Alkohol i fetor. Lokator zagraża całemu blokowi
- Kładziemy się spać i nie wiemy, czy wstaniemy, tragedia – mówią mieszkańcy bloku przy ul. Noakowskiego, których życie już od kilku lat uprzykrza 64-letni lokator. Jak mówią, mężczyzna nadużywa alkoholu, a swoje mieszkanie zamienił w melinę. Lokatorzy są zmęczeni fetorem, awanturami i obcymi ludźmi na klatce schodowej. Czy musi dojść do tragedii, by urzędnicy zainterweniowali w tej sprawie?
Południe to najliczniejsza dzielnica Włocławka. Mimo to, życie na tym blokowisku na ogół płynie spokojnie. Na ogół, bo zdarzają się wyjątki, tak jak w domu przy ulicy Noakowskiego. Od kilku lat jeden lokator jest szczególnie uciążliwy dla swoich sąsiadów, którzy mają dosyć życia w ciągłym strachu.
- On jest nieporadny życiowo. Na chwilę obecną to jest tak, że pan będzie z nim rozmawiał i on panu przytaknie, a za chwilę ktoś mu pokaże buteleczkę denaturatu i on już pana sprzeda. Jemu potrzebna jest pomoc – uważa mieszkanka bloku Elżbieta Piątkowska.
- Leżał w odchodach, w urynie, w kale. Kobiety, które tu sprzątają, bały się, że się zarażą – opowiada inna mieszkanka Grażyna Józefowska.
- Same siki! W tym mieszkaniu nie ma wolnego miejsca, cała podłoga jest zasikana. I u niego przebywa element, którego się boimy – dodaje kolejna lokatora Krystyna Szczygioł.
Kobieta wspomina, jak mężczyzna wraz z kompanami przez cały tydzień urządzał grilla. - A my? Smród plastiku, spalenizny w mieszkaniu - dodaje.
Dziki lokator doprowadził do pożaru. Stracili wszystko
Pani Grażyna ma 62 lata, razem z siedemdziesięcioletnim mężem jest na emeryturze. Małżeństwo mieszka tuż pod uciążliwym sąsiadem. Państwo Józefowscy chcieliby jak najczęściej gościć u siebie swojego wnuczka, ale mówią, że nie pozwalają na to warunki.
- Woda mi tutaj ciurkiem leciała, mąż zasilikonował wszystko. Ciągle też leciały odchody po rurach, fetor był straszny. Mam na kratce pończochę założoną, ponieważ wychodziło mi mnóstwo robali. Tępię jak mogę, ale nie mogę żyć w normalnych warunkach – żali się Grażyna Józefowska.
Zdaniem mieszkańców bloku pan Wiesław rzadko wpuszcza do swojego mieszkania kogokolwiek, kto nie oferuje mu alkoholu. 64-latek unika zarówno sąsiadów, jak i pracowników socjalnych. Naszej ekipie udało się wejść do jego lokalu, choć unoszący się wewnątrz fetor nie pozwalał na to, by zostać tam na dłużej. Mężczyzna przekazał, że nie potrzebuje niczyjej pomocy.
W bloku przy ul. Noakowskiego mieszka także pan Zbigniew Pintus z narzeczoną. Chociaż jest niepełnosprawny, stara się normalnie funkcjonować. Niestety od pewnego czasu ze względu na zachowanie sąsiada i jego gości, życie pary stało się jeszcze trudniejsze.
- Czasami w nocy pukali do nas, bo potrzebowali, nie wiem, na papierosa, czy kawałek chleba, czy coś takiego. To było dla nas naprawdę uciążliwe, baliśmy się otwierać drzwi – wspomina Zbigniew Pintus.
- Przepisy w związku z koronawirusem są takie, że nie można dokonywać przymusowych eksmisji – mówi Zbigniew Lewandowski, prezes spółdzielni mieszkaniowej „Południe” we Włocławku.
Reporter: No tak, ale ta sytuacja trwa już od czterech lat, a koronawirus to dosyć świeży problem.
Prezes spółdzielni: Nie trwa od czterech lat, bo eksmisja została orzeczona w roku 2017, w międzyczasie ten pan był w zakładzie karnym, w międzyczasie był chory, w międzyczasie był w domu pomocy społecznej.
Reporter: W takim razie, co powinna zrobić spółdzielnia w tym momencie?
Prezes spółdzielni: Nic więcej nie może zrobić, takie jest prawo w Polsce.
Bez pieniędzy za pracę w Niemczech. Nowe poszkodowane
- Pan odmawia jakiejkolwiek pomocy i nie życzy sobie dalszych wizyt pracowników służb społecznych w swoim mieszkaniu. Niemniej jednak policjant wspólnie z pracownikiem socjalnym sporządzają odpowiednie dokumenty do prokuratury i do sądu. Sprawa w tej chwili się toczy – informuje Piotr Grudziński, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku.
Mieszkańcy bloku przy ul. Noakowskiego czekają na konkretne działania ze strony spółdzielni. Bo chociaż regularnie płacą czynsz, to każdego dnia boją się o swoje zdrowie. A uciążliwy i zadłużony lokator żyje spokojnie dzięki opieszałości urzędników.
- Proszę, zróbcie coś, pomóżcie, pomóżcie nam, żeby chociaż ta nasza jesień życia stała się jakaś godna – apeluje Grażyna Józefowska, mieszkanka bloku.