Mieszkania po rodzicach nie dostaną. Urzędnik daje i zabiera
Troje rodzeństwa walczy o mieszkanie komunalne, do którego prawa przyznano po śmierci mamy. Marta, Beata i Michał są pod opieką wujostwa, które stworzyło dla nich rodzinę zastępczą. Za chwilę staną się jednak dorośli i mieszkanie stałoby się ich miejscem ma Ziemi. Niestety, urzędnicy uznali, że lokal dłużej pusty czekać nie może.
16-letnia Marta, 17-letnia Beata i 18-letni Michał mieszkają w Połczynie-Zdroju w województwie zachodniopomorskim. Rodzeństwo po traumatycznych przeżyciach w 2011 roku trafiło do spokrewnionej rodziny zastępczej. Opiekunami dzieci zostali pani Zofia i pan Jan - brat zmarłego ojca dzieci.
- Zadzwoniła do mnie sąsiadka, że dzieci mają iść do domu dziecka albo do obcej rodziny zastępczej. Tak sobie pomyślałam, że jest to rodzina i nie oddam dzieci nigdzie, tylko je wychowam – opowiada Zofia Kochańska, krewna i zastępcza matka rodzeństwa.
Po podziale podwórka toną w śmieciach
Ojciec dzieci nie żyje od 2004 roku.
- Pomyślałam, że jeśli przyjdą do mnie, będę nimi się opiekowała, to matka prędzej je odzyska ode mnie niż od obcej rodziny zastępczej. Ale matka się nie interesowała nimi. Starałam się, jak mogłam. Pomagałam, uczyłam, bo nie umiały nic – wspomina pani Zofia.
W 2013 roku, gdy matka rodzeństwa zmarła, pan Jan złożył do gminy wniosek o przydział mieszkaniowy dla osieroconych dzieci. Chodziło o lokal komunalny w Chełmie Gryfickim, zajmowany przez matkę dzieci. Urzędnicy zgodzili się, a małżeństwo Kochańskich do dziś płaci czynsz za wynajem lokalu.
72-latka ze złamanym kręgosłupem. Spędziła w szpitalu... jeden dzień
- To jest mieszkanie komunalne, w którym mieszkałem ja, a także moja mama. Ono jest w rodzinie już od przeszło 50 lat. Poprosiliśmy o wykup, ale się nie udało. Chcieliśmy dostać ten lokal dla tych dzieci, żeby miały gdzieś mieszkać – tłumaczy Jan Kochański.
W 2015 roku urzędnicy postanowili odebrać sierotom mieszkanie. Uznali, że samo płacenie czynszu nie wystarczy, w lokalu trzeba zamieszkać. Ale cztery lata temu najstarszy z rodzeństwa Michał miał zaledwie 14 lat i nie mógł samodzielnie egzystować. Pan Jan skierował do sądu pozew o przywrócenie umowy najmu. Gmina odpowiedziała pozwem o eksmisję sierot.
Burmistrz Trzebiatowa Zdzisław Matusewicz twierdzi, że sprawę zna „dość pobieżnie” i odsyła nas do prezes zakładu budynków komunalnych w Trzebiatowie, Renaty Bielaszewskiej-Mamzer.
Ta tłumaczy, że umowa została wypowiedziana, bo osoby posiadające prawo do tego lokalu nie przebywały w nim. Zaznacza, że podstawą do wypowiedzenia umowy nie jest wyłącznie niepłacenie czynszu.
Zlecali prace budowlane, zostali bez pieniędzy i efektów
Jak się okazuje, by rodzeństwo mogło zachować prawo do lokalu, cała trója musiałaby w nim mieszkać od chwili, gdy stała się najemcami. Wówczas żadne z nich nie był pełnoletnie. - Na tamten moment to mieszkanie było im po prostu niepotrzebne – komentuje Bielaszewska-Mamzer.
Zanim zdecydowano o eksmisji, rodzeństwo wnioskowało o wykup, a także remont lokalu. Bezskutecznie.
- Nie było podstaw do wykupu. Remont nie mógł być przeprowadzony, bo prace, które zostały uznane za konieczne, zostały wykonane. Mam zdjęcia z tego lokalu, wiem, jak ten lokal wygląda. Według mnie nadaje się on teraz do zamieszkania – mówi Renata Bielaszewska-Mamzer.
- Dach przecieka, piec nie nadaje się, żeby palić w nim. I komin jest uszkodzony – wymienia Michał, który chce zamieszkać z mieszkaniu po rodzicach.
Opowieść 19-letniej wolontariuszki o walce z koronawirusem
- Sąd nakazuje remont mieszkania, inspektor budowlany nakazuje remont mieszkania, a burmistrz nic, żadnego odzewu – dodaje Jan Kochański, wujek i ojciec zastępczy rodzeństwa.
Jedyną propozycją urzędników dla osieroconych dzieci jest wpisanie ich na długą listę oczekujących na mieszkanie socjalne. O najmie spornego lokalu nawet nie chcą słyszeć. Małżeństwo Kochańskich liczy, że sąd rozwiąże spór na ich korzyść, a rodzeństwo odzyska prawo do lokalu po rodzicach.
- Mało tego życia nam zostało, a te dzieci trzeba jakoś zabezpieczyć – podsumowuje Jan Kochański.