Bez odszkodowania za działkę zabraną pod budowę drogi w Warszawie
Żaneta Bandurska wydała z matką niemal pół miliona złotych na liczącą 2200 metrów działkę w warszawskim Rembertowie. Dziś nie ma prawie nic. Połowa terenu została jej zabrana pod budowę drogi, a druga połowa niszczeje. Kobieta musiała się wyprowadzić, bo podczas prac drogowych nie dało się tam żyć. Wszystko wskazuje na to, że nie dostanie żadnego odszkodowania.
Z Żanetą Bandurską i jej partnerem spotykamy się w użyczonej kawalerce na warszawskim Mokotowie. Kobieta wstydzi się przyjąć nas na swojej posesji, bo jej dom nie nadaje się do zamieszkania. Po życiu, które miało być tym wymarzonym, zostały tylko wspomnienia i zdjęcia.
- Chciałam mieć coś swojego, gdzie będę mogła założyć działalność i rozwinąć skrzydła. Miałam postawić sobie pawilon do handlowania chemią z Niemiec i mieszkanie. Tak uczyniłam – wspomina.
Dom dziecka lepszy od ojca? Tak uznali urzędnicy
2200 metrów działki w warszawskim Rembertowie pani Żaneta kupiła razem z matką w 2008 roku za niemal pół miliona złotych. Potem rozliczyła się z matką i działka stała się tylko jej własnością. Jednak w 2011 roku miasto zaczęło budować tam ulicę, a kilka lat później samorząd województwa ważne rondo Marsa. Kobietę wywłaszczono z połowy gruntów.
- Przyszło pismo, że odbierają 750 metrów i zostaje przyznane odszkodowanie. Byliśmy spokojni, że jak będzie droga, to wzrośnie wartość pozostałej działki. W czasie prac drogowych do drugiego budynku, który był w bardzo dobrym stanie, nie było żadnego dojazdu – wspomina pan Dariusz, partner pani Żanety.
- Nagle się okazało, że zamiast kawałeczka przed domem, to mi zabierają cały budynek, w którym prowadziłam działalność. Ale też byliśmy uspakajani, że oni nam od ręki wypłacą 75 procent wartości – mówi Żaneta Bandurska.
Bezdomny syn wdziera się do jej mieszkania
Kobieta była zmuszona wyprowadzić się z Warszawy. Inwestycje oddano do użytku, ale po działce nie ma śladu. Dziś jest systematycznie demolowana i okradana, nawet z metalowego ogrodzenia. Odszkodowania wciąż nie ma.
W toku postepowania Wojewoda Mazowiecki objął działkę tzw. ustawą komunalizacyjną. W oparciu o mapkę przygotowaną przez geodetę stwierdził, że droga kiedyś tu była. I dlatego grunt przechodzi na własność Skarbu Państwa. A odszkodowanie należy się temu właścicielowi, który był w księgach wieczystych przed 1999 rokiem. Pani Żaneta odwołała się do sądu. Sprawa trwa do dziś.
- To jest decyzja komunalizacyjna stwierdzająca prawo własności gruntu samorządowi na mocy ustawy z 1998 roku. Jest decyzja wojewody, więc musiała być ta droga wyznaczona, musiała być w ewidencji. Trudno mi teraz powiedzieć, jaką dokumentacją dysponowały strony, kiedy dokonywały zakupu tej nieruchomości. Natomiast ustawa wyraźnie mówi o drodze, więc ta droga musiała być wyznaczona – tłumaczy Ewa Filipowicz, rzecznik Wojewody Mazowieckiego.
Fekalia zalewają podwórko. Problem zgłaszają od lat
- Sprawdzałyśmy stan prawny działki, na ile mogłyśmy, w biurze zagospodarowania przestrzennego. Działka była w całości prywatna. Sprawdziłyśmy też w księgach wieczystych i nie było żadnych obciążeń – opowiada Żaneta Bandurska.
- Odszkodowania (za działkę tzw. ustawą komunalizacyjną – red.) może się domagać pierwotny właściciel, wyłącznie ten, który był wpisany w dniu 1 stycznia 1999 roku. Jeżeli ten właściciel dokonał zbycia w czasie późniejszym, orzecznictwo idzie w tym kierunku, że zbycie jest niedozwolone, nieuprawnione – informuje Janusz Krakowiak, radca prawny.
- To jest to dla mnie straszne, tyle czasu tu mieszkałam, włożyłam pracę, pieniądze, uczucia, a dziś działka jest zdewastowana – podsumowuje Żaneta Bandurska.