Twierdzą, że urządzenie za milion było niesprawne. Przegrali w sądzie
Pan Artur i jego ojciec zajmują się mrożeniem owoców. Dziewięć lat temu postanowili unowocześnić produkcję i zdecydowali się na zakup tunelu chłodniczego za blisko milion zł. Jak twierdzą, działał ono przez zaledwie 2,5 godziny, dlatego nie przelali pieniędzy sprzedawcy. Wystąpili za to do sądu o zwrot kosztów przygotowania pod inwestycję. Zamiast nich, mają zapłacić 300 tys. zł za bezumowne korzystanie z tunelu.
- W chłodnictwo weszliśmy od 2010 roku. Mroziliśmy owoce miękkie: malinę, truskawkę, wiśnie. W 2012 roku chcieliśmy powiększyć, zrealizować większą produkcję, bo było na to zapotrzebowanie – opowiada Artur Orliński.
Kupował sprzęt, za który później nie płacił
- Widzieliśmy potrzebę, żeby udoskonalić tę produkcję i więcej zarabiać, bo dotychczasowa produkcja nam dobrze wychodziła, z tym że pieniądze były marne. Podpisaliśmy umowę szybko. Zrobiłem betony przed zamontowaniem tego, później postawiłem słupy i zadaszyłem – opowiada Bogusław Orliński, ojciec pana Artura.
W końcu nadszedł czas uruchomienia maszyny.
- Zrobiliśmy próby no i szło. Dzwoniło tam na stole, spadały wiśnie, no to radość niesamowita. 2,5 godziny leciało, dzwoniło ładnie, cieszyliśmy się. Później przestało mrozić – twierdzi pan Bogusław.
Pan Artur znalazł firmę, od której kupił specjalistyczny tunel chłodniczy. Mężczyzna przygotował konieczną do tej modernizacji infrastrukturę, a sprzedawca dostarczył warte prawie milion złotych urządzenie, które jak twierdzi pan Artur - niestety nie działało.
- Na początku słyszeliśmy, że szefa nie ma w Polsce, że jest na wczasach, później, że nie ma czasu i nie zajął się tym po prostu – opowiada pan Artur.
Straciła ojca, walczy o życie matki
- Nie zapłaciliśmy tego miliona, wstrzymaliśmy zapłatę, bo jak to jest niesprawne, to jak mogę zapłacić? Kombinował różnie, bo jemu zależało na tym, żeby zapłacić. Mówi, że on to zrobi, „nie martw się, to wszystko będzie dobrze, puśćcie pieniądze”. Ja mówię: „nie, poczekamy i jak to będzie dobrze, to puścimy pieniądze” – relacjonuje pan Bogusław.
Sprzedawca urządzenia obiecał je usprawnić. Kiedy to jednak nie dochodziło do skutku, pan Artur złożył pozew sądowy o zwrot poniesionych kosztów przygotowania infrastruktury pod urządzenie. Łącznie około 500 tys. zł.
- Pierwsza sprawa w sądzie w Kielcach. Po jakimś czasie, na drugiej rozprawie, mówi sąd, że biegłego w Polsce nie ma z tej branży. Wziąłem za telefon i dzwonię. Dodzwoniłem się do Krakowa. Tam zestaw był czterech biegłych przy Sądzie Okręgowym w Krakowie i pierwszego z brzegu wzięliśmy, sporządził ekspertyzę – opowiada pan Bogusław.
- Biegły sądowy wydał opinię, że to się nie nadawało do niczego. Nawet nie można było tego włączyć na czas próby – dodaje Artur Orliński.
Pokaz sprzętu medycznego. Wróciła z kredytem na kilkanaście tysięcy złotych
Sąd jednak uznał tę opinię za nieistotną i pan Artur sprawę przegrał. Wobec tego wyroku i uznania przez sąd, że urządzenie działało, sprzedawca pozwał mężczyznę o zapłatę za bezumowne korzystanie z maszyny i wygrał. Sąd orzekł, że pan Artur ma zapłacić 327 tys. złotych.
– Sąd ma prawo pominąć dowody, które nie dadzą przeprowadzić się w określonej sprawie. Jeżeli ta linia została już wydana, to ocena z perspektywy czasu, retrospektywna przez biegłego, może się okazać nieprzydatna, ponieważ biegły będzie oceniał maszynę, która w tej chwili nie działa, a interesujący jest dla nas moment z roku 2012 – mówi Tomasz Durlej z Sądu Okręgowego w Kielcach.
Reporter: No właśnie i tutaj mamy opinię z tego właśnie okresu, czyli biegły pojechał i zbadał urządzenie, które jeszcze było zamontowane i to jest jedyny taki dowód sporządzony przez rzeczoznawcę.
Ale to nie przez biegłego sądowego?
Jest to biegły sądowy z listy biegłych z tego zakresu, z Krakowa.
No tak, ale wykonywał opinię na zlecenie osoby prywatnej.
Bo owa osoba prywatna nie mogła się doczekać zlecenia takiej opinii przez sąd.
Zabierał nakrętki, by się rehabilitować. Wszystkie ukradli złodzieje
Możemy tę kwestię ustalić w krótkim czasie, gdy ja dostanę dostęp do akt i będę znał motyw rozstrzygnięcia.
- Mi się w ogóle na ten temat nie chce rozmawiać. Sprawa jest dla mnie zakończona. Przepraszam bardzo, ale nie ma w ogóle o czym dyskutować – słyszymy od przedstawicielki sprzedawcy linii produkcyjnej.
- Mamy 800 tys. zł długu w tej chwili w banku i jesteśmy zagrożeni wyrzuceniem nas stąd. W takiej sytuacji nas zostawił – podsumowuje Bogusław Orliński.