Wybili szyby, później podpalili auta. Co będzie dalej?
Wystarczyło kilka minut, by państwo Lejowie z Nowego Targu stracili ok. 350 tys. zł. Tyle warte były dwa auta osobowe i dostawczy wraz z towarem, które spaliły się 12 września. Nagrania monitoringu pokazały, że było to celowe podpalenie. Rodzina walczy z miastem o odszkodowanie za teren, który na zostać zabrany pod przebudowę drogi.
Państwo Lejowie mieszkają w Nowym Targu. W rodzinnym domu prowadzą sklep spożywczo-przemysłowy. Mieści się on przy niebezpiecznym skrzyżowaniu, na którym często dochodzi do kolizji. Planowana przebudowa i poszerzenie drogi zlikwiduje miejsca parkingowe przed sklepem. A są one niezbędne do prowadzenia działalności.
- Jesteśmy przy drodze miejskiej. Miasto ma nam zapłacić odszkodowanie, ale burmistrz mówi: nie. Pat jest. My się nie sprzeciwiamy przebudowie, ale za odszkodowanie – tłumaczy Paweł Leja.
Rodzina walczy o odszkodowanie lub zamianę działek. Urzędnicy magistratu twierdzą, że to kompetencja nowotarskiego starostwa. Urzędnicy starostwa zaprzeczają. Rodzina Lejów nie jest pewna swojej przyszłości.
Drzew doglądają… jadąc samochodem. Gdy runęło, nie ma winnych
- Obowiązek tej przebudowy ciąży na zarządcy drogi wyższej kategorii, czyli na powiecie nowotarskim, który zarządza drogą – twierdzi Grzegorz Watycha, burmistrz miasta Nowy Targ.
- Sklep stoi przy drodze gminnej i wszelkie roboty z nią związane leżą w kompetencjach burmistrza miasta Nowy Targ – odpowiada Tomasz Moskalik ze Starostwa Powiatowego w Nowym Targu.
Kilka tygodni temu rodzina Lejów rozpoczęła protest. Przed nowotarskim urzędem miasta postawiła samochód dostawczy oklejony hasłami. Inny baner pojawił się także na posesji sklepikarzy. Od tego czasu zaczęły się dziać koło ich domu zatrważające rzeczy.
- Zaczęło się 18 lipca. Ktoś wybił nam szyby w sklepie i szybę z tyłu w toyocie. Raz nam ukradziono cały baner. Potem mąż zrobił solidny, to zerwali, a potem pomalowali baner – opowiada Estera Leja.
- Ja mam odczucie, że to jest przez kogoś podsycane, gdyż ja się nie zgadzam na przebudowę skrzyżowania - mówi Paweł Leja.
Wypadek na hulajnodze. Firma unika kontaktu
Syn państwa Lejów należy do ochotniczej straży pożarnej. Dwa tygodnie temu, po pierwszej w nocy, obudził go alarm z jednostki.
- Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem palące się samochody. Poleciałem obudzić rodziców. Otworzyliśmy bramę i zaczęliśmy gasić. Chwilę później przyjechała straż pożarna - wspomina Krystian Leja.
- Do mnie przyjechało pogotowie, bo zaczęłam krzyczeć, histeryzować, miałam wysokie ciśnienie, nerwy. Straty są poważne, bo poszły trzy samochody i jeszcze towar, który był w samochodzie – dodaje Estera Leja.
Rodzina Lejów twierdzi, że kiedy strażacy gasili pożar, to ich najbliżsi sąsiedzi stali obok płonących samochodów. To rozbudziło emocje.
Policja przeanalizowała monitoring. Jak się okazuje, pożar nie był przypadkowy. I tylko cudem nikomu nic się nie stało.
Bliźniacy ukrywają, który z nich kierował. Zginęła 18-latka
- Wszystko wskazuje na podpalenie. Potwierdza to opinia biegłego sądowego, a także nagranie z monitoringu. Widać osobę, która podchodzi do ogrodzenia, przerzuca zapaloną butelkę przez ogrodzenie i dochodzi do pożaru. Jest to sprawa priorytetowa, uszkodzeniu uległo mienie powyżej 350 tys. zł - informuje Dorota Garbacz z policji w Nowym Targu.
- Szyby popękały w domu, styropian się wytopił pod tynkiem, rynny stopiły się. Wybijali szyby, niszczyli reklamy, podpalają – co będzie dalej? Przyjdą nas zabić? - zastanawia się Paweł Leja.
- Ten, co przyszedł podpalić samochody, przyszedł podpalić nas. Dla mnie to podłość, bestialstwo – komentuje Ewa Leja.