Trzyma kilkadziesiąt kotów. Sąsiedzi proszą o pomoc
Niszczą i brudzą. Mieszkańcy Widuchowej koło Szczecina mają problem z kilkudziesięcioma kotami, należącymi do jednej z sąsiadek. Pani Lidia zgromadziła ich około 40. Są zaniedbane, chore oraz głodne. Gdy wychodzą z domu, rozchodzą się po całej okolicy, niszcząc i brudząc na prywatnych posesjach.
- Wchodzą na nasze posesje, ogrody. W ogródkach warzywnych marchewki nie wyrwiemy, bo jest w odchodach. Oprócz kotów to przeszkadza nam, że ta pani zbiera syf i pali w piecu – opowiadali nam okoliczni mieszkańcy.
Jeden z nich wspomniał, jak zgłosił sprawę policji.
- Weszło do niej dwóch policjantów. Jeden wypadł i wymiotował. Mówił, że czegoś takiego nie widział i, że kotów jest ze 40. Strasznie tam śmierdzi – powiedział.
Mieszkańcy od miesięcy zwracali się z prośbą o pomoc do urzędów. M.in. pisali i telefonowali do sanepidu z pobliskiego Gryfina. Jak dotąd wszyscy bagatelizowali problem. Dyrektorka inspekcji sanitarnej odmówiła nam udzielenia informacji przed kamerą. Urzędniczkę spotkaliśmy, kiedy wychodziła z pracy.
- Pracownicy byli tam. Nie weszli na teren, ale podczas oględzin zewnętrznych nie wyczuli zapachu, kotów – przekazał Wioletta Rożko, dyrektor sanepidu w Gryfinie.
Jednam z mieszkanek zaalarmowała również jedno z towarzystw opieki nad zwierzętami.
- Tłumaczyłam, że koty są chore, zaniedbane, że umierają, bo są rozjeżdżane przez auta, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi – stwierdziła.
Sprawą zainteresował się dopiero aktualny włodarz gminy. Poprosił o pomoc powiatowego lekarza weterynarii.
- Sytuacja jest patowa, bo dotąd wszystkie służby, które się tym zajmowały, nie potrafiły znaleźć sposobu skutecznego, żeby tę sytuację rozwiązać – powiedział Jerzy Sołtysiak, pełniący funkcję wójta gminy Widuchowa.
- Inspektor weterynaryjny stwierdził dużą ilość kotów, nie można ich policzyć. Napisaliśmy do wójta zgłoszenie o utrzymywaniu ich w stanie niechlujstwa, zaniedbania. Oprócz tego powiadomiliśmy prokuraturę o znęcaniu się nad zwierzętami – przekazał Hubert Gumowski, powiatowy lekarz weterynarii w Gryfinie.
- Ile ma pan lat? Wziął pan pożyczkę w bankach? Proszę przynieść granaty i wywalić w mój dom. To wszystko – powiedziała nam właścicielka kotów, pani Lidia.
Śledztwo prokuratury dopiero ruszyło. Póki co chore i zaniedbane koty nadal niszczą, brudzą, wyjadają rybki z oczek wodnych mieszkańców, buszują po śmietnikach. A właścicielka kotów nie wpuszcza kontroli do swojego domu. Bezradna pani Danuta wokół swojego domu zrobiła zasieki z cegły, siatki i drutu kolczasty, aby stada kotów nie wchodziły na podwórko.
- Codziennie chodziłam i zbierałam ich kocie odchody – wspomina.