10-latek śmiertelnie pobity przez sąsiada

Grzegorz P. pojawił się w mieszkaniu swojej byłej partnerki pod pretekstem odebrania swoich rzeczy. W domu znajdował się ich 13-letni syn z 10-letnim kolegą. Mężczyzna, będąc pod wpływem alkoholu, chwycił metalową rurę, którą zaczął katować obydwu chłopców. Młodszy z nich nie przeżył, a starszy w stanie ciężkim trafił do szpitala. Grzegorz P. ma na swoim koncie wyrok za stosowanie przemocy. Jednak wobec mężczyzny, który obiecywał zemstę, nie orzeczono zakazu zbliżania.

W ostatnią sobotę, w miejscowości Kozłów w Małopolsce rozegrał się dramat. 42-letni Grzegorz P. pojawił się w mieszkaniu swojej byłej partnerki pod pretekstem odebrania swoich rzeczy. W domu znajdował się ich 13-letni syn z 10-letnim kolegą.

- Drzwi otworzył mu 13-letni syn, wpuścił go do środka. Ten mężczyzna zachowywał się irracjonalnie, bo nagle metalową rurką zaatakował zarówno swojego syna, jak i jego kolegę, który przyszedł w odwiedziny - mówi mł. insp. Sebastian Gleń z krakowskiej policji.

- W tym czasie do mieszkania przyszła 30-letnia gospodyni. Ona również została zaatakowana. To była partnerka tego mężczyzny. Ona wybiegła z tego budynku, upadła i to zauważyli sąsiedzi i zaalarmowali służby ratunkowe, a sprawca zbiegł - dodaje.

Młodszy z chłopców nie przeżył ataku, a starszego w stanie ciężkim zabrało lotnicze pogotowie ratunkowe.

Sam z chorą na schizofrenię siostrą. Grozi im bezdomność

- Dziecko trafiło do nas w sobotę późnym wieczorem, w stanie bardzo ciężkim, zostało zaintubowane, nieprzytomne. Przebywało na intensywnej terapii, gdzie pozostaje do tego momentu. Obecnie jest wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej. W najbliższym czasie czekają go operacje, które mają być przeprowadzone przez chirurgów szczękowych - mówi Katarzyna Pokorna-Hryniszyn ze Szpitala Dziecięcego w Krakowie.

Grzegorz P. został błyskawicznie schwytany i trafił do aresztu. Chłopiec, który nie przeżył ataku pijanego szaleńca, to 10-letni Filip. W tym roku miał iść do pierwszej komunii. Jego rodzina wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało.

- Mój syn zmarł od razu. To tylko tyle, że się nie męczył, bo tamten chłopaczek to jest w bardzo ciężkim stanie - mówi matka chłopca.

Grzegorz P. był od dawna dobrze znany lokalnej policji, głównie ze znęcania się nad rodziną. Niecałe trzy tygodnie przed wydarzeniami ostatniej soboty został nawet za to skazany na rok więzienia w zawieszeniu. Nie wiadomo, dlaczego sąd nie zakazał mu zbliżania do pokrzywdzonych.

- Zgłaszane interwencje dotyczące przemocy, agresji fizycznej i słownej spowodowały, że wszczęto tam procedurę niebieskiej karty. Ta procedura niebieskiej karty sfinalizowała się wszczęciem dochodzenia w sprawie znęcania. 7 marca do tych zarzutów się przyznał i poddał się dobrowolnie karze pozbawienia wolności w zawieszeniu i karze grzywny - mówi Sebastian Gleń z policji.

Bezdomny syn wdziera się do jej mieszkania

Reporter: Myśli pan, że tej sytuacji można było zapobiec?

Gleń: Teraz też analizujemy tę sytuację i sprawdzamy, czy wszystkie procedury zostały dopełnione. Takie polecenie wydał komendant wojewódzki policji w tej sprawie.

Reporter: Myśli pani, że on dożywocie dostanie za to?

Matka zabitego chłopca: Powinien, a jak nie, to ja się odwołam. Nie mam innego wyjścia. Nie podaruję. Ja straciłam syna, niech on gnije tam do końca życia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX