Sprzedani z budynkiem. Trafili do obory
91-letnia pani Helena od lat mieszkała z mężem i dziećmi w budynku stacji kolejowej w Poniatowej. W 2008 roku budynek został przekazany Starostwu Powiatowemu w Opolu Lubelskim, a następnie sprzedany wraz z lokatorami. Remont prowadzony przez nowego właściciela spowodował, że 91-latka wraz z synem musiała się wyprowadzić do dawnej obory stojącej po sąsiedzku.
Pani Helena Telejko ma 91 lat, pochodzi z rodziny kolejarzy. Jej dziadkowie, rodzice, a także mąż pracowali na kolei. W latach pięćdziesiątych wraz z mężem zamieszkała w bydynku dworca w Poniatowej, niedaleko Lublina. Prawo do lokalu uzyskała na czas nieoznaczony. Tu urodził się jej syn - Zygmunt.
- To był dworzec kolejowy, w tamtym czasie jeszcze niedokończony, do którego mój ojciec został delegowany jako kolejarz. I tutaj pracował aż do emerytury - wyjaśnia Zygmunt Telejko.
Kurz, hałas i ciężarówki. Uciążliwe sąsiedztwo
W 2008 roku Polskie Koleje Państwowe przekazały budynek Starostwu Powiatowemu w Opolu Lubelskim. Sześć lat później urzędnicy sprzedali go prywatnemu inwestorowi razem z lokatorami. A ten zaczął prowadzić remont.
- Starosta nam proponował wykup mieszkań z dużą bonifikatą, ale nigdy nie odpowiedział na pytanie, co z tymi pustostanami, które zostają, ponieważ to nie był budynek mieszkalny, ale dworzec kolejowy. Później pojawił się nowy właściciel, sam nas o tym poinformował, robiąc spotkanie. Powiedział, że jest nowym właścicielem, że opłaty będziemy wnosić już do niego - mówi pan Zygmunt.
Niedługo potem w budynku rozpoczął się remont.
- W ubiegłym roku zdjął poszycie z dachu, nie zabezpieczył mieszkań przed zalewaniem. 30 września to już było zimno w mieszkaniu, stęchlizna, smród, wilgoć, coś okropnego, mama wtedy dostała ostrego zapalenia nerek. Musieliśmy szybko reagować, zabrać ją stamtąd – wyjaśnia pan Zygmunt.
Odznaczany za zasługi dla miasta, mieszka w ruderze
Rodzina wyprowadziła się wówczas do dawnej obory stojącej po sąsiedzku, którą przed laty zajęła przez zasiedzenie. W budynku nie ma ani wody, ani toalety.
- Przetrwaliśmy zimę, czasami było ciężko, ale u siebie - mówi pan Zygmunt.
- Dla pana Jezusa nie było miejsca i dla nas też nie. Marzliśmy jak psy, ale u siebie - mówi Helena Telejko.
Udało nam się porozmawiać z nowym właścicielem budynku, ale mężczyzna nie zgodził się na publikację fragmentów rozmowy. Zamiast tego otrzymaliśmy pismo, w którym twierdzi, że to rodzina Telejków nie chce polubownego rozwiązania sporu. I konsekwentnie nie zgadza się na zaproponowane mieszkania zastępcze. Remont natomiast ma być prowadzony zgodnie z prawem.
Sprawą zajął się sąd. Zgodnie z wyrokiem, wypowiedzenie umowy najmu było nieskuteczne, a pani Helena nadal może mieszkać w budynku dworca. Jednak wrócić mogłaby tam tylko teoretycznie, bo w budynku trwa remont. Właściciel zaproponował lokale zastępcze, ale jak twierdzi rodzina Telejków, na zasadzie komercyjnego wynajmu.
Ojciec podzielił majątek. W rodzinie rozpętała się wojna
- Jaką ja mam gwarancję, gdybym się zgodził od tych państwa wynająć mieszkanie. W przeciągu dwóch miesięcy spodziewam się, że takiej kwoty by zażądali, że nie bylibyśmy w stanie płacić – mówi pan Zygmunt.
Rodzina złożyła wniosek o mieszkanie z zasobów gminy.
- Jeżeli nie będzie żadnych przeciwwskazań czy wątpliwości prawnych, na pewno pochylimy się nad ich problemem - zapewnia Paweł Karczmarczyk, burmistrz Poniatowej.
Przeciwskazania mogą się jednak pojawić, bo państwo Telejkowie mają prawo do lokalu w dawnym budynku kolejowym.
Ich marzenia legły w gruzach. Dosłownie
Pan Zygmunt i pani Helena mają pretensje, że nie zostali poinformowani wcześniej o sprzedaży budynku.
- Ja zadam pytanie: dlaczego nam nie sprzedano za tak niską cenę? Dlaczego nikt nas nie poinformował, że budynek jest sprzedawany poza przetargiem? - zastanawia się pan Zygmunt.
- Kupilibyśmy go - dodaje.