Ciąża przebiegała idealnie. Wszystko zmieniło się w kilka godzin

Ciąża pani Izabeli z Bolesławca przebiegała bez problemów, 16 lipca na świat miał przyjść jej syn Julian. Niestety, 8 czerwca kobieta z dusznościami trafiła do szpitala w Lubaniu, gdzie jej stan dramatycznie się pogorszył. Przewieziono ją do Jeleniej Góry, gdzie od razu zrobiono cesarskie cięcie. Teraz kobieta i jej dziecko są w ciężkim stanie. Rodzina pyta, dlaczego zabiegu nie wykonano jeszcze w Lubaniu.

Pan Adrian ma 35 lat i mieszka w Bolesławcu w województwie dolnośląskim. Trzy lata temu wziął ślub z panią Izabelą. Małżeństwo od samego początku starało się o dziecko. Gdy w końcu się udało, radość przyszłych rodziców była nie do opisania. 16 lipca miał przyjść na świat ich syn Julian.

- Starliśmy się dość długo o dzieciątko i w końcu się udało. Zdecydowaliśmy się później na jednego z lepszych lekarzy w Bolesławcu, taką dostaliśmy opinię, chodziliśmy do niego regularnie – wspomina pan Adrian.

W piątek 5 czerwca pani Izabela zaczęła odczuwać bóle brzucha. Poinformowała o tym lekarza prowadzącego ciążę. Ten skierował ją na badanie KTG, które wyszło prawidłowo. Niestety w poniedziałek 8 czerwca stan zdrowia ciężarnej zaczął się pogarszać.  

Spóźniony poród. Za niepełnosprawność dziecka winią lekarza

- W poniedziałek rano zaczęły się już duszności. Pojechaliśmy do Bolesławca na SOR, na spokoju totalnym. To jednak szpital zakaźny, więc wysłano nas do Lubania. Tam żona została przyjęta na izbie przyjęć, rozstaliśmy się – relacjonuje pan Adrian.

- Dzwoniłam do niej i słyszałam, że ma duszności. Tłumaczyła, że przed nią badania. Gdy później zadzwoniłam, ordynator powiedział mi tylko, że stan jest ciężki. To było przed godziną 10:00. Zanim tam dojechałam, mogła być 13. Wówczas stan był bardzo ciężki. Ordynator powiedział, że wyniki są bardzo złe, że córka ma zespół HELLP – mówi pani Mirosława.

Około godz. 14 lekarze z Lubania podjęli decyzję o przewiezieniu pani Izabeli do szpitala w Jeleniej Górze. Kobieta trafiła tam około godz. 16. Natychmiast zrobiono jej cesarskie cięcie. Teraz kobieta i dziecko są w ciężkim stanie.

- Rozintubowali dziecko. Dali mu czas na oddychanie, ale nie poradziło sobie i musieli z powrotem je zaintubować. Ogólnie zaczęło się robić wiotkie – opowiada pan Adrian, mąż pani Izabeli.

- W tej chwili córka dalej jest na respiratorze, parametry się trochę poprawiły, ma diurezę, czyli problemy z oddawaniem moczu, bo miała zatrzymanie pracy nerek, wymuszają to lekami – dodaje pani Mirosława.

Pani Izabeli nie można odwiedzać. Leży na intensywnej terapii. Rodzina widziała kobietę tylko na zdjęciu zrobionym przez lekarzy. Pani Mirosława i pan Adrian mają żal do lekarzy z Lubania. Uważają, że medycy powinni zrobić cesarskie cięcie na miejscu, skoro pierwsze wyniki badań były niepokojące.

Część płaci, część nie. Karę poniosą wszyscy

- Jeżeli lekarz odkrył, że te parametry zaczynają spadać, to powinien był zrobić cesarkę. Doktor twierdzi, że nie mógł jej zrobić, bo nie ma przystosowanego oddziału – mówi pani Mirosława.

„Poczytajcie o zespole HELLP, to jest zespół, który w iluś dziesiątkach procentów kończy się zgonem. Idzie w sposób piorunujący, w przeciągu kilku godzin człowiek zupełnie zdrowy może umrzeć. Siadają nerki, siada wątroba” – tłumaczył rodzinie lekarz z Lubania.

Zaraził się koronawirusem w szpitalu. Alarmował, że tak będzie

- Zasięgnąłem opinii u innych lekarzy. Powiedzieli, że lepiej było zrobić cesarkę i przewieźć dziecko w inkubatorze do Jeleniej Góry. Druga opcja: przesłać pacjentkę zabezpieczoną, zaintubowaną karetką, a ona nie była zaintubowana. I ona całą drogę do Jeleniej Góry dusiła się – mówi pan Adrian, mąż pani Izabeli.

Lekarz z Lubania tak opowiadał rodzinie o transporcie pani Izabeli: „Posadziłem swojego lekarza, który oprócz tego, że jest specjalistą ginekologii, jest też anestezjologiem. Doktor dowiózł pacjentkę. Pacjentka był w pozycji siedzącej, otrzymywała tlen, miała pulsoksymetr założony, te parametry utrzymywały się cały czas w miarę stabilnie”.

- Co do stanu pacjenta, jego parametrów, to ja ze swojej strony, z dokumentacji, którą mam dostępną - jeśli chodzi o dokumentację zespołu - to wiem, że był monitorowany i był podawany tlen – mówi Piotr Archacki, rzecznik pogotowia w Jeleniej Górze.

Reporter: Czy macie państwo pełną dokumentację medyczną?

Archacki: Nie posiadamy pełnej dokumentacji medycznej, ponieważ to był transport międzyszpitalny. Trzeba się zwrócić do lekarza, który brał udział w tym transporcie.

Udaliśmy się z panią Mirosławą do szpitala w Lubaniu, aby uzyskać dokumentację z transportu medycznego. Kobieta musiała złożyć wniosek o wydanie dokumentacji medycznej, choć jak twierdzi - już raz składała takie pismo, gdy chciała uzyskać historię choroby.

Kosmiczne ceny nad morzem. "Paragony grozy"

Zwróciliśmy się do szpitala w Lubaniu z prośbą o wypowiedź. Mimo upoważnienia męża do uzyskania informacji o stanie pani Izabeli, nie otrzymaliśmy odpowiedzi na zadane pytania.

„O tym konkretnym przypadku będziemy mogli się wypowiedzieć w zakresie, o który ani zabiega, po uzyskaniu pisemnej zgody pacjentki na udzielanie informacji wrażliwych w formie notarialnie poświadczonej lub przez uprawnione organy”.

- Myślałem, że wszystko będzie w porządku, że zobaczę w końcu nasze ukochane dzieciątko, na które tak długo czekaliśmy, a teraz obydwoje są w śpiączce – podsumowuje pan Adrian, mąż pani Izabeli.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX