Trąba powietrzna i grad wielkości kurzych jaj. Gigantyczne straty
Zawalone domy, pozrywane dachy, pozostałości po stodołach - gmina Kłoczew na Lubelszczyźnie liczy straty. W niedzielne popołudnie przez kilka miejscowości przeszła tam trąba powietrzna wraz z gradem. Dziesiątki domów nie nadają się do zamieszkania. Najgorzej ucierpiała miejscowość Gózd.
- Ta burza nie zapowiadała w ogóle tragedii. Nie trwało to długo, bo może 10 minut, ale stał się ogrom zniszczeń – opowiada Iwona Sowa, sołtys Gózd.
- Nie widać nic było. Tak jakby koniec świata był – wspomina Jan Woźniak, mieszkaniec gminy Kłoczew.
13-latek zabił ojczyma. Miał stanąć w obronie matki
Cała gmina przez dobę była odcięta od energii elektrycznej i wody.
- Zaczął deszcz padać, grad padać. I przez okno patrzyłem z mieszkania, to normalnie siwo było. Nie było widać tutaj w ogóle budynków. Za chwilę patrzę - jakaś taka przestrzeń. Okazało się, że stodoły nie ma – mówi Ryszard Mućka, mieszkaniec Gózd.
- W budynkach, w elewacjach eternit powbijało. U sąsiada cała murowana stodoła poszła w kawałki – dodaje Marek Grabarczyk, poszkodowany rolnik.
Pani Krystyna i pan Jan w ubiegłym roku gruntownie wyremontowali odziedziczone po rodzicach budynki. W weekendowej nawałnicy żywioł w kilka minut pozbawił ich dachu nad głową. Dom i stodoła nie nadają się do odbudowy.
- To były takie emocje, że nie można sobie tego wyobrazić nawet. Nie wiem, czy to był jakiś wir czy tajfun. Trudno określić. Zniszczeniu uległo wszystko – mówi Krystyna Majek, siostra pana Jana.
- Zamurowało. Brak słów… Stodoła to zniszczona jest całkowicie, a mieszkanie dachu nie ma i popękane jest do stropu – dodaje Jan Alaba, który stracił ojcowiznę.
Śmierć Bartosza S. w Lubinie. Wersja ratowników
W nawałnicy ucierpiały też zabudowania pana Ryszarda oraz pola uprawne wielu okolicznych rolników. Pan Jerzy swoje straty liczy w dziesiątkach tysięcy złotych. Wielu plantatorów w tym sezonie obawia się bankructwa.
- Kulminacja trwała około pięciu minut, w tym ze dwie minuty najbardziej. Takie ciemne niebo, ale raczej bez burzy. Grad szalejący wielkości kurzych jajek i trąba powietrzna. M.in. rozebrało część obory. Zniszczone mam 12 hektarów kukurydzy, gdzie jej hektar kosztuje około 5 tysięcy złotych. Czyli tak prosto licząc ponieśliśmy straty w wysokości 60 tysięcy złotych – opowiada Jerzy Grzyb, rolnik z Gózd.
- Byli z firmy ubezpieczeniowej i mówili, że tu jest uszkodzone na sto procent. To są bardzo wysokie koszta. Duża strata – zaznacza Ryszard Mućka, mieszkaniec Gózd.
Już w niedzielę z pomocą poszkodowanym ruszyli strażacy. Po kilkunastu godzinach udało się opanować sytuację. W poniedziałek rozpoczęto zabezpieczanie zawalisk. Wsparcie poszkodowanym zapowiedział wojewoda lubelski oraz władze gminy. Jednak dla wielu oferowane zapomogi będą niewystarczające, bo stracili wszystko.
Przez decyzję weterynarza mogą stracić ok. 17 mln zł
- Pracowaliśmy do późna w nocy. Budynki mieszkalne i gospodarcze zabezpieczaliśmy plandekami, ewentualnie starym poszyciem dachowym. A na mieszkalne to już plandeki szły, żeby to dłużej przetrwało. Gózd jest miejscowością najbardziej dotkniętą, ale jest jeszcze Wygnanka, Wola Zadybska, także w każdej miejscowości coś się działo – informuje Mariusz Popiołek z OSP Nowe Zadybie.
- Te osoby oczywiście oprócz kwot z ubezpieczenia mogą liczyć na doraźną pomoc wojewody. Mamy nadzieję, że tak jak wojewoda zapewnił, jeszcze w tym tygodniu kwota rządowej pomocy w wysokości 6 tysięcy zostanie przekazana mieszkańcom – zaznacza Zenon Stefanowski, wójt gminy Kłoczew.
Poszkodowani mieszkańcy są załamani. Mają nadzieję, że przynajmniej część zniszczonych budynków uda się odbudować przed zimą. Na miejscu pracują rzeczoznawcy z firm ubezpieczeniowych. Mieszkańcy liczą na odszkodowania i pomoc państwa.