Skupował bydło, ale nie płacił. Poszkodowani rolnicy
Pan Jan prowadzi gospodarstwo rolne. Mężczyzna sprzedał cztery byki Łukaszowi P. Miał za nie otrzymać ponad 21 tysięcy złotych. Po usilnych prośbach Łukasz P. zapłacił 8 tysięcy. Do zapłaty zostało 13 tysięcy. Rodzinie pieniądze były bardzo potrzebne, ponieważ żona pana Jana chorowała na nowotwór, a leczenie generowało ogromne koszty. Kobieta nie doczekała zapłaty za sprzedane bydło. Mężczyzna został sam na 27-hektarowym gospodarstwie. Okazało się, że nie jest jedynym poszkodowanym.
Pan Jan prowadzi gospodarstwo rolne pod Żninem w województwie kujawsko-pomorskim. Mężczyzna w czerwcu 2019 roku sprzedał cztery byki Łukaszowi P. Miał za nie otrzymać ponad 21 tys. złotych.
- Gdy upłynął termin płatności faktury, czyli 14 dni, zacząłem monitować. Nie odbierał telefonu, tylko odpowiadał SMS-ami - mówi pan Jan.
- Moja żona chorowała na nowotwór i usilnie go prosiła i te 8 tysięcy zapłacił, a 13 tysięcy pozostało do zapłaty. Byłem w takiej sytuacji, bo choroba żony pochłonęła mnóstwo pieniędzy. Musiałem jeździć między innymi do Warszawy. Próbowaliśmy ją ratować, leczyć, a wiadomo: każdy wyjazd to są pieniądze - dodaje.
Żona pana Jana nie doczekała zapłaty za sprzedane bydło. Choroba zabrała ją w grudniu ubiegłego roku. Mężczyzna został sam na 27-hektarowym gospodarstwie. Okazało się, że nie jest jedynym poszkodowanym. Skontaktowaliśmy się z rolnikami, którzy nie otrzymali po 75 tysięcy złotych.
Nagle stracił 300 świń. Długi niszczą rolnika
- Złożyłem wniosek do sądu o nakaz zapłaty. Komornik z Gostynia stwierdził, że nie ma jemu z czego ściągnąć. Rok temu dostałem 130 złotych - mówi pani Stanisław, jeden z poszkodowanych.
- Zapewniam, że wszystkie czynności zostały podjęte, natomiast mamy szereg wyłączeń, które skutecznie uniemożliwiają komornikom prowadzenie egzekucji w kraju i to zarówno ograniczenia wynikające z kodeksu postępowania cywilnego, jak i przepisy dotyczące sytuacji pandemicznej w kraju - przekonuje Marek Grzelak, rzecznik prasowy Rady Izby Komorniczej w Poznaniu.
Łukasz P. skupował bydło podając na fakturze dane gospodarstwa rolnego, które przestało istnieć kilka miesięcy po dokonanych transakcjach. Rolnicy złożyli sprawę do prokuratury. Jest siedmiu poszkodowanych na ponad 400 tys. złotych. Mężczyzna usłyszał zarzuty i toczą się sprawy karne w dwóch sądach.
- Działając w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez wprowadzenie w błąd kontrahenta, iż uzyska pełna zapłatę w umówionym terminie, doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem - mówi Jacek Krysztofiak, prezes Sądu Rejonowego w Żninie.
- On się chciał dobrowolnie poddać karze: rok pozbawiania wolności na rok w zawieszeniu. Jak widzę tylu pokrzywdzonych na tak duże pieniądze, jak nie chce zapłacić, to musi to odsiedzieć i to dość długo. Może najmniej mi wisi z tych wszystkich rolników, ale powiedziałem sobie, że mu nie popuszczę - mówi pan Jan.
Próbowaliśmy skontaktować się z Łukaszem P., niestety nie odbierał telefonu. Udaliśmy się pod adres wskazany przez rolników, aby z nim porozmawiać.
- My mieliśmy rozdzielność majątkową podpisaną przed ślubem. Ja obecnie jestem bezrobotna, mamy trójkę dzieci. Mąż póki co pracuje na najniższej krajowej. Nie wiadomo, jak to wszystko jeszcze będzie wyglądać - mówi żona mężczyzny.
Rolnikom ciężko będzie odzyskać pieniądze od człowieka, który nie posiada majątku i pracuje za najniższą krajową. Takie zarobki nie podlegają zajęciu komorniczemu.
- On wiedział, że mnie okrada, on wiedział, że mi tych pieniędzy nie odda - twierdzi pan Jan.