Nie radzą sobie z opieką nad niepełnosprawnymi braćmi? Wieś podzielona
Łazy-Dąbrowa to na pozór spokojna wieś w województwie łódzkim. W rzeczywistości sytuacja w miejscowości jest napięta. Wszystko za sprawą jednej rodziny: ojca, córki i dwóch niepełnosprawnych synów. Zdaniem sąsiadów cała rodzina jest agresywna i zakłóca spokój mieszkańców, a ojciec znęca się nad domownikami.
- Bród, smród i ubóstwo. Dzieci powinny być zadbane, powinni mieć sprzątnięte, żeby miały godne życie, żeby miały ubranie, jedzenie – mówi Elżbieta Lenarczyk, mieszkanka wsi.
- Kiedyś przyszedł ten starszy do mnie 10 złotych pożyczyć, bo on nie miał na chleb, a głodny był – wspomina inna mieszkanka Krystyna Kiełbasa.
- To trzeba wziąć jakoś te dzieci, naprawdę. Nie, że chodzą po wsi, on pieniądze weźmie, coś sobie kupuje albo jedzie gdzieś, a jak się opije, to później kabel w rękę bierze, na rower i patrzy tylko, gdzie komuś przywalić – dodaje Czesław Miśkiewicz.
Po wypadku jest zdany na pomoc 81-letniego ojca
Chcemy sprawdzić, w jakich warunkach żyje rodzina, ale ojciec nie wpuszcza nas na podwórko i nie zgadza się na rozmowę przed kamerą. Jednocześnie ojciec i siostra niepełnosprawnych mężczyzn odpierają zarzuty sąsiadów i twierdzą, że wina nie leży po ich stronie.
- Myślą może, że my na nich nie wiadomo ile tych pieniędzy bierzemy. A to socjalne, to co to jest? To są, można powiedzieć, śmierdzące grosze. A ile przy tym naużera się człowiek... Oni socjalną dostają, dwa tysiące złotych – mówi rodzina.
- Ojciec rodziny przedstawiał pracownikowi rachunki, z których wynikało, że ma zakupioną odpowiednią żywność, że niczego do żywności nie brakuje tym jego synom. Aczkolwiek sytuacja ta naprawdę była trudna, ponieważ rodzina, trzeba podkreślić, ciężko współpracuje z pracownikami, czyli nie zawsze ten kontakt jest i nie zawsze wykazują chęci współpracy – informuje Agnieszka Sykus, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Sulejowie.
- Jeśli przyjdą z tej opieki, to tylko do płotu dojdą, a tamten im kitu nawciska, posłuchają, wsiądą w auto i jadą z powrotem. Nic nie robią po prostu, nic – uważa Marian Rolka, okoliczny mieszkaniec.
- W momencie zaistnienia epidemii nasi pracownicy nie mogą wchodzić do środowiska, czyli bezpośrednio do mieszkań. Wystąpiliśmy do sądu, aby powołał biegłych w tej sprawie, czy osoby, dwóch synów, powinni pozostać w swoim domu, czy też powinni trafić do odpowiedniej placówki – odpowiada Agnieszka Sykus, dyrektor MOPS w Sulejowie.
Fekalia w mieszkaniu, fetor w bloku. Koszmar pod Warszawą
Bracia mają 45 i 49 lat. Rodzina nie chce się zgodzić na to, by trafili do ośrodka.
- Oni sobie rady nie dadzą, bo to nie są sprawne dzieci. Wykończą ich przez tydzień lekami. A w domu, panie, to tak: leżą, rano pójdzie na wioskę, przyjdzie i jest dobrze - opowiada ojciec mężczyzn.
Jednego z niepełnosprawnych mężczyzn spotykamy poza domem, gdy zbiera grzyby na skraju wsi. Z krótkiej rozmowy wynika, że mężczyzna nie chce się nigdzie wyprowadzać.
- Nie mamy jednej nocy spokojnej. Jednej nocy! Wulgarni są, wyzywają nas, przeklinają – mówi Elżbieta Lenarczyk, mieszkanka Łazów Dąbrowy.
Emerytura z ZUS i KRUS – równi i równiejsi
- Część społeczności lokalnej jest za tym, aby te osoby pozostały w swoim środowisku rodzinnym, aby nie musiały trafiać do placówki, natomiast pozostała część mieszkańców jest za tym, aby bezwzględnie umieścić obydwu panów w placówce – tłumaczy Agnieszka Sykus, dyrektor MOPS w Sulejowie.
Rozprawy sądowe dotyczące dalszych losów obydwu braci mają odbyć się w listopadzie. Do tego czasu niepełnosprawni mężczyźni pozostaną pod opieką ojca i siostry. A ci mówią, że będą walczyć do końca, by rodzina pozostała w domu.