Walczy o emeryturę. Brakuje jednego dokumentu

Wiktor Jałoza z niewielkiej Borysówki na Podlasiu w latach 70. pracował jako traktorzysta w Spółdzielni Kółek Rolniczych. Była to praca w szkodliwych warunkach, przez co koledzy mężczyzny przeszli na wcześniejsze emerytury. Pan Wiktor nie przeszedł, bo nie ma skąd wziąć dokumentu potwierdzającego szkodliwość swojej pracy. Spółdzielnia została zlikwidowana. Emerytura mężczyzny mogłaby być o kilkaset złotych wyższa.

Życie 64-letniego pana Wiktora Jałozy od lat wypełnione jest pracą i zmaganiem się z ubóstwem. Aż trudno uwierzyć, jak ciężka może być starość w niewielkiej Borysówce na Podlasiu. Renta nie starcza na życie, młodzi pouciekali. A wszystko mogło potoczyć się inaczej. Jednak w latach 70-tych, u progu dorosłości pan Wiktor wrócił w rodzinne strony. Tam się ożenił, wychował sześcioro dzieci.

- Pracowałem w Gdańsku, rodzice zostali sami i zaczęli namawiać mnie, żebym wracał tu z powrotem… bo komu to zostawią. Teraz żyję za 915 złotych renty – przyznaje Wiktor Jałoza, były traktorzysta.

Rolnik musi wyrzucić tysiąc ton buraków. Wini dystrybutora nasion

Po powrocie do rodzinnego domu pan Wiktor zatrudnił się w Spółdzielni Kółek Rolniczych w sąsiedniej miejscowości jako traktorzysta. W latach 70-tych spółdzielnia miała wówczas ponad tysiąc hektarów pól. Po godzinach traktorzyści pracowali też dla prywatnych gospodarzy. Czasem do późnych godzin. Dziś po spółdzielni zostało niewiele. Miejsce odstrasza.

Jak opowiada pan Wiktor praca traktorzysty była szczególna.

- Było dużo pyłu, jak się  orało i bronowało. Cały ten traktor był w kurzu, nie szło oddychać. Po całym dniu pluło si piaskiem. Człowiek na gospodarce…jak cały dzień na tym ciągniku poskacze bez amortyzacji, to przychodzi z bólem brzucha do domu…poleży trochę i przechodzi, ale na drugi dzień znowu to samo – tłumaczy.

Walczyła o rentę w sądzie i… minął okres bezskładkowy

- Najgorsze to były opryski, z tym BHP było różnie… kiedyś szło się na żywioł, nie było ubrań ochronnych – dodaje Stefan Sadowski, kolega pana Wiktora, były traktorzysta.

W 2000 roku pan Wiktor przeszedł na rentę i zapomniał o pracy w spółdzielni. Jednak kilka lat temu przypadkiem dowiedział się, że jego koledzy odchodząc z pracy brali zaświadczenie, że pracowali w warunkach szczególnych. Dzięki temu mogli przejść na emeryturę w wieku 60 lat. Pan Wiktor zgłosił się więc do ZUS myśląc, że dostanie wcześniejszą emeryturę. ZUS odmówił.

- W przypadku pana Wiktora mamy sytuację, że zakład pracy nie dopełnił przede wszystkim formalności prawidłowego wydania dokumentu potwierdzającego pracę w szczególnych warunkach. Inaczej byłaby szansa na to, że taka emerytura mogłaby zostać przyznana – mówi Katarzyna Krupicka, rzecznik ZUS w Białymstoku.

Walczy o spadek po siostrze z byłym burmistrzem Kłodzka. Tajemniczy testament  

- Jak odszedłem w 2000 roku, a dopiero od 2003 r. prezes W. zaczął wypisywać takie świadectwa… i oni wszyscy dostali. Pojechałem do pana O., czy mógłby takie zaświadczenie wystawić, a on mówi, że zakład pracy jest rozwiązany, dokumenty są w archiwum. Pracowaliśmy tak samo z kolegami, im się należy, a mi się nie należy. I to tylko dlatego, że tego świstka nie mam – opowiada pan Wiktor.

 - W przypadku kiedy nie ma pracodawcy, trzeba przeprowadzić postępowanie dowodowe. Pan Wiktor powinien spróbować odwołać się do sądu w celu sprostowania świadectwa pracy. Trzeba pamiętać o jednej rzeczy: żeby uzyskać świadczenie, to ta praca musiała być wykonywana w pełnym wymiarze czasu pracy – zaznacza raca prawny Przemysław Ligęzowski.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX