Po żądaniu spłaty 120 tys. zł obcego długu, było pobicie i kilka podpaleń
Państwo Marcin i Karolina Soleccy jeszcze niedawno prowadzili dobrze prosperujący tartak. Dziś przyznają, że stracili wszystko, a w dodatku boją się o życie. Pan Marcin nie rozstaje się z paralizatorem. Ich problemy zaczęły się od wizyty mężczyzny, który zażądał spłaty 120 tys. zł, które miał od niego pożyczyć tata pani Karoliny. Później doszło do pobicia, podpalenia auta i całej firmy.
Państwo Soleccy prowadzili tartak oraz wykonywali stoły i ozdoby z drewna. Firma prężnie zaczęła działać cztery lata temu.
Wszystko zmieniło się w 2018 roku, gdy ojciec pani Karoliny doznał udaru, a w firmie pojawił się Wiesław W.
- Rzucił nam umowę na stół. Mówił, że Piotr, mój teść, jest mu winny 120 tys. zł, które możemy od razu oddać, albo policzy 3 tysiące zł miesięcznie odsetek. Mój teść prowadził firmę i można powiedzieć, że kooperowaliśmy ze sobą, a on myślał, że my przejęliśmy firmę od teścia. My mieliśmy swoją. Te wszystkie maszyny, na których pracowaliśmy, to były nasze, my je kupiliśmy. Stwierdziliśmy, że nie będziemy spłacać tego – opowiada Marcin Solecki.
Starcia z policją w klubie w Rybniku. Właściciele ujawniają nagrania
Wówczas w firmie doszło do kilku szokujących zdarzeń
- Pierwsze zajście, to przyjechał chłopak, który powiedział, że chce zamówić drewno. Ja się pochyliłem i dostałem pałką. Mam nagranie – wspomina Marcin Solecki.
Jeszcze przed pobiciem pana Marcina z placu przed firmą skradziono samochód. Następnie ktoś podpalił drugie auto, a później drewno w tartaku. W skrzynce na listy Soleccy znaleźli ulotkę sugerującą zakup wózka inwalidzkiego z notatką: w trosce o Pana przyszłość.
- A największy pech, jaki się wydarzył, to z 5 na 6 czerwca podpalono nam całą firmę, budynek spłonął doszczętnie. Większość maszyn została spalona i dużo towaru, który miał być też wysłany za granicę. Na obecną chwilę toniemy w długach – przyznaje Marcin Solecki.
- Można powiedzieć, że nie ma firmy. Nie ma drewna, nie ma maszyn i nie ma już przyszłości – dodaje Karolina Solecka.
Miał się opiekować ich dziećmi. Jedno z nich skrzywdził
Próbowaliśmy skontaktować się z ojcem pani Karoliny, który wziął od Wiesława W. pieniądze. Jego stan miał się jakiś czas temu poprawić. Ale jak się okazuje, jest w jednym z Domów Pomocy Społecznej i wymaga całodobowej opieki.
- Z tatą rozmawiałam ostatnio po tym, jak się pochorował, to było w 2018 roku. Pytałam, co zrobił z pieniędzmi. No to popłakał się, później zaczął się śmiać, bo takie miał zachwiania dziwne. I powiedział, że… przej*** na waciki – opowiada Karolina Solecka.
Marcin Solecki ma nagrania, na których widać, że pożary nie były przypadkowe. - Na jednym widać wybuch, na drugim zostawioną butelkę z podpałką grillową. Było to polane i podpalone – mówi.
Prowadząca sprawę prokurator rodzinie Soleckich polecała wyjazd za granicę. Mimo zabezpieczenia monitoringu, pałki teleskopowej z pobicia i wielu innych dowodów, przez długi czas nikomu nie postawiono zarzutów. Dwa miesiące temu sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.
- W sprawie tej usłyszał zarzuty podejrzany Dawid B. Jemu prokurator postawił zarzut spowodowania uszkodzeń ciała pokrzywdzonego, a także narażenia go na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia poprzez zadawanie mu ciosów pałką teleskopową – informuje Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Na pytanie, czy sprawy te łączą się w jakiś sposób z pożyczką, która miała być udzielona teściowi pana Marcina, odpowiada: - Badamy wszystkie okoliczności związane z tymi zdarzeniami, również w kierunku zarzutów stawianych temu mężczyźnie. Postępowanie jest w toku.
Żyje od choroby do choroby. Straciła zasiłek i rentę
Państwo Soleccy obawiają się o życie. Pan Marcin chodzi z paralizatorem, stara się o pozwolenie na broń.
- Proszę pana, ja nie domagam się ani od Marcina Soleckiego, ani Karoliny Soleckiej żadnego długu – mówi nam Wiesław W.