Żyją w 157-letnim domu. Drżą o życie
61-letnia Bernarda Czarna z gminy Borzęcin w Małopolsce mieszka w domu z 1864 roku. Bez wątpienia jest to obiekt muzealny, który bardziej nadaje się do zwiedzania w skansenie niż do życia. Kobieta mieszka tam z 38-letnim, niepełnosprawnym intelektualnie synem. 157-letni budynek jest w fatalnym stanie. Nie ma w nim bieżącej wody, nie jest ocieplony, panuje w nim wilgoć i grzyb, a dach może się zawalić. Pomocy ze strony urzędników niemal nie ma.
- Dach trzeba na pewno zrobić, przecieka cały sufit. Przedtem nic nie mogłam zrobić, bo mąż alkoholik. Miał zakaz zbliżania się i eksmisję. Komina też nie dam rady teraz zrobić, po prostu już cegły wypadają. Boję się palić, a muszę, bo do mycia czy prania grzeję wodę w garnkach, którą czerpię ze studni – opowiadała nam Bernarda Czarna.
Zakatował 19-latka. Nie trafi do więzienia
- Cieknie po ścianach, po instalacji elektrycznej i jak jest duży deszcz, to musi korki wykręcać, bo iskrzy. To może spowodować pożar, może prąd zabić, kto za to weźmie odpowiedzialność? – pytał Artur Czarny, syn pani Bernardy.
Po powodzi w 2010 roku kosmetyczny remont przeszły dwa pokoje. Ściany nie mają izolacji, dom nie ma fundamentów. Jest wilgoć i grzyb. Pani Bernarda boi się zimy i mokrego śniegu, którego ciężaru dach może nie wytrzymać. Konstrukcja trzyma się na podporach z drągów – część dachu opiera się na jednej, spróchniałej desce.
- Na całej długości zniszczony jest sufit, na strych nie da rady wyjść, żeby coś zrobić, deski są tak zgniłe. Jak jest wiatr, to trzeszczy. Boję się, że któregoś dnia to strzeli – zaalarmowała pani Bernarda.
Chcieliśmy się umówić w gminie na rozmowę w sprawie mieszkania pani Bernardy i jej syna. Wójt był na urlopie. Rozmawialiśmy nieoficjalnie z urzędnikiem, który przez lata był szefem gminnej pomocy i sprawy rodziny Czarnych znał bardzo dobrze.
- My nie mamy takich zasobów komunalnych, żebyśmy jej mogli zaproponować, że my pani damy mieszkanie. Wójt jutro ma być, jutro sekretarka spróbuje ustalić z nim godziny, to byśmy się do was odezwali – przekazał urzędnik z gminy Borzęcin.
Z powodu zbliżającego się festynu, władze nie znalazły jednak czasu na rozmowę. Wysłaliśmy pytania do wójta. Kierownik GOPS-u powiedziała Interwencji, że rodzina jest „zaopiekowana”.
- Klientka jest zaopiekowana przez Ośrodek Pomocy Społecznej. Kwestia dachu jest nam znana. Sprawa jest weryfikowana i cały czas podejmujemy na bieżąco decyzję, o których klientka jest informowana zarówno ustnie, jak i pisemnie – przekazała nam Katarzyna Ciochoń, kierownik GOPS w Borzęcinie.
Pod ośrodkiem spotkaliśmy panią Bernardę, która właśnie otrzymała dwa pisma od gminy.
- Dostałam dzisiaj dwa pisma. Przyszła odpowiedź, że nic mi się nie należy, nawet zasiłek celowy, bo dochody przekraczają... Pomoc w remoncie dachu też mi się nie należy – przekazała.
Bez dojazdu do domu. Dramat niepełnosprawnej
Reporterka: Jeszcze raz zapytam się pani kierownik, idzie zima, tam ludzie boję się zimy.
Kierownik GOPS Katarzyna Ciochoń: Zdajemy sobie z tego sprawę.
Reporterka: Ten dach nie wytrzyma ciężkiego śniegu, to nie trzeba być inżynierem.
Kierownik GOPS: Tak jak mówię, skierowani do ośrodka pomocy społecznej też w jakiś sposób są zaopiekowani. Też o tym myślimy, też staramy się wyprzedzić nasze działania, tak jak mówię, zgodnie z zasadami i kryteriami zawartymi w ustawie o pomocy społecznej.
- Syn bierze rentę 1065 zł, ja biorę 2156 zł świadczenia opiekuńczego, pielęgnacyjnego na syna, bo nigdzie nie mogę podjąć pracy – tłumaczy pani Bernarda.
Jeżeli chcą Państwo pomóc rodziny, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl, jesteśmy również na Facebooku.