Po wodę do hydrantu i tylko trzy razy w tygodniu
W Skarbimierzycach w Zachodniopomorskiem ludzie od lat żyją bez bieżącej wody. Odcięto ją w bloku czternaście lat temu i od tego czasu lokatorzy muszą czerpać ją z położonego kilometr dalej hydrantu. Do tego woda dostępna jest zaledwie trzy dni w tygodniu w wyznaczonych godzinach.
60-letnia Irena Czapelska mieszka z synem Adrianem w Skarbimierzycach w województwie zachodniopomorskim. 32-letni Adrian od wielu lat choruje na ciężką odmianę cukrzycy. Regularnie musi przyjmować leki, ale przede wszystkim dbać o higienę. Niestety nie jest to możliwe, bo w ich bloku od czternastu lat nie ma bieżącej wody.
- Muszę dbać o higienę, bardzo często się myć, ale nie jestem w stanie. Jeśli dostanę zespół stopy cukrzycowej, to mogą mi nogi poucinać – opowiada Adrian Czapelka.
Kłótnie, wyzwiska, rękoczyny. Konflikt w bloku w Lubinie
By zaopatrzyć się w wodę, rodzina musi iść blisko kilometr do najbliższego hydrantu. Niestety i ta możliwość jest bardzo ograniczona, bo woda otwierana jest tylko trzy razy w tygodniu w wyznaczonych godzinach.
- Wodę mam otwartą od godziny 17 do 19 w poniedziałki, środy i piątki.
Ile ja tej wody nawiozę stamtąd? 100, 200 litrów? A jak jest piątek, sobota, niedziela i poniedziałek, to dopiero dziś powinni otworzyć o 17. Muszę w deszczówce się kąpać i niekiedy ją pić – twierdzi pan Adrian.
Pani Irena do 1993 roku pracowała w państwowym gospodarstwie rolnym. Zakład miał podpisaną z wodociągami umowę na dostarczanie wody. Mieszkańcy twierdzą, że po upadku PGR-u wodociągi o nich zapomniały. Do 2007 roku, gdy odcięły lokatorom wodę. Powodem było zadłużenie, które mimo częściowej spłaty stale rośnie.
Dom dziecka lepszy od ojca? Tak uznali urzędnicy
- Płaciliśmy wodę do PGR-ów, z pensji nam odciągali. Jak rozwiązali PGR-y, to ani nam wodomierza nie założyli, żeby wodę spisywać czy coś. Nie płaciliśmy, nie płaciliśmy i potem przyjechali nam wodę odcinać – opowiada Irena Czapelka.
- Wodociągi przez te wszystkie lata nie informowały, że powstaje zadłużenie. Jak już ta kwota kilku tysięcy urosła, to przyjechali i odcięli te wodę. Ludzie nie mieli szans, żeby pospłacać. Przez te dwadzieścia lat, jak nie ma wody, odsetki od tych 6 tysięcy urosły do 60 tysięcy - mówi Adrian Czapelka.
Kwota zadłużenia każdej z mieszkających tu rodzin stale rośnie. Lokatorów nie stać choćby na połowiczną spłatę. Według nich wodociągi nie chciały się z nimi porozumieć. Postawiły nawet warunek: lokatorzy muszą spłacić przynajmniej połowę swojego zadłużenia. To około 30 tysięcy złotych na rodzinę, co przewyższa ich możliwości finansowe.
Bez pieniędzy za okna. Firma zniknęła
- Jestem osobą z orzeczeniem o niepełnosprawności, mam problemy z kręgosłupem. Ciężko jest dźwigać wodę. Tu ludzie są chorzy. Moja sąsiadka w tej chwili leży w szpitalu po udarze. Ma przeszło 60 lat. Powie pan, jak ona ma iść po wodę? – mówi Danuta Piotrowska, mieszkanka osiedla.
- Wszystkiego nie idzie zrobić bez wody. Sprzątać trzeba, prać trzeba, kąpać się trzeba, ugotować trzeba. I ciężko jest – dodaje Żaneta Piotrowska, kolejna mieszkanka osiedla.
- Są to mieszkańcy, którzy w wyniku przemian gospodarczych zostali zapomniani przez los. Działamy oczywiście w celu dostarczenia wody i osiągnięcia jakichś zysków, ale przede wszystkim chodzi o dobro mieszkańców Pomorza Zachodniego. Z naszej strony jest dobra wola, by ten problem rozwiązać – zapewnia Łukasz Szeląg, rzecznik Wodociągów Zachodniopomorskich.
Bez odszkodowania za działkę zabraną pod budowę drogi w Warszawie
Wodociągi deklarują teraz pomoc mieszkańcom. Po naszej interwencji pojawiły się dodatkowe rozwiązania problemu. Teraz zarówno mieszkańcy, jak i urzędnicy muszą dojść do porozumienia.
- Chęć spłaty jest, a z naszej strony jest chęć dostarczania wody. Jesteśmy chętni, by tę wodę podłączyć. Rozmawiałem z prezesem, by zaległość rozłożyć na raty lub podejść do tematu i porozmawiać z prawnikiem o możliwości umorzenia – informuje Łukasz Szeląg, rzecznik Wodociągów Zachodniopomorskich.