Zlikwidowali przejazd. Rolnicy nie mogą dojechać na pole
Pan Czesław Adamczyk mieszka w Gliniku Charzewskim na Podkarpaciu. Mężczyzna wraz z swoim synem zajmuje się uprawą orzechów laskowych. Prowadzi również uprawę pszenicy. W tym roku zbiory będą jednak dużo mniejsze niż zazwyczaj. Wszystko z powodu kolejarzy, którzy rozebrali przejazd przez tory, pozbawiając rolników jedynej możliwości dojazdu na pole.
Jeszcze do maja tego roku mężczyźni mogli bez problemu dostać się na swoje pola. Wszystko zmieniło się, gdy przejazd przez tory został rozebrany przez PKP PLK. Rolnicy są załamani ponieważ nie mogą przejechać ciągnikiem z opryskiwaczem, aby wykonać zabiegi ochrony roślin.
- 26 maja został nam rozebrany przejazd kolejowy. Był to jedyny dostęp do tych działek i od tamtego czasu nie możemy się tutaj dostać żadnymi maszynami, ani ciągnikiem - opowiada syna pana Czesława, Adam Adamczyk.
Psuje się nowy traktor za 300 tys. zł. Dealer i producent odmawiają pomocy
W podobnej sytuacji jest sąsiad pana Adama.
- Kiedyś był tu piękny przejazd. Był dobrze oznakowany, były światła pulsujące. Było w miarę bezpiecznie - mówi pan Stanisław Nowak.
- Na wiosnę zasiałem owies, ale już żadne opryski nie były wykonane, nie było nawożenia, bo chwilę później zamknęli przejazd - tłumaczy mężczyzna.
Pan Czesław prowadzi plantację leszczyny wielkoowocowej czyli tzw. orzechów laskowych. Mężczyzna obsadził tymi drzewami ponad cztery hektary. Teraz został pozbawiony dostępu do połowy upraw.
- Mam ponad 8 hektarów, z czego ponad 4 ha to uprawa leszczyny. Orzechy są naszym głównym źródłem dochodu. Sprowadziliśmy nawet z Włoch specjalną maszynę do zbiorów - opowiada pan Czesław.
- Gdy się zasadzi leszczynę, ona nie owocuje od razu, trzeba od 8 do 10 lat czekać na pierwsze owoce, a nakład jest co roku praktycznie taki sam - wyjaśnia Adam Adamczyk.
Kilkadziesiąt kontroli u rolników. Przeszkadzają sąsiadce
Po zamknięciu przejazdu rolnicy praktycznie stracili dostęp do swoich upraw.
- Z jednej strony jest rzeka, z drugiej tory. Nie mam teraz jak dojechać na pole - mówi pan Adam.
- Konsekwencje tego, że nie mam możliwości przejazdu są takie, że nie są wykonane zabiegi ochrony roślin przed robactwem - tłumaczy pan Czesław. - Tracę na uprawie leszczyny około 50 tysięcy złotych - dodaje mężczyzna.
Dziś orzechy są psują i nie będą się nadawały do sprzedaży. Mimo tego, pan Czesław i jego syn będą musieli w jakiś sposób usunąć chore owoce spod drzew, żeby nie doprowadzić do kolejnej choroby. Czyli mimo tego, że nie zarobią, to i tak będą musieli wykonać swoją pracę, ale tym razem ręcznie.
Rolnicy mają żal do kolei, że zdecydowano się na rozebranie przejazdu. Ich zdaniem stało się to z dnia na dzień.
- W zeszłym roku na wiosnę pojawiły się tabliczki na przejazdach kolejowych, które zgodnie z rozporządzeniem ministra transportu z 2015 roku, do 30 października ulegną zamknięciu. Była na tych tabliczka informacja o możliwości umowy dzierżawy. Mieszkańcy byli świadomi - przekazał Paweł Midura, zastępca burmistrza Strzyżowa.
Zamienił działkę seniora w… śmietnisko. 120 tys. zł straty
Zwróciliśmy się o wypowiedź do PKP PLK. Choć początkowo byliśmy umówieni na rozmowę przed kamerą przedstawiciele kolei odwołali spotkanie. Przysłali za to maila.
"(…) Do PLK nie wpłynęły wnioski osób lub podmiotów zainteresowanych zawarciem umowy na użytkowanie skrzyżowania na zasadzie indywidualnego użytkowania. Wykorzystywanie przejazdu przez osobę lub grupę osób polega na utrzymaniu przejazdu oraz otwieraniu wyłącznie na czas przejazdu (…)" - czytamy.
Rolnicy nie zgodzili się na dzierżawę, ponieważ oprócz postawienia rogatek i dbania o przejazd spoczywałby na nich obowiązek pilnowania bezpieczeństwa na przejeździe.
Innym rozwiązaniem byłoby przekwalifikowanie drogi prywatnej, która prowadzi do przejazdu na drogę publiczną, ale niestety tu jest kolejny problem.
- Szklak drożny, który prowadzi do tego przejazdu kolejowego znajduje się na działkach prywatnych. Tam są dwie działki prywatne od drogi publicznej do torów kolejowych. Właściciele nie zgodzili się na to, żeby to była droga publiczna - mówi zastępca burmistrza Strzyżowa.
- Jako samorząd jesteśmy w takiej sytuacji, że oczekuje się od nas rzeczy, na które nie mamy wpływu - dodaje.
- Pod pretekstem bezpieczeństwa pozbywa się ludzi dostępu do ich gruntu. Chcemy zajmować się rolnictwem, mamy z tego radość, ale niestety w tej chwili nam to uniemożliwiono - mówi Adam Adamczyk.
- Dopóki nie będzie przejazdu to ta ziemia jest bezwartościowa. Ani jej nie sprzedam, ani nie mogę z niej korzystać, bo nie ma jak - dodaje Stanisław Nowak.