Dyspozytorka nie wysłała karetki. Mężczyzna zmarł
Małgorzata Musiał ze Śląska w środku nocy wezwała pogotowie do 70-letniego ojca, którego mocno bolały nogi - do tego stopnia, że nie mógł na nich ustać. Dyspozytorka odmówiła jednak wysłania karetki. Mężczyzna zmarł.
Drochlin, mała wieś w województwie śląskim. To rodzinne strony 44-letniej pani Katarzyny Łypińskiej i jej młodszej o dwa lata siostry Małgorzaty Musiał. Kobiety jeszcze nie zdołały pogodzić się ze śmiercią matki, która zmarła w zeszłym roku, a już muszą przeżywać drugą tragedię. Był 3 stycznia tego roku.
- Przez 70 lat swojego życia tata nie chodził do lekarza, bo miał końskie zdrowie. Dzwoniłam do niego jeszcze około 20:00 i normalnie ze mną rozmawiał – powiedziała Katarzyna Łypińska.
- Tata zadzwonił do mnie w nocy przed 3:00, że źle się poczuł, że był w łazience, przewrócił się i po prostu nie czuł nóg. Gdy weszłam, leżał w przedpokoju. Mówił o strasznym bólu nóg, prosił, żeby wezwać pogotowie. Odebrała pani dyspozytor, zapytała, czy mam jakieś krople uspakajające, jakąś tabletkę przeciwbólową – opowiadała Małgorzata Musiał.
Reporterka: Dlaczego tabletkę uspokajającą?
Pani Małgorzata: Stwierdziła, że tata ma nerwy.
Reporterka: Pani dyspozytorka nie dopytywała, co to za ból nóg?
Pani Małgorzata: Nie. Zapytała tylko, jaki kolor skóry nóg ma tata: czerwony czy biały. I ja mówię, że białe ma. W ogóle nie pytała o żadne ciśnienie, o żadne choroby przeżyte, czy na jakie tata się leczył. Nic po prostu.
Ze sparaliżowaną żoną w mieszkaniu bez wody i toalety
- Od śmierci mamy leczył się na nadciśnienie i właśnie na nogi. Wyszło, że ma zakrzepicę, więc brał regularnie leki – wyjaśniła Katarzyna Łypińska.
Pani Małgorzata posadziła ojca na wersalce i na chwilę pojechała do swojego domu. Zabrała z niego potrzebne rzeczy, żeby być cały czas z tatą. Kiedy wróciła, tata leżał martwy na podłodze.
W karcie zgonu 70-letniego pana Wojciecha Złotorowicza wpisano, że nastąpiło zatrzymanie krążenia - nieokreślone. Wspomniano o nadciśnieniu tętniczym. Córki postanowiły, że tym razem tej sprawy tak nie zostawią.
- Rok temu mieliśmy taką samą sytuację. Tylko że mama była osobą schorowaną. Przed świętami Bożego Narodzenia dopadła ją rwa kulszowa i doktor przepisała jej zastrzyki oraz Ketonal, 50 mg. Mama po wybraniu tych 3 zastrzyków zaczęła krwawić. Siostra zadzwoniła na pogotowie i też odmówili. Ja wiem, że mama była człowiekiem schorowanym. Szanse były znikome, żeby ją uratować, ale tata był człowiekiem zdrowym. Pierwszy i ostatni raz w życiu prosił o pomoc. On błagał o to pogotowie – tłumaczyła córka Katarzyna Łypińska.
Ze sparaliżowaną żoną w mieszkaniu bez wody i toalety
- Chcemy to nagłośnić, żeby ludzie wiedzieli, jaka teraz jest pomoc u nas, że po prostu nie można na nich liczyć – dodała druga z sióstr.
Po wyjaśnienia udaliśmy do dyrekcji pogotowia w Częstochowie:
Usłyszeliśmy: Z dniem 1 stycznia 2021 dyspozytornia medyczna jest jednostką Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Konkretnie to podlega pod Wydział Powiadamiania Ratunkowego.
- To lepiej czy gorzej?
- Dla nas gorzej, bo teraz nasze karetki wysyłają pracownicy Urzędu Wojewódzkiego. No to jest duży zamęt, bo ci nowi dyspozytorzy nie znają terenu i się nie orientują co i jak. Ja nawet nie mam wpływu na to, gdzie oni wyślą, jak wyślą, w jakim trybie.
Ucieka od męża. Prosi o nowe mieszkanie dla siebie i córki
Zwróciliśmy się do Dyrektora Wydziału Powiadamiania Ratunkowego w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim z prośbą o wyjaśnienie, dlaczego dyspozytorka nie wysłała karetki. W odpowiedzi czytamy:
„Aktualnie sprawa podlega rozpatrzeniu (….) Pragnę zapewnić, iż przedmiotowa skarga zostanie przez nasz Urząd wnikliwie zbadana. (...) Zapewniam również, że czynimy starania, aby sprawę rozpatrzyć jak najszybciej”
- Największy żal mam do pani dyspozytorki z pogotowia, że po prostu tej karetki nie wysłała, kiedy tata potrzebował pomocy. A przez 70 lat nie korzystał z tej pomocy, nie przyjeżdżała tu karetka nigdy, więc tyle mu się należało chociaż raz - podsumowała Małgorzata Musiał.