowiec, prezes Koła Łowieckiego w Zabłudowie.

Pana Marcina wspierają rolnicy z całego kraju. W naszej obecności przekazali wsparcie finansowe dla poszkodowanego mężczyzny. Okazuje się, że inni rolnicy mają podobny problem z dzikimi zwierzętami.

- Szkody łowieckie, szkody w plonach, tajemniczy pożar, w perspektywie głód zwierząt, bo zniszczone łąki, pasza, spalone magazyny na pasze, to nie pozwola spokojnie na to patrzeć – mówi Michał Kołodziejczak z Agrouni, której członkowie zabrali dla pana Marcina 8 tys. zł.

- Też mam szkody w swoim gospodarstwie, takie jak Marcin, tylko mniejsze, bo moje gospodarstwo jest mniejsze. Dla mnie nie ma znaczenia, czy zjadł dzik, sarna, łoś czy żubr. Jak szkoda, to trzeba wypłacić – dodaje rolnik z Zabłudowa.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX