Ratownik medyczny z powołania. Po godzinach pomaga na własnym motorze!
Marcin Borkowski z Warszawy od 30 lat pracuje w pogotowiu ratunkowym. Jest ratownikiem medycznym. W czasach pandemii postanowił, że będzie po godzinach swojej pracy pomagał ratować życie ludzkie jako wolontariusz. Za własne pieniądze kupił motocykl i niezbędny sprzęt.
- Jestem pasjonatem tego zawodu i nie jestem wypalony zawodowo. Przez te 30 lat nie było ani jednego dnia, żebym pomyślał sobie, że nie chce mi się iść do pracy, kocham to. A widząc, co się dzieje i że jest bardzo dużo wyjazdów, niektóre muszą oczekiwać do wypadków, do nieprzytomnych na ulicy, do padaczki, czy urazów, stwierdziłem, że będę mógł wspomóc system i pomóc społeczeństwu – opowiada pan Marcin.
Mężczyzna cztery miesiące temu kupił motocykl i zmodernizował go na motoambulans.
- Wspieram system, staram się go odciążać poprzez to, że jeżdżę do ludzi i ratuję im życie. Karetki w tym momencie nie muszą być dysponowane - wyjaśnia.
Ratownik pomaga też w walce z koronawirusem. Niedawno wybrał się w miejsce zamieszkiwane przez bezdomnych i przeprowadził testy.
- Wiemy, że te osoby kręcą się po ulicy, wchodzą do sklepów spożywczych, mogły w tym momencie dalej zakażać – stwierdza.
Wszystkie ręce na pokład. Studentka medycyny pomaga wykrywać koronawirusa
- Jest to nawet wskazane, żeby takie osoby jeździły w systemie, aby więcej takich motorów było, to będzie zawsze ułatwiano nam pracę. Zwłaszcza w dużych aglomeracjach – zauważa pan Andrzej, ratownik medyczny, który pracuje razem z panem Marcinem w pogotowiu.
Ratownik na motorze dostaje zlecenia telefonicznie. - Na swoich social mediach wrzucam informację: „Borkoś na patrolu” i te osoby wówczas wiedzą. Mają mój telefon, bo on jest na Facebooku i dzwonią. Są też panowie taksówkarze, panowie laweciarze – tłumaczy.
Towarzyszyliśmy panu Marcinowi w trakcie jego społecznego dyżuru. Wystarczyło zaledwie kilka chwil, żebyśmy wspólnie z nim mogli pojechać do kolejnego zgłoszenia. Pomocy potrzebował policjant, który zasłabł na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie.
Pan Marcin: Witam cię serdecznie. Powiedz, co się dzieje?
Policjant: Głowa mnie z tylu bolała.
Marcin: Połóż sobie rączkę luźno, sprawdzimy jeszcze saturację. Kontakt z osobami z Covidem, jakaś kwarantanna?
Policjant: Moja mama miała Covida, ale ja nie byłem w domu.
Szpitale tymczasowe a walka z koronawirusem
- Tutaj jest na Krakowskim Przedmieściu, przy kościele, policjant który zasłabł. Zgłasza silny ból głowy. Bez wywiezienia do szpitala się nie obejdzie. Trzeba będzie go zabrać karetką systemową - przekazał pan Marcin dyspozytorom.
- Największy koszt, który do tej pory ponoszę, to jest moja absencja w pracy. Do tej pory pracowałem na 2 etaty naraz około 300 – 350 godzin. Teraz pracuję maksimum 200. Nie pracując więcej, nie mam przychodów. Dlaczego tak? Dlatego, że pieniądze to nie wszystko – mówi pan Marcin.