Po przejściu trąby powietrznej mieszkańcy proszą o pomoc
Potężna burza i trąba powietrzna wstrząsnęły gminą Żmudź na Lubelszczyźnie. Żywioł niszczył budynki, zrywając m.in. dachy. Dziś, niespełna miesiąc po tych wydarzeniach, część mieszkańców pozostaje bez pomocy państwa. Pieniądze wypłacano tylko tym, którzy mieli uszkodzone domy. O właścicielach zniszczonych budynków gospodarczych zapomniano.
Burza przeszła przez gminę Żmudź po południu 11 czerwca tego roku. Zniszczyła kilka domów oraz budynków gospodarczych.
- Trąba powietrzna podrywała wszystko od strony lasu, te gałęzie, wszystko szło na nas. Co zerwało, to zerwało, resztę dachu zostawiło, opuściło z powrotem. Gdyby nie drzewo, to wszystko wbiłoby się w dom – opowiada Dorota Łopuszyńska.
- Przednie bramy zostały, tylna ściana cała poszła, poszedł dach, tylko zostały dwie krokwie. Szkody są duże, zamokło mi zboże i słoma, którą ścielimy dla kur i gęsi – mówi Ewa Kubów.
- Poszedłem zamknąć stodołę i jak wychodziłem, to się zrobił straszny huk. Jak się obejrzałem, to już dach był w powietrzu, a ja szybko uciekłem pod oborę – wspomina Antoni Słyk.
Po burzy urząd gminy powołał komisję, która dokumentowała straty. Właściciele domów mieszkalnych otrzymali pomoc, a rolnicy, którym burza zniszczyła budynki gospodarcze, wciąż na pomoc czekają.
Wyrzucił teściową na bruk. Mimo dożywotniej służebności
- Zrobili 3 czy 4 zdjęcia i powiedzieli, że to tylko do archiwum, bo ze strony gminy i ze strony wojewody nie mamy na co liczyć. Musimy sobie dać radę sami – mówi Dorota Łopuszyńska.
- Wniosek z gminy Żmudź dotyczył 3 gospodarstw domowych i ten wniosek został w stu procentach zrealizowany. Wojewoda udzielił wsparcia 3 rodzinom w wysokości 11 tys. zł. Czasami i budynki gospodarcze mogą podlegać takiemu wparciu z budżetu państwa, ale szczegółowe kryteria muszą być spełnione. Budynek musiały być źródłem produkcji i jedynym źródłem utrzymania rodziny – informuje Albin Mazurek z Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Dorota Łopuszyńska nie jest w stanie sama odbudować dachu. Nie ma na to funduszy. Choć budynek był ubezpieczony, jeszcze nie otrzymała pieniędzy z polisy. Antoni Słyk będzie musiał wybudować budynek od nowa, bo to, co zostało po starej stodole, grozi zawaleniem.
- Nie mamy gdzie siana zwieźć, słoma to pewnie na stertę, ale siano nie, bo zamoknie – mówi Antoni Słyk.
Mimo pandemii, nie dostał postojowego z ZUS
- Budynek w każdej chwili grozi zawaleniem, połowa dachu jest zerwana całkowicie, połowa wisi w powietrzu, a ja tam cały czas muszę wchodzić, kilka razy dziennie, bo nadal są tam zwierzaki – tłumaczy Dorota Łopuszyńska. Koszt naprawy dachu szacuje na 15 tys. zł.
Ewa Kubów nie miała ubezpieczonego budynku. Jest w trudnej sytuacji, ponieważ została sama ze zniszczoną stodołą. Jej mąż jest w szpitalu.
- Trzy tygodnie temu męża zabrała karetka, wykryli guza mózgu. Nie wiem, co będzie teraz – przyznaje pani Ewa.
Właściciele budynków gospodarczych czekają do dziś na pomoc z urzędu gminy. Rolnicy mają żal do urzędników, że do tej pory nie wsparli ich. Urząd gminy uspokaja, że pomoc nadejdzie.
- Gmina zobowiązała się do pokrycia pozostałych strat ze środków własnych gminy w formie umorzeń podatku oraz w formie zasiłków celowych, jednakże te zasiłki celowe będą mogły być wypłacane, kiedy mieszkańcy zobowiążą się do przedstawienia rachunków – tłumaczy Łukasz Burak, zastępca wójta gminy Żmudź.
30 wizyt w ASO! Naprawy trwają już 4 lata
- Kto jak kto, ale gmina to są okoliczni urzędnicy, znamy się nie od dzisiaj. Myślałam, że wyciągną jakakolwiek pomoc, że można się do nich zwrócić, niestety gmina założyła ręce – ocenia Dorota Łopuszyńska.
- W tym tygodniu podejmiemy działania, będziemy zapraszać mieszkańców i oferować konkretną pomoc – zapowiada Łukasz Burak, zastępca wójta.