Hotele i restauracje w czasie pandemii
Odwołane wyjazdy, pobyty, konferencje. Nad hotelarzami, restauratorami i organizatorami wydarzeń biznesowych zawisło widmo bankructwa. Hotele masowo zamykają się i liczą na wsparcie rządu. Restauracje, bary, pizzerie są nieczynne albo próbują przetrwać czas kronawirusa dostarczając jedzenie na wynos.
Pandemia koronawirusa negatywnie wpływa na branżę hotelarską w Polsce. Zarówno małe obiekty rodzinne, jak i duże sieci hotelarskie wstrzymały przyjmowanie gości. Większość hoteli w Międzyzdrojach, Kołobrzegu, Ustce i Trójmieście jest nieczynna.
- O tej porze roku 90 procent stanowią goście z Niemiec. Ci goście nie tylko nie chcieli dojechać, ale nawet gdyby chcieli, nie mieli takiej możliwości. Wchodzi anulacja majówki, a nawet okresu letniego – mówi Mariusz Suwalski z Hotelu Nautilus w Międzyzdrojach.
Duże sieci hotelarskie zatrudniają nawet po kilkuset pracowników. Hotelarze liczą na wsparcie finansowe od rządu. I to zarówno ci z obiektów przyjmujących gości turystycznych, jak i biznesowych.
- We wszystkich 3 obiektach mamy 400 pokoi. Jednak czasowo wstrzymaliśmy przyjmowanie klientów ze względu na mieszkańców, pracowników, gości. Ryzyko rozpowszechniania koronowirusa jest bardzo duże – tłumaczy Łukasz de Lubicz-Szeliski, prezes zarządu Grand Lubicz - Uzdrowisko Ustka.
Jak wskazuje, firma jest całkowicie pozbawiona przychodów.
- Jesteśmy odpowiedzialni i nie chcemy wywalać pracowników na bruk. Jednak ogromne koszty, to koszty pracownicze. Tutaj potrzebna jest pomoc znacznie większa niż 40 procent wynagrodzenia. ZUS-y nie powinny być odraczane, a zupełnie anulowane. Wysłaliśmy prośby o odroczenie do różnych instytucji. Dziś dostaliśmy odmowę decyzji PGNiG, jeśli chodzi odroczenie płatności za gaz – mówi Łukasz de Lubicz-Szeliski.
- Reprezentujemy sieć hoteli w Kołobrzegu, Świnoujściu i Szklarskiej Porębie. Mamy do czynienia z największym kryzysem w historii polskiego hotelarstwa. Spadek obłożenia w hotelach to 90-100 procent. 90 procent hoteli jest zamkniętych. Niestety zaproponowane przez rząd wsparcie jest pozorne. Jesteśmy z tym sami – dodaje Krzysztof Staniszewski ze Zdrojowa Hotels.
Są jeszcze nieliczne hotele, które nie zamknęły się i walczą o przetrwanie. Wciąż przyjmują gości, ale wprowadziły restrykcyjne zasady bezpieczeństwa. Bezwzględnie przestrzegać ich muszą nie tylko goście, ale i pracownicy.
- Nie wpuszczamy gościa do hotelu bez dezynfekcji, mierzymy temperaturę. Do tego jest dezynfekcja wszystkich miejsc, przycisków, poręczy. Mamy jedną osobę przy recepcji, metr odstępu. Każdy gość może dezynfekować dłonie – wylicza zastosowane środki bezpieczeństwa Przemysław Matyjanka z Seaside Park Hotel w Kołobrzegu.
- Jak przyjechaliśmy, zaskoczyła nas sytuacja zamkniętej restauracji. Ale posiłki zostają przygotowane, są hermetycznie zamknięte. Wszystko jest bezpieczne i bardzo sterylne – mówi Robert Daniszewski, gość kołobrzeskiego hotelu.
Bardzo duży problem mają także bary, restauracje, pizzerie i jadłodajnie, które albo przestały funkcjonować, albo sprzedają swoje produkty jedynie na wynos. Pani Iwona od 20 lat prowadzi smażalnię ryb w porcie w Ustce.
- Mamy nadzieje, że chociaż stacjonarny klient do nas dotrze i zamówi rybę na wynos. Nie mamy możliwości sprzedania ryb na terenie lokalu. Można powiedzieć, że mamy o sto procent mniej klientów. A dla mojej rodziny to jest jedyne źródło utrzymania. Nie ma możliwości przetrwania, jak nie dostaniemy pomocy zewnętrznej – alarmuje Iwona Oleszczuk, właścicielka smażalni ryb w Ustce
Restauracja Muszla w Gdyni rozpoczęła działalność w październiku zeszłego roku. Do tej pory nie oferowała jedzenia na wynos czy dowozu. Teraz musiała przestawić sposób swojego funkcjonowania. Przy okazji jej pracownicy przygotowują darmowe posiłki dla pracowników szpitali z Gdyni i Gdańska.
- Lekarze i pracownicy mają trudny czas, więc umówiliśmy się, że będziemy im dostarczać 10 pizz. Jest trudno, bo nie wiem, jak długo ta sytuacja potrwa i jak się odnaleźć – mówi Anna Wylężek, właścicielka Muszli w Gdyni.